Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2015

Dystans całkowity:79.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:04:20
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:38.00 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:39.50 km i 2h 10m
Więcej statystyk

Listopadowo i romantycznie

Środa, 11 listopada 2015 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Fakt. Listopad to najbardziej nielubiany miesiąc przeze mnie. Ale bywają dni takie jak dziś .Cudne. Listopadowo piękne. Dawno nie jeździliśmy z Agnieszką. A ona sama nigdy jeszcze w listopadzie nie jeździła na rowerze. Wyruszyliśmy więc spod mojego domu "gdzie koła poniosą". Bez planu. Deszcz mżył, a ja marudziłem, ale Aga była w tak dobrym humorze, że nie dało się narzekać, więc pedałowałem. Obiecała zresztą, że zaraz przestanie padać. I rzeczywiście. Przestało! Planu nie mieliśmy, ale kierunek mniej więcej obrany. Najpierw Azoty Arena. I dotarliśmy. Aga ostro pedałowała.
Dojeżdżając do Azoty Arena © davidbaluch
Po minięciu Areny zaczął się mega długi podjazd pod górę. Ja jeździłem wciąż ostatnio, więc nie odczułem, ale Aga miała przerwę dłuższą i została w tyle. Jedziemy na Bezrzecze. Agnieszka miała dość, ale dała radę. Na górze, na Bezrzeczu mówi już ledwo:"pić..." No to ok... No to robimy przerwę na herbatę z termosu niedawno kupionego specjalnie na jesienno-zimowe wycieczki rowerowe. 
Nie ma to jak herbata na trasie © davidbaluch
Aga szczęśliwa. Góra pokonana © davidbaluch
No i dalej. Jedziemy. Jest tak ciepło, tak przyjemnie. Tak cudownie. Droga się uspokoiła. Aut coraz mniej. Wyjechaliśmy poza granice Szczecina. Jest tak bajkowo. Mijamy szare, brudne wioski. Jedna z brzydszych, Dołuje. Aga została w tyle i żartuje, że chciała dłużej w Dołujach zostać. Ale już poza Dołujami mijamy piękne łąki. Takie jesienne...Nie mamy trasy zaplanowanej. Jedziemy jak wyjdzie. Jak oczy poniosą. Pierwszy raz te miejsca odwiedzamy.
Gdzieś za Dołujami © davidbaluch
I w końcu dojechaliśmy do Szczecina. Aga, jak to Aga krzyczy: "Jeść!!" No to szukamy. Dużo dziś zamkniętych lokali. Jest święto. Ale znaleźliśmy kebaba. Aga szczęśliwa zamówiła wielkiego. I nie dała rady zjeść. Pół zabrała do domu :-) 
Już tylko 2 kilometry i byliśmy na Wilczej. Nowym pasem rowerowym podjechaliśmy pod auto Agi. I tam rozstania nadszedł czas. Aga do Polic, ja z psem na spacer. Było świetnie...I jeszcze dla wnikliwych:  mapa naszej trasy

Strasznie jesiennie się zrobiło

Poniedziałek, 2 listopada 2015 · Komentarze(10)
Ten tydzień był bardzo ciężki. Praca, praca, praca. Ale udało się tak choć na chwilę wyskoczyć na rower kilka razy. Nie na długo.. i nie daleko. Ale prawie 50 km się uzbierało więc szkoda nie napisać parę słów.
Jesień to specyficzna pora roku. Nostalgiczna.Chciałoby się tak w spokoju, tak w cieple domowego ogniska posiedzieć. Ale jeśli się nie da domowego ogniska, to choć pojeździć. Wczoraj cały dzień w pracy. Jak zawsze 1 listopada w pracy od 7.00 do 1.00 w nocy z trzygodzinną przerwą na odpoczynek. W sumie 14 godzin w pracy i to na nogach, na stojąco. Nie znoszę 1 listopada. Co roku to samo.
Dziś rano jeszcze do sądu i potem już wolny dzień. Pojechałem we mgle. Jazda jak jazda. Ale nie byłbym sobą jakbym nie wziął aparatu i nie zrobił zdjęć choć kilku. Dwóch, ale jedno pokażę. To esencja mojej dzielnicy. Moje miasto Szczecin. Lubię ruch i industrialne klimaty. Chyba nie mógłbym mieszkać na wsi. Albo inaczej. Latem na wsi, zimą w mieście.. 
Przed przyjazdem do domu zatrzymałem się przed ulubioną jadłodajnią mojego synka kochanego czyli niezdrowym Mc Donald's i musiałem, po prostu musiałem zrobić zdjęcie jakiego dawno nie robiłem. Moje miasto... 
Szczecin. Ulica Przyjaciół Żołnierza © davidbaluch