Dziś przetestowaliśmy nowy fotelik Kacpra. A właściwie nie nowy, ale ostatnio było mu twardo w tyłek, więc moja mama, jego babcia zaoferowała swoją pomoc na szycie podtyłka na fotelik Kacpra. W poniedziałek został w Policach fotelik, W piątek odbiór. Co najmniej jak u tapicera z z górnej półki. Ale.. Jest dobrze. Jest lepiej niż dobrze. Gąbka (kupiona przeze mnie za 8,80 w Leroyu) obszyta świetnym czerwonym materiałem w kolorze rowerka..normalnie rewelacja. Jak król na tronie. Pojechaliśmy po Szczecinie. Różanka, tramwaje na placu Grunwaldzkim i inne..Kacper był zachwycony. Mówił:"tata!! nie boli tyłek już!". I to jest najpiękniejsze co tata może usłyszeć ;o)
Dziś wolne za sobotę pracującą, a po wczorajszym grillu samochód musiał zostać w Policach, więc wskoczyliśmy z Kacprem na rower i jazda do Polic po auto. Pojechaliśmy przez Warszewo i lasem koło Dębu Bogusława. Po drodze zdjęcie Kacpra przy dębie. Naprawdę potężne drzewo.
Potem cały czas w dół pojechaliśmy do Polic. Po drodze liczyliśmy, że zobaczymy jakąś sarenkę czy dzika, ale trafiła się tylko wiewiórka. Kacper był i tak zadowolony, że wiewiórkę zobaczył. Szukał uparcie dzika, ale niestety nie było.. Później chyba las mu się zaczął nudzić, bo mówi, że nie chce już być w lesie. Szczęśliwie niedługo dotarliśmy do Siedlic, gdzie jest już droga dla rowerów do Polic. Po kilku minutach dotarliśmy na deptak oddany do użytku po remoncie. Podobały nam się fontanny. Małe, ale fajne. Natomiast sam deptak to beton i jeszcze raz beton wśród betonowych brzydkich bloków. Miejsce w którym nie spędziłbym godziny. Więc popedałowaliśmy dalej do babci Kacpra, żeby zabrać auto.
Auto na nas czekało, więc zapakowaliśmy się i pojechaliśmy z powrotem do Szczecina. Kacper jeszcze zażyczył sobie pasztecika więc zajrzeliśmy na chwilę do "Galaxy", gdzie spałaszował jednego, a potem do domu i Kacper padł w objęcia Morfeusza... Uff, chwila spokoju..
Kacper od rana chciał na rower.Więc pojechaliśmy najpierw na górę na Warszewo. Jak zobaczył plac zabaw koło szkoły siódemki, to od razu trzeba się było zatrzymać na zabawę. Potem drugi plac zabaw, Potem piękny Ogród Różany. A potem jeszcze kilka miejsc po drodze. Ogólnie zaledwie 14 km w dwie godziny, ale postojów po drodze bez liku. Wszystko zasługa Kacpra. A to siku, a to coś innego. Masakra. Najbardziej podobał mu się zjazd wertepami leśnymi od Chopina do Arkońskiej. Było hardcorowo ze względu na fotelik. Raczej unikam takich tras z Kacprem, ale chciałem mu frajdę zrobić. Kacper był zachwycony. Potem jazda na Plac Grunwaldzki, Kacper chce machać tramwajom. I w końcu do domu.Niby niedużo kilometrów, ale się namęczyłem..
Gorąco dziś masakryczne. Ale obiecałem Kacprowi rowerek. No to dokąd jechać. Nad wodę!! Pojechaliśmy na Głębokie. Kacper był w siódmym niebie. Kąpał się ile wlezie..Ja w drugim niebie co najwyżej. Psy i dzieciaki biegały nam po kocu, a jeden brzydki kundel pod naszą nieobecność nawet się wytarzał w ręczniku naszym.. Widziałem z wody. Sam mam psa, ale nie znoszę jak na pełnej plaży puszczają takie stworzenie jakby to był chomik. Ja nie puszczam. A najlepszy dziś widok, to był rower wodny,ale jaki !! Zobaczcie zdjęcia.
Wczoraj super wycieczka w Niemczech była, ale zaraz po powrocie do domu Kacper z pretensją do mnie się zwrócił, że "tata byłeś na rowerku, a Kacperka nie wziąłeś. Kacperek też chce na rowerek". No więc następnego dnia pojechaliśmy nad Miedwie, gdzie Kacper mógł poszaleć na początek na swoim rowerku. Ubrał okulary, bo kręciło się kilka na różowo ubranych dwulatek i ruszył rumakiem swoim wzdłuż plaży :o)
Po jakimś czasie kiedy już zatrzymaliśmy się na plaży i sypnął mi piaskiem w oczy wypożyczyliśmy rower na trzech kółkach, którym Kacper był wprost zachwycony. Próbował mnie nawet przekonać, że to nie rower. Mówił:"To nie łoweł tata, to motoł". No więc motołem pojeździliśmy po całym kompleksie nad jeziorem.Kacper był zachwycony i nie spodobało mu się, że trzeba motoł w końcu oddać. Zabawa świetna, no i znowu jakby nie było trochę popedałowaliśmy..
Potem powrót do Szczecina i spanie. A wieczorem Kacper się obudził i mówi, że na łowelek idziemy. No to idziemy.Tym razem na trzeci gatunek czyli niech tata też coś ma z tego. I popedałowaliśmy przez Warszewo, polami i wertepami robiąc 10 km po okolicy aż wylądowaliśmy na placu zabaw koło domu. Dzień minął fajnie. Rowerki zaliczone. Dziś rekordowo trzy rodzaje, choć upss... sorry ..jeden to był prawie motor :o)
"Szósty pasewalcki dzień rowerowy" można by to przetłumaczyć. W Polsce promowany jako "Mobilny bez samochodu". Jak zwał tak zwał. Chodziło o to, że polscy i niemieccy rowerzyści spotkali się w sobotę 15 czerwca na rynku w Pasewalku i ruszyli wspólnie w 50-kilometrowy rajd rowerowy. Trasa Pasewalk-Damerow-Bandelow-Wilsickow-Blumenhagen-Pasewalk. (Trasa GPS na końcu wpisu) W zasadzie z Polski zaproszeni byli goście z miasta partnerskiego Police. Ale dzięki kilku telefonom i mailom, zielonego światła mi i koledze udzielił szef polickiego rowerowego kubu "Samarama" i tak oto znalazłem się na liście osób, które o 7.45 miały spotkać się w Policach i stamtąd wyruszyć autokarem do Pasewalku. Później okazało się, że jedzie jeszcze kilka znajomych osób, więc było bardzo sympatycznie. Co warte podkreślenia to cała impreza była za darmo, tzn. podróż, transport rowerów, posiłek i.t.d. Do końca nie wiem w zasadzie kto był sponsorem. Na miejscu były władze miasta Police oraz Pasewalku. Być może oni.. No więc o 7.00 zapakowałem rower do auta i po kilkunastu minutach byłem w Policach. Kilka minut przed ósmą pojawił się autokar oraz taka mała ciężarówka na rowery. Zapakowanie ok. 50 rowerów trochę trwało, bo układane były piętrowo, ale jakoś się udało. Ostatnie 3 czy 4 weszły jeszcze do luku bagażowego w autokarze. Suma summarum około 8.30 ruszyliśmy i godzinę później wylądowaliśmy na marktplatzu w Pasewalku
No i ruszamy. Od początku drogi prowadzi i zamyka kolumnę Policja. Przypomina się od razu zeszłotygodniowe święto cykliczne w Szczecinie. Kierowcy są przyjaźnie nastawieni, machają do nas mimo, że muszą stać. No 140 rowerzystów zajmuję drogę nie tak znowu długo, więc i postój krótszy niż tydzień temu w Szczecinie, może dlatego są lepiej nastawieni. W każdym razie na początek główną drogą ruszamy w kierunku pierwszego miejsca postoju czyli Damerow.
Po niedługim czasie docieramy na miejsce i pierwszy postój. Do zwiedzenia jest stary dworek z 18 wieku, stary spichlerz zbożowy oraz ochotnicza straż pożarna z zabytkowymi samochodami. Ja wdrapałem się do pięknego starego Mercedesa z 1975 roku. Samochód w idealnym stanie i cały czas w służbie.
Po 45 minutach ruszamy dalej i jadą ulicami i polami jedziemy w stronę Bandelow. Po drodze ktoś stłukł lusterko, ale nasze spotkania z Niemcami zawsze przynosiły jakieś szkody więc nie ma co się dziwić :o)
Dojechaliśmy do Bandelow. Tam postój przy serowarni. Pokazano nam sposób produkcji serów. Jest to serowarnia produkująca sery bez konserwantów. Sery z chilli, z ziołami i z czerwonym winem. Obok zakładu jest sklepik w którym można zakupić te wszystkie pyszności oraz mnóstwo innych regionalnych produktów z najwyższej półki takich jak soki, przyprawy, przetwory, wędliny i wiele, wiele innych. No cena też jest oczywiście odpowiednia, ale za jakość się płaci niestety.
Sympatyczni gospodarze zakładu zaprosili nas na degustację serów. Faktycznie niebo w gębie. Mi najbardziej smakował ser z ziołami. Zupełnie coś innego niż ten za 2.99 z Biedronki :o)
Po nabraniu sił ruszamy w stronę Wilsickow. To kolejne miejsce, w którym mamy trochę dłuższą półtoragodzinną przerwę. Jest tam piękny dworek, a co najważniejsze czekać ma tam na nas obiad. Więc ten odcinek drogi wszyscy pokonują ochoczo i kręcą pedałami ile sił. Droga jest piękna, samochodów nie ma, bo Policja z przodu zgania je na pobocza, a z tyłu nie pozwala wyprzedzać. Normalnie raj, sielanka. Jest super!!
No i docieramy. W pięknym otoczeniu ustawione na dworze stoły, ławki i krzesła. Ustawiamy się w kolejce po jedzenie jako jedni z pierwszych bojąc się, że nie starczy dla wszystkich, bo podobno organizatorzy spodziewali się mniej ludzi. I mieliśmy rację. Dla ostatnich w kolejce zabrakło ziemniaków i dostali tylko kiełbasę z ogórkową surówką. Ha! Miało się to przeczucie. Wszyscy głodni wcinają jedzonko w dworskim otoczeniu.
Po obiedzie jako, że mamy tu aż półtorej godziny przerwy zakupiliśmy w barze dworkowym po małym czasoumilaczu czyli piwku za jedyne 1,50 euro za sztukę. A co nam tam. Jak we dworze jesteśmy, to się po dworsku gościmy :o) No i ten komfort, że można jedno piwo wypić i wsiąść na rower,a obok jedzą obiad i patrzą na nas policjanci. Nie ma to jak cywilizowany kraj..
W końcu już trochę rozleniwieni ruszamy w dalszą drogę. Po jakichś 10 kilometrach ostatni już 15 minutowy odpoczynek w Blumenhagen. Tam czeka na nas samochód z wodą mineralną, dla tych, którym skończyły się już zapasy. Ja jeszcze mam, ale niektórzy jadą z językami na wierzchu.
W Blumenhagen okazało się, że jedna z naszych koleżanek ma uszkodzone kolano i niestety dalej rowerem nie pojedzie choć do końca 10 km tylko. No ale cóż. Siła wyższa. Więc jej rower pojechał samochodem serwisowym, który również nam towarzyszył, a ona sama miała przyjemność przejechać ostatnie kilometry jako pasażer policyjnego radiowozu zamykającego kolumnę.
No i po ostatnich 10 km dojeżdżamy do Pasewalku. Osobiście pojechałbym jeszcze trochę, ale jest i tak świetnie. Wjeżdżamy znowu główną drogą i przejeżdżamy przez cały Pasewalk.
Po około pół godzinie siedzimy w autokarze i w tym momencie zaczyna padać deszcz. A przez cały dzień super pogoda. Idealnie wstrzeliliśmy się w pogodę. Już w strugach deszczu autokar powoli opuszcza Pasewalk i kieruje się w stronę granicy. Było świetnie. Mam nadzieję, że uda się za rok wziąć udział w tym rajdzie. Przyjeżdżamy do Polic, przepakowuję rower do samochodu i pół godziny później jestem w domu w Szczecinie. Kąpiel, drink i jest super... TRASA: /5042281
Dziś w końcu się doczekaliśmy. Jest ten dzień. Święto cykliczne czyli zjazd rowerzystów z zachodniopomorskiego i Niemiec. Start na Jasnych Błoniach. Rowerzyści jadą już od rana z różnych miejscowości jak Police, Goleniów, Stargard, Gartz, Löcknitz i inne. My mamy tylko 2 km na miejsce zbiórki. Docieramy prawie godzinę wcześniej. Jest prawie pusto. Ile osób może tu dotrzeć w ciągu godziny?
A jednak. Minęła godzina. I mimo opóźnienia w końcu ze sceny pada komenda: Na start! Misia trochę się boi tego tłoku. Stawiło się ponad 4000 rowerzystów!!!
Za chwilę ustawianie po numerki startowe, nazwijmy to tak. Na koniec można wygrać rower ufundowany przez marszałka województwa. Oczywiście musimy wygrać. Kacper dostał swój osobisty numer, więc jak wygra będzie musiał nauczyć się jeździć na dorosłym rowerku.
No i start!! Ruszamy najpierw przez rondo Giedroycia. I tu słowa pochwały: Policja, Żandarmeria,Straż Miejska, organizatorzy i inne służby super zabezpieczają przejazd. Główne ulice Szczecina tylko dla nas. Dla 4.000 rowerzystów!!
Po chwili postój. Jakieś 10 minut czekamy, aż organizatorzy zbiją w jedną całość rowerzystów, bo koniec jest wciąż jakiś kilometr dalej, czyli na Jasnych Błoniach.
Czekając i czekając Kacper zasypia. To jego godzina do spania. Tylko mi się robi przez to niekomfortowo,bo głowa jego leci na moje plecy, ale jedziemy na szczęście powoli.
Za chwilę ruszamy. Jakieś 10 minut i ogromny peleton jest na podjeździe pod ulicę Wilczą. Kacper w międzyczasie się budzi i widzi, że koło domu jesteśmy. I woła:"domek nasz!!" Ale jedziemy dalej. Te 10 minut snu mu starczyło i już do końca był zaaferowany wycieczką. Spanie mu przeszło.
Po chwili skręciliśmy w Przyjaciół Żołnierza i koło kładki kolejny postój na zbicie peletonu w jedną całość.Widzieliśmy kierowców machających nam i nagrywających telefonami i tych sfrustrowanych machających rękoma. Fakt. Przejazd zajmował trochę czasu. Ale niedziela jest przecież. Gdzie wam się spieszy??!!
Pedałujemy i pedałujemy i w końcu samo centrum Szczecina. Pewnie kierowcy klną na czym świat stoi. Blokujemy całe centrum miasta. Auta stoją i my czasem też stoimy. Jest nas tak dużo, że są chwilowe przestoje. Czekając w takich korkach miła rowerzystka robi nam wspólne zdjęcie.
No i w końcu jeszcze objeżdżamy Plac Grunwaldzki, Plac Rodła i całe centrum i lądujemy na Jasnych Błoniach. Zdjęcie na finiszu. Dojechaliśmy bez wywrotki!! A jedna była tuż przed nami... Ale my czekamy na losowanie roweru.
Niestety nie wygraliśmy rowerka :o( Ale było super!! Na koniec wspólne zdjęcie z koleżanką z Polic, która też pedałowała gdzieś tam z tyłu za nami. A w rękach nasze karty uczestników:
Na koniec popedałowaliśmy do domu. tak dziwnie.. pusto... tylko my i droga rowerowa. Do zobaczenia za rok....http://www.endomondo.com/workouts/200852670/5042281
Czytam dziś o rekordach, 150 km, 400 km i zastanawiałem się czy wrzucić dzisiejszą przejażdżkę, ale co tam. Jutro święto cykliczne na Jasnych Błoniach u nas w Szczecinie. Ma być 2 000 rowerzystów. Dziś jeszcze z Kacprem popedałowaliśmy w ramach treningu pod górę na ulicę Złotowską na Warszewie, gdzie przy SP nr 7 jest świetny plac zabaw i widok na Szczecin z góry. Kacper oczywiście zachwycony. Potem szybki powrót i już autem do Polic na grilla u teściowej. Oczywiście Kacper wziął swój rowerek i zrobił po pobliskim parku jeszcze parę setek metrów, może ze dwa kilometry. W sumie z jego kilometrami wyszło ok. 10 km. I gdzie nam do tych co po 200 robią??
Dziś w zasadzie po ostatnich męczących dniach w pracy nie miałem ochoty wychodzić z rowerem na dwór. No ale Kacper wczoraj dostał ode mnie dzwonek do roweru i koniecznie chciał na łowełek i dzwonić.. i dzwonić. Więc pojechał z Moniką. Włączyłem tv i myślę fajnie... relaks. A tu za 20 minut słyszę dzwonek za oknem i wołanie:"TATA! Choć na łowełek.. i weź fotelik!!". No więc wziąłem swój rower i pojeździliśmy trochę w okolicy z Kacprem na pace. Potem Kacper doszedł do wniosku, że już jest tak wytrawnym rowerzystą,że teraz pojeździ na motocyklu. Niestety nie dosięga do kierownicy więc nigdzie nie pojechał i grzecznie wrócił do domu... Jutro na basen do Schwedt, więc na wycieczkę rowerową chyba w sobotę wyruszymy...