Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:280.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:17:10
Średnia prędkość:16.31 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:338 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:35.00 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Dolina Dolnej Odry czyli na niemieckiej ziemi (FILM)

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Kategoria Z filmami
Od dwóch tygodni Aga nie jeździła. Jeździłem w większości sam. No i na niedzielną propozycje wycieczki zareagowała pozytywnie, ale z zaznaczeniem, że niezbyt daleko. No to robimy wycieczkę max turystyczną, leniuchowatą.
Rano popatrzałem w google maps i jest pomysł: Ueckermünde!!
No, ale nie wyszło .. :-( z mojej winy.. A takie miały być widoki na plaży..
No to opcja druga: Gartz. Jedziemy. Nie, nie ze Szczecina. Rowery do auta i prujemy w stronę Tantow. Po niedługim czasie dotarliśmy przed dworzec Tantow. Wyładunek i jedziemy już na dwóch kółkach. Jest fajnie. Po jakichś trzech kilometrach oczom naszym ukazał się młyn Salveymühle 3. Ostatni z pięciu zachowanych. Piękna budowla wzniesiona przez cystersów na której działa Turbina Francisa - rzadko spotykany rarytas techniki.
Aga przy Salveymühle 3 © davidbaluch
Aga jest zachwycona miejscem. Tak bardzo, że aż zgłodniała. Ja też. No szamamy po trzech kilometrach, bo denerwuje mnie wypchany kuferek z tyłu roweru. Zjedliśmy i jedziemy, ale nie. Aga dojrzała śliwki. No to stop i kradziejstwo do torby. Kwiczę, że mam aparat i dżem mi się zrobi niechybnie w torbie, ale nie. Aga komentuje tylko, że ciasta ze śliwkami bym zjadł, a śliwek podwieźć nie chcę. Ciasto z 15 śliwek??. Nieśmiało mówię, że nie... Ale torba już śliwkami zapakowana. I od teraz bojam się o mój aparat, że w dżemie umorusany dojedzie. ( Na koniec okazało się, że jedna tylko śliwka zamieniła się w dżem).
Po drodze cudowna zabytkowa pompa, z wyrytym Psalmem 23. I nawet kubeczek na łańcuszku.Aga pije wodę zastanawiając się kto pił z tego kubka przed nią..hmm. Ja dla pewności tylko nagrywam.
No to jedziemy dalej. Dziś więcej postojów niż jazdy, ale tak miało być. Okazało się, że po drodze napotykamy kuce-uciekiniery. Stoją sobie i żądają haraczu za przejazd. Aga ma jabłko. Daje im do pyska, a właściwie jednemu, który bardziej na szefa wyglądał (drugi tylko obserwował) i droga wolna. No to jedziemy.. ale to powoli dziś idzie.
Koniki spotkane po drodze © davidbaluch
Za niedługo dotarliśmy do Gartz i po znalezieniu Imbissu zamawiamy kawę i piwo. Obok pochrapuje jakaś Niemka, pijana i gruba. Aga patrzy na nią z wyraźnym "zainteresowaniem" co widać na filmiku poniżej. Ja tam się kobietą pijaną w ciąży nie podniecam i zadowolony delektuję się piwkiem.
Piwko w Mescherin © davidbaluch
Wypijamy i jedziemy. Teraz do Mescherin drogą rowerową Odra-Nysa. Tu się jedzie. Rowerostrada normalnie. Potem krótki postój jeszcze na sprawdzenie, że 9 na 10 śliwek, które zamieniają się w dżem w mojej torbie są robaczywe i zaczynają się górki, Pod górę i w dół. I jazda. Aga się cieszy, a ja nagrywam, film wyszedł chyba fajny.. Pozytywnie zakręceni dotarliśmy do Tantow i wracamy do domu.. Ahoj!
Zachęcam gorąco do obejrzenia filmiku. Esencja naszej wycieczki :-) I koniki i pompa.. i inne atrakcje :-)

Krótki film o rowerze

Czwartek, 20 sierpnia 2015 · Komentarze(7)
Kategoria Z filmami
Ostatnio jeżdżę codziennie. Nie robiłem wpisów, bo wycieczki były po okolicy tylko. I kręcenie dla kręcenia. Nic się nie działo. Ale uzbierało się 100 km w sumie, więc  szkoda nie dorzucić. Od dawna lubie robić zdjęcia, ale od niedawna zainteresowało mnie kręcenie filmów moją lustrzanką. Kupiłem sobie nawet książkę "Filmowanie lustrzanką cyfrową". jestem dopiero na czwartym rozdziale, więc wprawy jeszcze nie nabrałem, ale postanowiłem pojechać na jedną z moich ulubionych tras to jest przez Dolinę Siedmiu Młynów w Szczecinie i zrobić króciutki film z tej przejażdżki. Z mojej pasji rowerowej. Więc dzisiaj inaczej niż zawsze. Zapraszam na dwie minuty mojego kręcenia po lesie..

Na rowerze i w kajaku.. czyli aktywna niedziela

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Niedziela zapowiadała się sympatycznie. Od rana nie było bardzo gorąco. Postanowiliśmy więc z Agnieszką wybrać się na przejażdżkę. Trasa obmyślana. Długość około 40 km. Ma być 30 stopni, więc nie ma co przesadzać. Wyruszyliśmy na rowerkach około 11.00 kierując się w stronę ścisłego centrum Szczecina. Mimo dużego ruchu lubię czasami jazdę przez miasto. Poczuć to życie, ten puls miasta. Tak więc jedziemy drogami rowerowymi kierując się na zachodnią stronę miasta. 
Jedziemy ulicą Piastów w Szczecinie © davidbaluch
Drogi całkiem fajne. Cały czas DDR-ami i tak dotarliśmy do granic Szczecina, a początek powiatu polickiego i gminy Kołbaskowo, a więc Ustowa. Droga zrobiła się dużo gorsza. Od razu widać, że to peryferie powiatu polickiego. Aczkolwiek trochę połatane od czasu mojej ostatniej w tym miejscu wizyty jakieś dwa lata temu. Mimo to jedzie się przyjemnie, bo mały ruch samochodowy i widoki na Odrę przepiękne.
W okolicy Kurowa © davidbaluch
Po jakimś czasie dotarliśmy do głównego celu naszej dzisiejszej przejażdżki, a mianowicie Siadła Dolnego. Miejscowość jak sama nazwa wskazuje położona bardzo w dole i choć zjazd do niej fantastyczny, to Agnieszka boi się wyjazdu z miejscowości (trzeba będzie się wspinać pod taką górę?!). Do tego zgłodniała więc szukamy jakiegoś sklepu, bo i woda nam się kończy powoli, a upał coraz większy. Póki co, możemy podziwiać panoramę Odry i różnorakie statki po niej pływające. Oto jeden ze statków, który w międzyczasie przepływał "Maria Paech". Jednostka o 28 metrach długości zabierająca 75 wycieczkowiczów na rejsy po Odrze.
Maria Paech na Odrze © davidbaluch
Statki statkami, ale jeść się chce. I odkryliśmy na jednym z prywatnych domków napis "Pierogi na miejscu i na wynos". Agnieszka dzwoni do drzwi, wychodzi sympatyczna dziewczyna i mówi, że mają domowe pierogi z jagodami i ruskie i jeszcze jakieś w cenie 10 zł za 8 szt. No więc bierzemy ruskie. Nad samą Odrą stoi stolik, i pani za chwilę przynosi nam pyszne pierogi. Polecam. Naprawdę domowe. Takie miejsca mają swój urok. Nie sztuka kupić pierogi w centrum handlowym czy innym komercyjnym miejscu, ale w takich kameralnych miejscach smakują dwakroć lepiej.
Domek z pierogami w Siadle Dolnym © davidbaluch
Agnieszka zajada pierogi © davidbaluch
Po zjedzeniu moja niespodzianka na dzisiaj, czyli 200 metrów dalej zatrzymaliśmy się przy wypożyczalni kajaków. Kajaki są, stojaki rowerowe też, rowery można przypiąć i jazda na wodę. Endomondo nie wyłączyliśmy, więc jak na mapkę spojrzycie to zobaczycie jak jeździliśmy po wodzie rowerami :-). Jestem zapalonym miłośnikiem kajaków. Z reguły jeżdżę na spływy na Drawę. Odra to nie to samo, ale zawsze to kajak. Woda przyjemna, piękne widoki i mnóstwo jednostek pływających nas mijało. Czasem robiły fale i przyjemnie nas kołysało na wodzie. Naprawdę pełny relaks. Taka wisienka na torcie przejażdżki rowerowej. Jeśli ktoś miałby ochotę popływać to 
tutaj można wejść na stronę tej wypożyczalni. Ceny, lokalizacja i.t.d
No więc pływamy...
W kajaku na Odrze © davidbaluch
Po wyjściu z kajaka odpinamy nasze rowerki i jedziemy pod górę. Okazało się, że wcale aż tak źle się nie jechało pod górę. Może to kajak, może pierogi sprawiły, że podjazd był całkiem prosty. Tak więc pojechaliśmy dalej w kierunku Kołbaskowa. W Kołbaskowie w końcu sklep. Jest. Jedzenia nie ma (Agnieszka chciała drożdżówkę), ale przynajmniej lody i woda zimna. Robimy króciutki postój właśnie na loda, colę i złapanie oddechu, bo upał coraz większy.
Przed sklepem w Kołbaskowie © davidbaluch
Po postoju ruszyliśmy w stronę Karwowa. Raz tędy jechałem, zapamiętałem piękne widoki na Szczecin i chciałem Agnieszce pokazać je. Za jednym z zakrętów napotykamy rosnące przy drodze ulubione owoce jednego z posłów, mirabelki!! Niestety szczawiu nie ma, ale i tak Aga zajada ze smakiem poselskie smakołyki. Ja zresztą też.
Przydrożne mirabelki © davidbaluch
Po posiłku ;-) pojechaliśmy w stronę Karwowa, jadąc wstęgą szosy malowniczo pnącą się po wzgórzach gminy Kołbaskowo. Agnieszka wciąż wesoła i zadowolona pomimo upału i potu lejącego się nam po plecach. Jedzie się naprawdę przyjemnie.
Na drodze w okolicy Karwowa © davidbaluch
Ja też w pewnym momencie poczułem się jak zwycięzca Tour de Pologne :-)
Wygrałeeemm!!! © davidbaluch
Zaimponowały mi pszczoły. My sobie w niedzielę jeździmy, a one biedne w taki upał pracują. I były tak zapracowane, że nawet mojego aparatu i mnie się nie przestraszyły. Więc cichutko zrobiłem im zdjęcie i pojechałem dalej. Kochane te nasze pszczółki. 
Pracujące pszczółki © davidbaluch
Niedługo potem dotarliśmy na ul.Cukrową i ponownie wjechaliśmy do Szczecina. Upał zaczął dawać coraz bardziej o sobie znać, ale nastroje ok. Daliśmy radę. Ponownie przejechaliśmy do centrum, gdzie przy fontannie zrobiliśmy ostatni postój. Fontanna jest ładna i pełni również funkcję basenu przeciwpożarowego. Kształt fontanny jest wzorowany na fragmencie neogotyckiej fasady sąsiedniego kościoła garnizonowego, a konkretnie jednego z łuków nad wejściem . Pośrodku biegnie kładka. Agnieszka weszła na środek fontanny.
Chwila ochłody i czas na ostatnia prostą w kierunku domu. 
Fontanna na Placu Zwycięstwa © davidbaluch
Bardzo, bardzo fajna wycieczka. I rower i kajak i mirabelki. I wróciliśmy do domu, a potem się ściemniło i przyszła noc... Kolejna...
MAPKA TRASY

Uciekając przed burzą

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Mimo wolnego dnia musiałem wstać po 6.00, bo dziś moja mama wraca czy wyjeżdża.. sam nie wiem.. W każdym razie jechała do Niemiec. Pociąg był po 8.00, a musiałem ze Szczecina pojechać po nią do Polic i wrócić na Główny do Szczecina. Po wyekspediowaniu rodzicielki uznałem, że dzień jest odpowiedni na rower. Z rana jeszcze nie gorąco, więc szybko podjechałem pod dom do którego z dworca mam kilka minut jazdy, szybko się przebrałem i pojechałem. Pomysł na dzisiejszą trasę to jazda po Szczecinie rowerowymi drogami. Niektórzy twierdzą, że nie ma gdzie jeździć, więc aby pokazać, że po Szczecinie można się fajnie rowerem przemieszczać, za cel postawiłem jazdę przede wszystkim DDR-ami. Na początek nietrafione. Aby dojechać do odległego 2 km ode mnie Galaxy jadę, łamiąc przepisy chodnikiem wzdłuż Gontyny aż do Malczewskiego. Ale tam już jest. Czerwona, niezbyt fajna, bo z kostki, ale jest. Droga dla rowerów. Potem szybko przemieszczam się nią wzdłuż Rayskiego. Tam wydzielony pas dla rowerów na jezdni. Asfalt. I tak aż do Piastów. Tam kontrowersyjny pas dla rowerów, bo po lewej auta jadą, a po prawej parkingi. Rowerzysta pośrodku. Ale mi się podoba. Mam swoją drogę i przez ścisłe centrum nie jadę pomiędzy samochodami. Przejazd przez największe skrzyżowanie chyba w Szczecinie to jest Plac Kościuszki też swoją własną drogą. Rowerzystów niewielu. Wcześnie jeszcze, a dziś święto. Śpią ludzie. Ja spać nie mogłem, zresztą ostatnio jakoś nie mogę. Potem dojeżdżam do ul. Ku Słońcu i po pokonaniu jakichś 400 metrów po jezdni znowu piękna nowa dość droga dla rowerów wzdłuż całej ulicy ku Słońcu.
Droga rowerowa wzdłuż płotu cmentarza centralnego w Szczecinie © davidbaluch
Po chwili mijam licznik rowerzystów. W momencie gdy się zbliżyłem liczba na wyświetlaczu przeskoczyła o jeden i okazało się, że jestem 77 705 rowerzystą w tym roku mijającym to miejsce i 40 w dniu dzisiejszym. Fajna rzecz. Pierwszy raz tędy jechałem i nie widziałem wcześniej. Chyba jedyny taki licznik w Szczecinie. A może się mylę?
Licznik rowerzystów na ulicy Ku Słońcu © davidbaluch
Niedługo potem wciąż świetną drogą rowerową docieram do Jeziorka Słonecznego. Fajne miejsce. Jeziorko jeszcze przedwojenne. W latach 50 była tu nawet plaża miejska. Dziś jeziorko jest dość brudne, plaży nie ma, ale infrastruktura wokół fajna. Wiaty, ławeczki. Tam zrobiłem sobie krótki postój na colę.
Jezioro Słoneczne przy ul. Derdowskiego © davidbaluch
Autoportret koło jeziora Słonecznego. Ja i mój czerwony towarzysz © davidbaluch
Za chwilę jednak nie było już tak wesoło. Niebo zrobiło się czarne a w oddali słychać było grzmoty. Chciałem wycieczkę dłuższą zrobić, ale trzeba uciekać przed burzą. Więc pedałuję ile sił, a z tyłu niebo pohukuje co chwila. Raz spadnie parę kropel na mnie, raz uda mi się wyprzedzić burzę. W każdym razie niebo nie wygląda przyjaźnie.Przed ulicą Szafera kończą się drogi rowerowe póki co, ale i tak jest nieźle. Całe centrum objechane komfortowo. Ja jestem zadowolony ze Szczecińskich DDR-ek. Na krótko zatrzymałem się przy naszej pięknej hali Arena Azoty, żeby zrobić jej zdjęcie. Niebo w tle straszy, a ja się boję trochę piorunów, które w oddali błyskają, więc szybkie foto i uciekam dalej. A burza goni jak głupia. Ale miałem speeda w nogach.
Arena Azoty.. a w tle burzowe niebo © davidbaluch
No i zaczął się wyścig z burzą. Ulicą Arkońską zasuwałem aż się kurzyło, potem znowu DDR-ami pod górę ul. Przyjaciół Żołnierza. Niestety, przed ul. Duńską dopadła mnie. Całe szczęście była wiata autobusowa więc mogłem się schować i lunęło.
Schowany we wiacie czekam na koniec ulewy © davidbaluch
Jak troszkę przeszło to pojechałem w kierunku domu do którego miałem już tylko 2 kilometry. W domu piesio czekał jak zawsze merdając ogonem. Tak więc dziś trochę adrenaliny było. I samotnie bardzo. Ale mimo to bardzo udana wycieczka. I jest gdzie jeździć po Szczecinie.

Po południu woda i pustynia

Środa, 12 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Środa w pracy jak zwykle nudna. Po pracy straszna chęć na rower.Nie byłem chyba tydzień, bo po drodze weekendowy wyjazd z dzieckiem nad morze, więc okazji na rower nie było. Jak tylko dorwałem się do roweru to start! I jazda. Przyjechałem do Polic około 16.30, Agnieszkę po drodze zgarnąłem i jedziemy. Kierunek Świdwie. Rezerwat przyrody.Unikatowy w skali europejskiej rezerwat ptactwa wodnego i błotnego. Na początku wiadomo - świetna DDR i wystrzeliliśmy jak Walońska Strzała :-). Ale od Tanowa za ulicą Gunicką zaczęła się żużlówka. Do tej pory była ok, ale coś strasznego nią przejechało. Agnieszka stwierdziła, że to czołg na pewno. Delikatnie ja naprowadziłem, że raczej koparka. (Czołg w Węgorniku??!!) W każdym razie gąsienice zrobiły drogę "trrrrrrrrrrr". Jak bym był Małym Księciem to bym namalował tak jak on potrafił, ale ogólnie chodzi o tarkę, rozumiecie o co chodzi?. Masakra. Ale jakoś jedziemy. Aga nawet niezbyt zła. Podoba jej się trasa. Po drodze zatrzymujemy się przy starych grobach masońskiej rodziny Ramin. Najstarszy niejakiej Henrietty Ramin, członkini pomorskiego rodu szlacheckiego. Groby w środku lasu, a świeże znicze stoją.
Grób z XIX wieku członka rodu władającego tymi ziemiami © davidbaluch
Jedziemy dalej i droga wciąż jak tarka. Mijamy Węgornik i po chwili wjeżdżamy na rozległe łąki przed Świdwiem. Agnieszka coś tam mruczy o jakości drogi rowerowej, ale pedałuje. Mi widoki podobają się bardzo, ale droga faktycznie daje w kość.
Niemniej jednak ja uwielbiam lasy, dzicz i uroki Puszczy Wkrzańskiej. Powoli dojeżdżamy do Świdwia..
Łąki przed rezerwatem Świdwie © davidbaluch
Za chwilkę dotarliśmy. Agnieszka pierwszy raz. Ja już tu byłem kilka razy. Wspięliśmy się na wieżę, wypiliśmy po soczku, zjedliśmy kilka kabanosków zabranych na drogę. Widok jak zawsze piękny, choć chyba miłośnicy ptactwa mają tu większy raj niż miłośnicy rowerów. W każdym razie cel osiągnięty. No to widok taki:
Rezerwat Świdwie © davidbaluch
Zdjęcia telefonem robione więc szału nie ma, ale na żywo naprawdę było lepiej. Ja zajęty kabanosami pokazuję Adze, że jeszcze kilka zostało jeśli ma ochotę :-)
Kabanosika? :-) © davidbaluch
Jedziemy dalej. Wymyślamy, że do Polic jedziemy przez Grzepnicę. Droga ma być lepsza. Wiem to na pewno.. jechałem już kiedyś. Ale nie. Musi być zawsze pod górę. I w życiu i na rowerze. Okazało się, że to pustynia. i przez suszę nie da się jechać . Więcej pchamy  rowery niż jedziemy. O dziwo, Aga nie narzeka. Mówi, że to survival. A przy okazji biegnie z rowerem, mówiąc, że szkoda czasu na spacerowanie. Woow! Fajnie. Jest pozytywnie zakręcona. To dobrze, bo mi nie przeszkadza ten piach. Byle pedałować. No, ale robi się późno. Czas do domu. W końcu Grzepnica. Jakiś rowerzysta z sakwami na cienkich oponach pakuje się w stronę Świdwia. Ostrzegłem go, że 10 km po pustyni i zawrócił. Potem jedziemy do domu. Szybko już ostatnie 14 km po asfalcie poszło. Dziś 34 km, ale wysiłek jakby z 60 przejechać po asfalcie. 
 trasa wycieczki
Brakuje mi mojego aparatu na  takich wycieczkach.  Więc na koniec zdjęcie znad morza z ostatniego weekendu. Było cudownie...
Niechorze .. ostatni weekend © davidbaluch
Dobranoc.............

Wieczorna przejażdżka

Wtorek, 4 sierpnia 2015 · Komentarze(8)
Wieczór. I tak gorąco cały czas. Ale na rower nosi bardzo. Muszę, bo się uduszę. Wsiadam i jadę Chociaż kilka kilometrów na wieczorną przejażdżkę. Tak w upale pod górę. Na Warszewo chociaż. Nic ciekawego się nie dzieje w sumie. Taka przejażdżka samotna. Na koniec przed samym domem dwa kółka wokół mojego Stawu Brodowskiego. I w sumie do domu. Jeszcze tylko zdjęcie "mojego"stawu przed samym domem. Statyw, aparat i troszkę techniki :-). Jutro do pracy znowu.. i tak byle do soboty.
Staw Brodowski, Szczecin, ul.Wilcza © davidbaluch

Popołudniowe wojaże po Szczecinie i pobity rekord własny.

Niedziela, 2 sierpnia 2015 · Komentarze(1)
No i  niedziela. I mimo, że w pracy z rana, to jeszcze zostało czasu na popołudniowa przejażdżkę. Więc po pracy szybko na rower. I ile się da po pracy w niedzielę przed poniedziałkową ranką. Można troszkę pojeździć. Dziś start Tour de Pologne. Obejrzałem. Dla mnie osobiście ważniejsze wydarzenie niż rocznica powstania, choć niektórych to oburzy. W każdym razie najpierw wdrapałem się na górę, czyli na Warszewo. I widok stamtąd dla tych, którzy się nie wdrapali.
Widok z ulicy Łącznej na Szczecin © davidbaluch
Potem jazda dalej pod górę i po niedługim czasie osiągam miejsce w którym jest piękny widok. A chwilę później najwyższy punkt Warszewa.Ostatnio jechałem tu  Agnieszką. Prawie jak w górach. Lubię to miejsce.  Kilka domów wybudowano tu.  Miejsce marzeń.
Prawie góry © davidbaluch
Po drodze  sprawdzam jak sprawują się sakwy, które budżetowym kosztem kupiłem. No, było kilka przeróbek, naprawa zamka i tym podobne, Jak możecie po zakupie coś naprawić to spoko, ale ideał to to nie jest. Jednak po własnych modyfikacjach działa. Zobaczymy jak dalej. Po prostu moja skrzynka na bagażniku przestała wystarczać odkąd Aga tyle jeździ z mną.. Próbujemy nowych rozwiązań.
Nowe sakwy na mojej Meridzie © davidbaluch
No i później już tylko jazda w dół. Po drodze "Arkonka" zatłoczona.Tam mój ojciec pracuje i spotykam go przy bramie. Chwila rozmowy. Żalimy się, że oboje w niedzielę pracujemy, ale co tam. Większe są w życiu problemy niż praca  w niedzielę. Po chwili ojciec dostaje zgłoszenie jakieś tam..I ucieka. No więc jadę już ostatnie 5 km do domu.
Tata w pracy © davidbaluch
No i popedałowałem do Westa, który czekał niecierpliwie w domu. A przy okazji. Mój rekord. 59 km/h na godzine zjeżdżając z Osowa w stronę Głębokiego. Rewelacja..

Po Szczecinie w godzinę "W"

Sobota, 1 sierpnia 2015 · Komentarze(2)
Sobota to mój jedyny wolny dzień  w tym tygodniu, a i w następnym niewiele lepiej, bo tylko jedyna niedziela. Czasu nie ma na dłuższe wycieczki. Nawet wolny dzień jest nie do końca wolny, ale po południu znaleźliśmy chwilę czasu z Agnieszką na wspólny trip po Szczecinie. Ruszyliśmy więc ul. Przyjaciół Żołnierza w stronę "Arkonki". Pogoda rewelacja po prostu. Ani zbyt gorąco ani zimno, słoneczko i lekko ponad 20 stopni. Idealnie. Aga choć mieszka w pobliskich Policach to nigdy nie była w Szczecińskiej Różance. No to hop, jadymy. Różanka założona w 1928 roku i odtworzona w latach 2006-2007 to piękny ogród z kilkoma tysiącami róż w 99 odmianach. Ponadto w ogrodzie jest piękna "Ptasia Fontanna"  z klinkieru i marmuru odtworzona na podstawie zdjęć i rycin. Piękne miejsce. Sam bardzo lubię tu przyjeżdżać.
Pierwszy postój w Różance © davidbaluch
Po chwili na ławeczce, zjedzeniu brzoskwini, bułki i wypiciu soczku trzeba jechać dalej. Daleko nie ujechaliśmy, bo po 500 metrach amfiteatr i lodziarnia i Aga krzyczy:LODA!!! No gorzej niż z dzieckiem :-) No dobra kupujemy i siadamy na ławeczce. Aga konsumuje loda.
Postój na loda przy amfiteatrze szczecińskim © davidbaluch
Jedziemy dalej przez Jasne Błonia i przed samym budynkiem Urzędu Miasta zawyły syreny. Ryk, że aż w uszach dźwięczy. Patrzę: Agi nie ma. No nie! znowu stoi. Zawracam i pytam co jest. "No Powstanie się zaczyna, trzeba stanąć". Patrzę podejrzanie, coś mi za dużo tych postojów co chwila. Skorzystała z okazji, żeby nie jechać, kombinatorka. Na szczęście syreny długo nie wyją, więc i przerwa chwilowa. Jedziemy dalej i po niedługim czasie docieramy w okolice pięknej, znanej chyba już w całej Polsce Filharmonii Szczecińskiej. Tam chwilę jeździmy po dachu nieukończonego Centrum Dialogu Przełomy. Na razie fajne miejsce do jeżdżenia na rolkach i na rowerze. Podobno w tym roku będzie otwarcie. Pożyjemy, zobaczymy..
Na dachu Centrum Dialogu Przełomy. W tle Filharmonia Szczecińska © davidbaluch
Aga też śmiga po tym fajowym miejscu. W tle Zamek Książąt Pomorskich © davidbaluch
No i po zabawie jedziemy dalej i dalej. I docieramy za całe kilkaset metrów, no może kilometr nad Odrę. Masa ludzi, statki i ogólnie sielska atmosfera. Opornie nam ta jazda idzie jakoś. Powoli te kilometry mijają. Aga mówi, że ma blokadę. Rozglądam się, na kole blokady straży miejskiej nie ma, nikt jej za koszulkę nie trzyma. Ale doprecyzowuje, że blokadę w sobie po ostatnim połamaniu błotnika. Acha!!, No trudno. Błotnik już przecież jest, ale rozumiem.
Ulica Jana z Kolna. Nad Odrą © davidbaluch
No już w sumie do domu niedaleko. Po drodze pokazuję Agnieszce Dom Grabarza przy ul. Storrady. Niewiele osób zna ten budyneczek, a jego historia jest dość ciekawa. Tajemniczo brzmiącą nazwę domku nadali mieszkańcy miasta. Jednak tak naprawdę zamieszkiwał go cmentarny ogrodnik. Chatka została wybudowana w 1928 roku, ale tereny, na których stoi, sięgają czasów prześladowań Hugenotów. W miejscu obecnego parku kiedyś był francuski cmentarz.
Agnieszce chyba spodobała się ta ciekawostka. Przed budynkiem obejrzeliśmy na telefonie filmik na YT o tym miejscu.

Dom Grabarza-Szczecin © davidbaluch
Na koniec ostatni krótki przystanek przy szczecińskiej charakterystycznej pompie. Te żeliwne pompy zawsze mi się bardzo podobały. Jest ich mnóstwo. Pochodzą z XIX wieku i coraz więcej jest odrestaurowywanych. W Szczecinie jest ich około 100, ale tylko 28 jest zabytkowych. Można je rozpoznać po herbie Szczecina, koroną lub płomieniem wieńczącym całą pompę i głową smoka, z której leci woda. Aga puszcza wodę. Wylewa na ziemię. A w Afryce wody nie ma :-)
Aga przy zabytkowej pompie w Parku Żeromskiego © davidbaluch
No i zbliżenie na smoka. Piękna rzecz. Jednak Szczecin jest piękny..
Szczecińska pompa wodna. XIX wiek © davidbaluch
No i tyle. Za 2 km był dom i koniec króciutkiej, ale jakże ciekawej wycieczki. Chciałoby się dłużej, ale no cóż..następnym razem może..