Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:174.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:52
Średnia prędkość:16.01 km/h
Maksymalna prędkość:44.00 km/h
Suma kalorii:350 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:24.86 km i 1h 33m
Więcej statystyk

W deszczu..

Środa, 29 lipca 2015 · Komentarze(4)
Dziś padało, ale przez jakiś czas zastanawiałem się czy wyjść na rower. Wybrałem tak jak wtedy gdy  do wyboru jest samotne siedzenie w domu wieczorem i smutek do szpiku kości albo jakakolwiek inna rozrywka. Pojechałem.. też samotnie, ale co tam.. Było fajnie, mokro i baaardzo samotnie. Ale przejażdżka wieczorna była rewelacyjna. Nie miałem żadnej torby i bardzo podobał mi się oświetlony tył mojego rowerka. Pojechałem na Warszewo. Pod górę.. i z góry. Na koniec przejażdżki zrobiłem trzy kółka wokół "mojego" stawu.Teraz Brebis tuli się do spania.. Trzeba więc iść spać.
Zmokłem. Nawet bardzo, ale było tak fajnie..
Na kładce na Przyjaciół Żołnierza © davidbaluch
Szczecin, ulica Łączna © davidbaluch
Tylne oświetlenie Meridki © davidbaluch
Na koniec przy Stawie Brodowskim © davidbaluch

Wieczorne kółeczko w stronę Polic.

Sobota, 25 lipca 2015 · Komentarze(5)
Po południu bardzo chciałem wyjść na rower. Zadzwoniłem do Agi i po krótkich negocjacjach wsiadła w autobus z rowerem i przyjechała do Szczecina. Wysiada z rowerem ze 107. No więc jedziemy. Na początek sprawdzam ciśnienie w kołach i okazuje się, że Agnieszka ma mało powietrza. Żeby nie zrobić powtórki z ostatniej wycieczki czyli popsutej dętki, dopompowuję jej kółko  i jedziemy.
Na Lotosie pompujemy kółka © davidbaluch
Po ruszeniu jedziemy pod górę w stronę Warszewa. Dzisiaj oprócz telefonu mam ze sobą mój aparat, więc zdjęcia będę mógł zrobić takie jak chcę. Kierunek wycieczki to Police czyli tam skąd autobusem Aga przyjechała. Po ostatniej regulacji przerzutek i wymianie opony jej rowerek jest w pełni sprawny i wesoło jedzie nam się na warszewskie wzgórza. Jedziemy nieukończoną jeszcze obwodnicą, pięknymi asfaltowymi DDR-kami.
Skrzyżowanie ulic Królewskiego i Łącznej © davidbaluch
Po niedługim czasie dojechaliśmy do platformy widokowej Wodozbiór. Byłem tu już nieraz, ale Agnieszka jeszcze nie więc krótki postój celem wdrapania się na górę i spojrzenia na rozległe łąki i rozlewiska.
Przed platformą widokową Wodozbiór © davidbaluch
Widoczek z platformy © davidbaluch
Po chwilowej kontemplacji jedziemy dalej w stronę Polic, bo wieczór niebezpiecznie się zbliża, a jeszcze trzeba wrócić do Szczecina. Droga zrobiła się w międzyczasie piaszczysta, ale przejezdna i całkiem dobrze nam się jedzie. Po jakimś czasie na horyzoncie ukazały  się zabudowania Przęsocina z charakterystyczną wieżą kościelną.
Droga pomiędzy Warszewem i Przęsocinem © davidbaluch
Aga wyczuwając bliskość Polic pomknęła szybko do przodu. A ja za nią podziwiam piękne pola w okolicach wioski.
Aga gna w stronę Polic.W oddali już Przęsocin © davidbaluch
Ale ostatnia prosta nie jest już tak piękna. Trzeba drogą przez las po wertepach i stromych zjazdach dostać się na dół, bo Police są bardzo w dole położone. Dla mnie to pestka, ale Aga ma stracha. Nie lubi takich dróg. Przeważnie jeździ drogami dla rowerów, a ten odcinek jest naprawdę mało sympatyczny. No i stało się. Bojąc się upadku tak jakoś zrobiła zeskakując z roweru, że połamał się tylny błotnik. Co za pech. No trudno, stało się. Koniec końców udało się dotrzeć do Polic w okolicy ulicy Wkrzańskiej. Tam krótkie pożegnanie, bo zaraz 20.00, a czeka mnie jeszcze jazda powrotna. Aga popedałowała do domu, który znajdował się już bliziutko, a ja dalej jadę. Tym razem przez dzielnicę niezbyt bezpieczną w sobotę o 20.00 czyli przez Skolwin. Kilka grup zawianych łakomie patrzących na mój rower minąłem, ale szybko pedałowałem, więc zanim zamroczenie alkoholowe pozwoliło im powziąć plan odbicia roweru, byłem już daleko z przodu. No i tak pędząc wdrapałem się ulicą Orną z powrotem na wysokość położenia Szczecina. Tam jechałem mając po lewej stronie takie oto widoki na Odrę, a właściwie jej połączenie z jeziorem Dąbskim.
Widok z ulicy Ornej na Odrę © davidbaluch
Jeszcze chwila i dotarłem do domu. Wiatr wiał strasznie w twarz i ciężko się jechało, ale koniec końców około 21.00 dotarłem do domu, gdzie czekał mój stęskniony piesio. Wycieczka ze stratami, ale jednak udana.
Mapka trasy

Wymiana opony i regulacja przerzutek.

Czwartek, 23 lipca 2015 · Komentarze(2)
W zasadzie kilometry to wrzucone z dwóch jazd ostatnich niepublikowanych, bo do pracy i 20 km przejażdżka po okolicy, więc wykorzystałem okazję żeby wrzucić do statystyk. Ale w sumie to dziś rowerowo bez jeżdżenia. A mianowicie po ostatnim złapaniu gumy przez Agę podczas wycieczki rowerowej zwróciłem uwagę, że jej tylna opona nadaje się na śmietnik i nigdzie więcej. Dziś więc postanowiłem wymienić ten ważny element roweru. Po zakupie czeskiej Rubeny i zabraniu roweru do Szczecina, zaczęła się przyjemność zabawy z rowerem. Oprócz wymiany opony zająłem się przerzutkami, które ostatnio jakby w ogóle już nie istniały. No i po półtorej godzinie grzebania i próbnej jeździe rowerek gotowy. W nowym buciku prezentuje się wyśmienicie. Jeśli pogoda nie popsuje planów to w sobotę dłuższy test przerzutek i oponki...
A stara opona dumnie niesiona przez Kacpra wylądowała w boksie śmietnikowym...
Stara opona.. swoje odsłużyła © davidbaluch
Stara opona idzie zaraz na śmietnik © davidbaluch
Nowa czeska Rubena. Musi śmigać teraz © davidbaluch
Przerzutki świeżo wyregulowane © davidbaluch

Bez gumy ani rusz

Sobota, 18 lipca 2015 · Komentarze(5)
Kategoria Po Niemczech
Sobota, piękna pogoda, prawie koniec urlopu i jutro nie będzie czasu na rower. Co wynika z tej arytmetyki? Dziś musi być rower!! Pojechałem do Polic, zabrałem Agę i jej rower i ruszyliśmy autem w naszym ulubionym kierunku czyli na pobliskie Niemcy. No nie do końca. Dojechaliśmy do Dobrej przed granicą i po ściągnięciu rowerów z dachu zaczynamy naszą dzisiejszą wycieczkę.
Dobra pod Szczecinem. Początek © davidbaluch
Najpierw fajną drogą dla rowerów 6 km w stronę Blankensee. Jadę tu pierwszy raz od końca remontu i muszę przyznać, że jest rewelacyjnie. Droga marzenie jak w Niemczech. Nawet Aga się dziwi, że w Polsce asfaltowa szeroka DDR-ka. Tyle asfaltu na ziemię wylali? pyta. No w każdym razie po jakimś czasie wjeżdżamy do Niemiec i tam też rewolucja. Przebudowane całe przejście, a właściwie w dzisiejszych czasach lepiej mówić połączenie krajów, bo żadne to już przejście graniczne. Rok temu jechałem tu jednym kołem auta po chodniku, a drugim po poboczu, a Monika patrzała czy gałęzie na dachu nie haczą rowerów. A teraz? Szeroka piękna droga asfaltowa. No super. Minęliśmy więc Blankensee i kierujemy się się w stronę Mewegen. Po drodze piękne łany zboża. Namawiam Agę do zdjęcia i choć ma opory czy ją jakiś Bauer widłami nie pogoni za niszczenie zboża to w końcu decyduje się na szybkie foto, ale łypie niepewnie na pobliskie zabudowania czy jednak ktoś z widłami nie wyskoczy.

Aga wśród łanów niemieckich zbóż © davidbaluch
Powolutku dojeżdżamy do Mewegen przez piękny stary las i nagle słyszę z tyłu krzyk: o kurczę!! folia jakaś mi się chyba zaczepiła. Ta folia to szelest powietrza uciekającego ze złośliwym świstem z pękniętej gumy w tylnym kole roweru Agi. Rower ostatnie lata stał i chyba ma dość tych wycieczek i na wszelkie sposoby pokazuje, że chciałby już na emeryturę. Bunt roweru. Nie mam powietrza, zanieście mnie na plecach do domu. Ale na szczęście mam dętkę w kuferku. Tylko nic do ściągnięcia, żadnej łyżki. trzeba rękami. Ale jakoś poszło, choć opona walczyła jak mogła żeby nie założyć jej na felgę. Uff.. udało się w końcu....!! Rower ze złością spojrzał, ale ruszył dalej. Niepokorne zwierzę.
Serwis rowerowy w Mewegen © davidbaluch
Za całkiem niedługo dotarliśmy do Rothenklempenow. Ciekawe miejsce z ciekawą historią. Na polskich stronach niewiele znalazłem, ale na niemieckich dowiedziałem się, że zamek (jeśli można go tak nazwać, raczej duży folwark) wybudowany został w 1609 roku przez Hansa von Eickstedta, a podczas wojny trzydziestoletniej został niemal kompletnie zniszczony. Potem został odbudowany, a następnie ponownie zniszczony podczas wojny Napoleona Bonapartego przeciwko Rosji i Prusom. Potem w XIX wieku przywrócony do świetności i dziś jest w całkiem świetnym stanie. Do 1950 roku produkowano to popularnego Korna, rodzaj niemieckiej wódki. W 1993 roku miejsce zostało kompletnie odrestaurowane i przywrócono mu historyczny czerwony kolor.
My wykorzystaliśmy to miejsce do zjedzenia bułki, jagodzianki i wypicia coli.
Rothenklempenow. Postój w zabytkowym dworze © davidbaluch
Po chwilowym postoju ruszamy dalej mijając jakiś ślub w kościele. Akurat para młoda wychodziła naiwnie wierząc, że będą żyli długo i szczęśliwie. My ominęliśmy ich i popedałowaliśmy w dal..
Wyjeżdżamy z dworu Rothenklempenow © davidbaluch

Niedaleko popedałowaliśmy, bo wkrótce zaciekawiły nas dożynkowe figurki stojące przy drodze. Fajowe. bardzo pozytywne figury. U Niemców już żniwa gdzieniegdzie i takie fajne słomiane ludki uśmiechają się wesoło do nas. Sielanka wiejska.
Słomiane ludki w Rothenklempenow. Trzy słomiane ludki © davidbaluch
To, że tego słomianego ludka za jajka złapałem to czysty przypadek, zaręczam!!! Potem już kierunek Löcknitz. Tradycyjnie postój przy Netto. Zakup dwóch piwek i jazda nad jezioro. No, przy okazji kupiłem musztardy niemieckie, bo lubię bardziej niż polskie i dwa dezodoranty "Fa" dla siebie i Agi, bo żal było nie wziąć jak w promocji były po 1 euro akurat i jazda nad pobliskie jezioro. Aa!! I jeszcze kupiłem takie salami jako zakąskę. W sumie to żadne z nas nie miało ochoty zbytniej i tak żeśmy sobie pod nos podsuwali, ale jakoś proszę! nie dziękuję! a może jednak..? Koniec końców zjedliśmy jakoś, tak się złożyło po równo,a więc po trzy kabanoski, popiliśmy piwem i zadowoleni pojechaliśmy dalej. Na poniższym zdjęciu prezentuję nasze wiktuały.
Postój w Löcknitz nad jeziorem. Piwo i kabanosy z NETTO © davidbaluch
No i cóż .. popedałowaliśmy w kierunku Blenkensee, choć to jeszcze daleko. Po drodze piękne niemieckie drogi rowerowe. Ta kropeczka z przodu to Agnieszka goniąca ile sił w nogach.
Droga rowerowa Löcknitz-Bismark © davidbaluch
Po drodze mamy jeszcze jezioro Blankensee  Nie możemy sobie odmówić przyjemności pomoczenia zmęczonych nóg w jeziorku. Trasa wspaniała, jak to w Niemczech i na koniec mini kąpiel w jeziorze.. cud miód...
Moczymy nogi w jeziorze. jaka ulga dla stóp :-) © davidbaluch
No i tyle. Kolejne 8 km i dotarliśmy do auta w Dobrej. Cała nasza wycieczka nie udałaby się tak fajnie, gdybym nie wziął zapasowej dętki. Jaki morał z tej historii? Nie ruszaj się z domu bez gumy, bo nigdy nie wiesz jak się dzień zakończy.
Nasza trasa

W deszczu po Szczecinie

Poniedziałek, 13 lipca 2015 · Komentarze(2)
Obudziłem się w bardzo smutnym nastroju, a nic tak nie poprawia humoru jak jazda na rowerze. Więc mimo deszczu wyciągnąłem bicykla i zrobiłem sobie rundkę po Szczecinie. Jechało się fajnie, relaksacyjnie. Pod górę na Warszewo i z góry do Arkońskiej. Potem troszkę po mieście i w stronę domu, gdzie czekał mój wierny pies. Jeszcze kółeczko zrobiłem wokoło ukończonego w końcu stawu obok mojego domu. Jest pięknie. Będzie gdzie spacerować z piesiem i synkiem w końcu. Inwestycja warta ponad 4 miliony złotych ukończona.
Nowo postawiona tablica przy wejściach na teren parku © davidbaluch
Staw Brodowski po remoncie © davidbaluch

Staw Brodowski-widok z drugiej strony © davidbaluch

Rowerowo u sąsiadów

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(4)
Kategoria Po Niemczech
Nadejszła sobota. No to na rower wypadałoby. Wybraliśmy się z Agnieszką do rowerowego raju jak ktoś ostatnio napisał. Do Niemiec czyli. Zapakowaliśmy rowery do auta i o dziwo okazało się, że dwa wchodzą do mojego bagażnika. Nie trzeba na dach? Fajnie! No to jedziemy do Lubieszyna. Po dojechaniu  wypakowujemy rowery i jazda. I jak zawsze w DE. Rewelacja. Pusto, drogi rowerowe asfaltowe. Ulicami praktycznie nie jeździmy. Od razu po skręceniu w stronę Grambow i później Löcknitz, a oczom naszym ukazują się  piękne łany zboża...
Piękne landszafty polsko-niemieckiego pogranicza © davidbaluch
I w zasadzie teraz takie widoki nam towarzyszą. Świetna dwupasmowa droga dla rowerów, która zabezpiecza mnie przed zderzeniem z mniej hamującą Agnieszką :-)

Dwupasmówka rowerowa © davidbaluch
Po jakimś czasie dotarliśmy do Löcknitz. Zahaczyliśmy o NETTO, bo Aga dopominała się o picie. No więc kupiłem dwa izotoniki o zawartości alkoholu 4.9 %. Bardzo zadowolony wyszedłem ze sklepu.

Przed Netto w Löcknitz © davidbaluch
Nie każdy wie, że w Niemczech można mieć 1,6 promila na rowerze. A my tylko po jednym piwku i jedziemy dalej. półtora promila i można jechać? Dziwne, nie popieram, ale jakoś nie słychać o setkach zabitych rowerzystów  w Niemczech. Może mądrzejszy naród i człowiek sam wie kiedy może na rower wsiąść, a nie kieruje się tylko prawem. W Polsce zawsze był zamordyzm. I Polak robi to co mu każą , a sam niewiele myśli o własnym bezpieczeństwie na drodze. Chyba tu tkwi różnica. No więc nad jeziorem krótka przerwa....
Nad jeziorem w Löcknitz © davidbaluch
No i po przerwie wracamy do PL, bo dzieci czekają. Jedziemy trochę dookoła przez Plöwen i Kutzowsee, jezioro w pobliżu Bismarck. I tam ostatnia chwila postoju i wracamy do Lubieszyna. Samochód na Orlenie stoi. Pakujemy rowerki i wracamy. Było super!!
Nad jeziorem Kutzowsee © davidbaluch

Rekreacyjnie po Leverkusen

Środa, 8 lipca 2015 · Komentarze(3)
Kategoria Po Niemczech
Jestem z moim Kacperkiem na wakacjach. U siostry w Leverkusen w Niemczech.Od kilku dni mialem ochotę pojeździć,ale Kacper miał jakiś lęk przed zostaniem samemu w domu nawet na godzinkę.To znaczy nie samemu, tylko z ciocią. Przyklejony do taty bardzo.No,ale dziś kolejny raz pytam czy zostanie z ciocią,a tata na godzinkę wyskoczy.No i ok.Jest zgoda. Idę więc do piwnicy po Gianta siostry a tam szok: rowery z calego bloku stoja nieprzypięte w ogolnodostepnym niezamkniętym pomieszczeniu,a właściwie dużej wnęce. Chciałbym żeby u nas to było możliwe. No więc rowery stały o tak:
Rowerki w piwnicy © davidbaluch
Wsiadłem i jadę.Siostry rowerek to ten najbardziej na prawo. Na poczatku stwierdzam z zadowoleniem, że wszystko chodzi jak trzeba. Płynnie i lekko. Więc jadę. Zaraz obok domu napotykam ulicę Szczecińską. Woow.Super.Kawałek mojego miasta 700 km od domu!!
Ulica Szczecińska w Leverkusen © davidbaluch
Po niedługim czasie jadąc drogą dla rowerów dojeżdżam do dworca.Patrzę sobie na rozklad peronów, bo jutro powrót do Polski. Wszystko co fajne szybko się kończy. Na dworcu widok zwyczajny w Niemczech czy Skandynawi-pełno rowerów obok stacji.Ludzie dojeżdżają rowerami do stacji i dalej do pracy pociągiem. U nas jeszcze musi trochę czasu minąć. Przede wszystkim nigdy nie byloby wiadomo czy po powrocie rower by stał jeszcze.Dziki kraj,dzikie obyczaje..
Parking rowerowy przed dworcem © davidbaluch
Jadę więc dalej do centrum.Miasto jak miasto.Jak to w Niemczech, dużo dróg rowerowych, nawet wąziutkich,ale są.Wszędzie.Po jakimś czasie jadac deptakiem napotykam znak zakaz ruchu rowerów, z tym że w pewnych godzinach..hmm. korci,żeby jechać. Myślę sobie i myślę,ale moje rozważania przerwał widok radiowozu jadącego tymże deptakiem.Zdecydowałem,że nie jadę ☺
Zakaz ruchu rowerów, a w oddali Policja © davidbaluch
Po drodze co rusz widzę reklamy produktu,który jest bardzo smaczny i wszyscy,którzy w okolice Köln przyjadą powinni spróbować. Lokalne piwo Kölsch.Pyszne.A na światłach stoi mała rowerzystka. Nie boi się ona. Nie boją się rodzice.Leverkusen to duże miasto,ale ani razu nikt nie minął mnie na żyletkę. Rowerzysta czuje,że jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu.
Knajpa z lokalnym piwem i mała rowerzystka © davidbaluch
No i jazda do domu,bo synkowi obiecałem,że za godzinkę będę spowrotem. Po drodze jeszcze selfie na tle jednej z głównych ulic Leverkusen. Jak zwykle wydzielone pasy dla rowerów. W ogóle wszędzie pelno śluz rowerowych.Kierowcy szanują. Tak można jeździć.
Selfie w Leverkusen © davidbaluch
Przez całą drogę pogoda była zmienna. Raz fajnie,raz mżawka. Ale jak usiadłem na balkonie po powrocie, to cieszyłem się,że nie jestem na rowerze. Choć jak widać Niemcom to nie przeszkadza.
Nie ma to jak w deszczu na rowerku © davidbaluch
No i tyle jutro powrót do Polski i rowerowanie po okolicy,bo jeszcze tydzień urlopu...