Samotnie do Ueckermunde czyli nacieszyć się niemiecką wiosną.
Wtorek, 28 marca 2017
· Komentarze(6)
Kategoria Po Niemczech
Piękny wtorek. Piękna wiosenna pogoda. Wolny dzień w pracy. Kacper w szkole. No to co robić? Oczywiście rower!
Po chwili zanurzam się w las i urokliwą drogą rowerową wijącą się pomiędzy drzewami jadę w stronę Warsin, a następnie ponownie wzdłuż zalewu kieruję się do Ueckermunde przez Bellin. Nie pamiętam już w którym miejscu, ale w okolicy Bellin na stacji benzynowej zauważam sympatycznego Trabanta. Jak mało tych aut już u nas zostało. Tu, w byłych DDR-ach jest ich jeszcze troszkę i co niektórzy, chyba z sentymentu używają ich do codziennej jazdy. Ten był naprawdę wesoły. Zadbany i śmieszny.
W końcu docieram na plażę w Ueckermunde. Rozkładam się na plażowej ławce, wyciągam jedzenie, picie i robię sobie błogą przerwę. Plaża jest w zasadzie pusta poza jedną starszą Niemką z ujadającym psem i parą z dzieckiem leżących w strojach kąpielowych za parawanem na piasku jakby to lipiec był. To prawda, że dziś pogoda rozpieszcza. Jest chyba około 18 stopni, a w słońcu na pewno ponad 20. Poza tymi ludźmi plaża po horyzont pusta. Ale cudowne uczucie. Naprawdę czuć już wiosnę.Choć dzień później będzie padało i zrobi się szaro i buro, to dziś prawdziwy przedsmak lata. Jest tak wspaniale, że nie chce się jechać dalej.
Postanowiłem pojechać zobaczyć co się dzieje na rynku. Na rynku życie kwitło. Pootwierane kafejki, lodziarnie, ludzie w barach sączący piwo lub jedzący obiad. Kolorowo, pięknie. Uwielbiam te miasto. Jest takie kolorowe i uśmiechnięte. Przeciwieństwo naszej na przykład nadzalewowej Trzebieży, która jedynie może oprócz kompleksu na plaży z wątpliwej jednak urody barami nie oferuje turystom zupełnie nic. Szaro i brzydko. Takie małe Ueckermunde, a jakże przyjemnie mija w nim czas.
W wyśmienitym humorze po estetycznych miłych wrażeniach opuszczam to przesympatyczne miasto i jadę w kierunku Eggesin. Podoba mi się tutaj to, że praktycznie wszędzie są drogi dla rowerów. A jeszcze bardziej to, że gdy dróg nie ma, a jest tylko chodnik i to niezbyt szeroki to dopuszcza się ruch rowerów po chodniku. Można? Można. Kwestia kultury i wzajemnego szacunku. Już widzę jakie epitety z obu stron leciałyby w moim ojczystym kraju, gdyby rowerzysta i pieszy mieli minąć się na metrowym chodniku. Po tych przemyśleniach jadę dalej. W Eggesin robię krótki, zaplanowany postój przy sklepie NORMA. Zakupuję dla mojego Kacpra misie Haribo i czekoladę Schogotten mleczną. Jedyne słodycze jakie uznaje. Ogólnie rzadki okaz z tego mojego synka. Nie lubi słodyczy oprócz tych dwóch wyżej wymienionych. Oprócz tego kupuję moje ulubione serki Harzkase, niemiecki przysmak o którym już kiedyś pisałem (Przyrządza się je z oliwą, i cebulą. Ja dodaję jeszcze ostrą paprykę. Świetna zakąska do piwa).
Po zaopatrzeniu ruszam dalej i wkrótce osiągam Ahlbeck, które wita mnie pięknym muralem na ścianie jakiejś rozdzielni. To też niemiecka specjalność.
Bocian zupełnie jak polski. Zaczynam nabierać podejrzeń, że bociany to nie tylko polskie ptaki jak mi to wmawiano od dziecka. A jak w Afryce małe czarne dzieci na widok bocianów w październiku krzyczą : "bociany wróciły do domu!"? Wolę o tym nie myśleć. Bocian jest nasz i koniec. A Kopernik była kobietą!
Jadę już coraz bardziej oklapnięty z sił w kierunku Rieth. Niby tylko 50 km, ale po zimie w większości przechorowanej i przesiedzianej nawet taki dystans zaczynam czuć. Jadę więc koło za kołem i w samym Rieth, a więc już tylko kilka kilometrów od końca trasy przysiadam sobie na ławeczce przy małym starym budyneczku z napisem Heimatstube. Słowo Heimatstube to ogólna nazwa popularnych obiektów w wielu niemieckich miejscowościach, a mianowicie małego muzeum związanego z historią danej miejscowości. Znajdują się tam stare znaleziska z danego regionu, dokumenty i tym podobne. Przez okno zobaczyłem jakieś stare garnki, ale niestety budyneczek, który jest naprawdę mikroskopijny był zamknięty. Przypuszczam, że do środka można zajrzeć przy jakichś specjalnych okazjach wiejskich. Może jakichś festynów. Mi przydał się jako punkt na odpoczynek. Ostatni już.
Nieśpiesznie ruszyłem w kierunku granicy. Ostatnia dziś rzecz przykuła jeszcze moją uwagę. Stary, bardzo stary budynek z napisami nakładającymi się na siebie. Jeden bardzo zwyczajny "Backerei" czyli piekarnia, ale drugi, który przebijał się na zewnątrz "Kolonialwaren" czyli towary kolonialne nie jest już tak często spotykany. Kiedy minęły te czasy gdy do Europy sprowadzano do takich sklepów towary z Afryki lub Ameryki, z dawnych zamorskich kolonii. Był to tytoń, kawa, herbata, ryż, przyprawy... Dziś pojęcie "towary kolonialne" odchodzi w zapomnienie, a tu taki duch przeszłości wyłonił się po może 100 latach, albo i jeszcze dłużej. Swoją drogą niezłe farby mieli, że do dziś bez trudu przeczytać można oba napisy. Sam budynek popada w ruinę, aczkolwiek wydaje się zamieszkały.
Wycieczki nadszedł koniec i z prawdziwą przyjemnością 4 kilometry dalej przesiadłem się do auta i pomknąłem do mojego Kacpra wręczyć mu gumisie i czekoladę. Zmęczony, ale naładowany endorfinami mogę w środę ruszać do pracy.
Dla chętnych mapka
Pakuje rower do auta i jadę za Dobieszczyn, bo mam ochotę pojeździć po Niemczech, ale nie ma chyba nudniejszej trasy niż dojazd pod granicę w okolicy Dobieszczyna. No więc zostawiam auto przy drodze i jadę przez knieję. Po trzech kilometrach wjeżdżam do Niemiec piękną asfaltową drogą rowerową. Jestem w okolicy Rieth. Tu się oddycha... :-)

Na granicy przed Rieth© davidbaluch
Jadę dalej i podziwiam te zadbane obejścia i domki. To zawsze mnie zachwyca w Niemczech. Ludzie mili, kiwają głowami, pozdrawiają. Do tego ta pogoda cudna. Ostatnio na czyimś blogu zobaczyłem, że w Rieth jest coś jakby pływający dom. No to jadę zobaczyć. I faktycznie. Na przystani stoi piękna arka. Drewniana. W środku przez duże okna widać zwyczajne domowe meble - szafki, stół, krzesła. Wieczorem można zapewne piękne zachody słońca oglądać. Nietuzinkowy pomysł. Dom na wodzie. Od razu przypomniała mi się książka jednego z moich ulubionych autorów Williama Whartona "Dom na Sekwanie". Chciałoby się tu mieszkać.

Dom na wodzie© davidbaluch
Jadę dalej, bo droga daleka. Dziś moim celem jest Ueckermunde. Jadę wzdłuż zalewu. Mijam ulubiony imbiss jeszcze niestety zamknięty. Nie będzie więc postoju w stałym miejscu. Jeszcze miesiąc. "Inselblick" otwarty będzie dopiero od maja. Mijam więc zamkniętą bramę i pedałuję mijając znane mi tereny. Szkoda, że dziś sam, ale niestety Agnieszka w pracy, a Kacper w szkole. Mimo to jest przyjemnie. Mało tylko rowerzystów. No, ale środek tygodnia.. marzec. Normalne raczej. W pewnej chwili na ścianie domu rybaka zauważam nowy zdaje mi się malunek. Chyba nie było go w zeszłym roku. A może nie zauważyłem? Bardzo mi się pejzaż spodobał, więc zsiadam z siodełka i uwieczniam to dzieło sztuki. Naprawdę bardzo nastrojowy malunek.

Mural w Rieth© davidbaluch

Trabi© davidbaluch

Ja na plaży w Ueckermunde© davidbaluch

Ueckermunde© davidbaluch

Ueckermunde - lodziarnia© davidbaluch

Ueckermunde - kwiaciarnia© davidbaluch
Po zaopatrzeniu ruszam dalej i wkrótce osiągam Ahlbeck, które wita mnie pięknym muralem na ścianie jakiejś rozdzielni. To też niemiecka specjalność.

Mural w Ahlbeck© davidbaluch
Jadę już coraz bardziej oklapnięty z sił w kierunku Rieth. Niby tylko 50 km, ale po zimie w większości przechorowanej i przesiedzianej nawet taki dystans zaczynam czuć. Jadę więc koło za kołem i w samym Rieth, a więc już tylko kilka kilometrów od końca trasy przysiadam sobie na ławeczce przy małym starym budyneczku z napisem Heimatstube. Słowo Heimatstube to ogólna nazwa popularnych obiektów w wielu niemieckich miejscowościach, a mianowicie małego muzeum związanego z historią danej miejscowości. Znajdują się tam stare znaleziska z danego regionu, dokumenty i tym podobne. Przez okno zobaczyłem jakieś stare garnki, ale niestety budyneczek, który jest naprawdę mikroskopijny był zamknięty. Przypuszczam, że do środka można zajrzeć przy jakichś specjalnych okazjach wiejskich. Może jakichś festynów. Mi przydał się jako punkt na odpoczynek. Ostatni już.

Heimatstube© davidbaluch

Towary kolonialne© davidbaluch
Dla chętnych mapka