Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki zorganizowane

Dystans całkowity:187.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:15:00
Średnia prędkość:12.47 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:31.17 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Mobil ohne Auto czyli rowerem po Niemczech

Niedziela, 14 czerwca 2015 · Komentarze(5)
W niedzielę 14 czerwca odbywał się po raz ósmy rajd rowerowy pod nazwą "Mobil ohne Auto" czyli "Mobilny bez samochodu". Naprzemiennie raz organizowany jest w Polsce w Policach, a następnego roku w Pasewalku w Niemczech. W tym roku kolej na Niemcy. Całość jest darmowa, sponsorowana i rowerzyści mają transport i wszystkie świadczenia gratis.Tylko pedałować.
No więc o 7.00 zbiórka w Policach pod starostwem powiatowym, gdzie czekał na nas autokar i dwie taksówki bagażowe, które przewiozły nas i nasze rowery do odległego o 50 km Pasewalku. Gwoli usprawiedliwienia, zdjęcia robiłem telefonem więc jakość nie powala, ale jako dokument może być.
Zbiórka i pakowanie rowerów w Policach © davidbaluch 
Po przyjeździe do Pasewalku okazało się, że mamy jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia rajdu. No więc po co ta zbiórka o 7.00? Wystarczyłoby o 8.00. No, ale cóż... czekając na rozpoczęcie okupowaliśmy jedną z ławek na Marktplatzu. Potem, ktoś podpowiedział, że czynna jest piekarnia, w której serwują kawę. Podjechałem tam z koleżanką Małgorzatą. Koleżanka rowerowa i z pracy.  W sumie ode mnie z pracy jechało nas cztery osoby. Po kawie dalsze oczekiwanie...Nuda.. nuda.. nic się nie dzieje proszę pana.
Oczekiwanie na godzinę 10.00 © davidbaluch
W końcu coś się ruszyło i przed 10.00 pojawił się Burmistrz Polic i Burmistrzyni Pasewalku. Wszyscy podnieśli się z ławek. No może oprócz czworonogiego uczestnika rajdu, który jechał z nami całą trasę w zwykłej przyczepce doczepionej do roweru. Podobno jeździ z panem na wszystkie rajdy. Ciekawe czy mój Brebis pojeździłby tak.
Piesio też brał udział w rajdzie, choć nie pedałował © davidbaluch
Rozpoczęły się przemówienia, powitania, podziękowania sponsorom i ogólne pozytywne nakręcanie się. Potem pan Zimmermann (szef rajdu - ten w żółtej kamizelce adfc) podał krótko zasady rajdu i zaczęliśmy szykować się do drogi. Martwiła nas nieco pogoda, bo zanosiło się na to, że może zacząć woda lecieć z nieba, co jak wiadomo nie powoduje radości u rowerzysty.
Od lewej: Burmistrz Polic i Burmistrzyni Pasewalku © davidbaluch
No i ruszyliśmy! Przed nami ponad 50 km pedałowania po pięknej okolicy Pasewalku. Jechało się fajnie, gdyż cały czas towarzyszyły nam dwa radiowozy Policji, które zamykały drogi, blokowały ruch i ogólnie sprawiały, że czuliśmy się jak VIP-y. Wesoła ponad 100 osobowa ekipa dziarsko przemierzała kolejne kilometry. Po drodze zwiedziliśmy stary kościół w Dargitz, a po przejechaniu około 10 km pożegnali się z nami burmistrzowie i dalej pojechaliśmy już bez opieki burmistrzów Polic i Pasewalku.
Jedziemy podziwiając piękne widoki © davidbaluchZielona pola Maklemburgii © davidbaluch
No i końcu nastąpiło to czego się obawialiśmy. Zaczął padać deszcz. Nie wszyscy uczestnicy mieli płaszcze przeciwdeszczowe ( w tym i ja). Deszcz nie był zbyt mocny, ale zawsze taki kapuśniak połączony z niezbyt wysoką temperaturą daje się we znaki. Więc jedziemy i jedziemy, a nasz prowadzący pociesza nas, że już niedaleko będzie Klepelshagen, miejscowość, w której przygotowano dla nas gorący posiłek. No więc to nic, że pada coraz mocniej, to nic, że pedałujemy coraz bardziej pod górę. Obiad mamy przed oczami. Tuż na wyciągnięcie ręki. I w końcu jest!. Dotarliśmy. No to hop do kolejki.
W kolejce po zupę © davidbaluch
Kapuśniak z nieba leci, a dla nas przygotowano zupę kartoflową z wkładką kiełbasianą, a właściwie parówkową. Zaraz.. to  nie będzie polędwiczek w szynce parmeńskiej albo chociaż pstrąga zapiekanego z rydzami?? A tak liczyłem. No cóż większym zmartwieniem okazało się to, że organizator nie przewidział deszczu i jedzenie odbywa się na dworze. Bez namiotu lub czegokolwiek, co chroniłoby nas przed deszczem. Pocieszam wszystkich, że dzięki temu przynajmniej mamy zapewnioną darmową dolewkę do zupy, ale jakoś nikogo to nie bawiło. Jednakże po jakimś czasie ktoś tam odkrył stodołę ze stołami i krzesłami do której wtargnęliśmy mimo protestów Niemców, którzy tłumaczyli, że to sala konferencyjna i z jedzeniem nie można. Dalszą część postoju spędziliśmy już w powiedziałbym cieplarnianych warunkach.
Wykwintne danie szefa kuchni © davidbaluch
Deszcz, nie deszcz, trzeba jechać dalej. No to jedziemy. Droga zrobiła się wyboista, ale przynajmniej z górki. Jako, że wcześniej wspinaliśmy się pod górę, to teraz nagroda, czyli jakieś 4 km z górki. Deszcz wesoło pokapuje, a my pędzimy łykając krople spod kół pędzących poprzedników. Ale co tam. Zupa była przynajmniej bardzo gorąca, więc humory dopisują. Jadąc i jadąc dojechaliśmy do kolejnego postoju, gdzie czeka na nas stanowisko z wodą mineralną i wypełnianie kuponów z naszymi danymi, gdyż na mecie rajdu ma odbyć się losowanie dwóch nagród. Jak się potem okazało torby rowerowej i plecaka. Ponadto wszystkie kupony biorą udział w losowaniu roweru wartości 800 euro, które ma odbyć się za jakiś czas. Sponsorem jest AOK - niemiecka kasa chorych. Acha! I dostaliśmy pokrowce na siodełka, żeby w czasie postoju nie namokły. A jednak przewidzieli deszcz skubańcy.
Postój i wypełnianie kuponów AOK © davidbaluch
No i w drogę. Do mety pozostało już niedaleko, jakieś kilkanaście kilometrów. meta jest również w Pasewalku z tym, że w lokomotywowni. Tam też przewidziano losowanie torby i plecaka. Póki co, jedziemy równą, szeroką niemiecką drogą. Policja jedzie na błyskach z przodu i z tyłu, więc kierowcy nas nie niepokoją. W międzyczasie przestał padać deszcz. Zrobiło się naprawdę sielsko i fajnie.
Końcowe kilometry przed Pasewalkiem © davidbaluch
No i dojechaliśmy. W lokomotywowni powiedziano nam, że każdy Polak może w barze odebrać ciasto i coś do picia. Super. Ja wziąłem sobie Apfelschorle, ale większość brała kawę. Endorfiny buzują, ciasto smakuje, jest naprawdę dobrze. Jeszcze losowanie nagród. I sprawiedliwie. Torbę rowerową wylosował Niemiec, a plecak Polka.
Małgosia delektuje się kawą z ciastem © davidbaluch
W lokomotywowni spędzamy ponad godzinę. Zaproszono nas do jej zwiedzania. przewodnik opowiadał o starych pociągach, których troszkę tu zgromadzono. Chętni mogli przejechać się drezyną. Wycieczka naprawdę ciekawa. Brawa dla Niemców za organizację. Na koniec jeszcze robimy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Dorota, Paweł i moja skromna osoba © davidbaluch
I cóż.. zapakowaliśmy się ponownie do autokaru, rowery do bagażówek i godzinę później około 19.00 byliśmy w Policach, gdzie czekał na mnie mój samochód. Pożegnaliśmy się szybko i pognałem do domu.. do Szczecina....

XXII Szczecińskie Święto Roweru

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · Komentarze(8)
Dziś żona zażyczyła sobie rano transportu na działkę. Zawiozłem ją autem zaraz przed 10.00, bo o 11.30 zbiórka miała być na Szczecińskie Święto Rowerowe na Pl.Grunwaldzkim, a chciałem na spokojnie dookoła Szczecina dojechać. No i po odwiezieniu Moniki, Kacpra, psa i masy zabawek na działkę wróciłem, żeby  pojechać na wycieczkę. Pojechałem sobie tak trochę dookoła, przez Wały Chrobrego, ale dotarłem. Ok. 11.10 na placu pusto. Przedtem jechałem pustą Aleją Kwiatową. Starałem się jej zrobić ładne zdjęcie, ale ta dawna aleja nie miała sobie równych. Pamiętam jak z żoną jeszcze jak Kacpra nie było czasem wśród kwiatów siadaliśmy na piwko w tym pięknym miejscu. Zniszczyli to miejsce młodzi, głupi architekci.
Aleja Kwiatowa
Aleja Kwiatowa © davidbaluch
Ale wracając do Palcu Grunwaldzkiego.. W międzyczasie przemknęła kolumna motocykli w asyście Policji. Też mają jakieś święto??
Czekam i czekam, rowerów niezbyt dużo, a korzystając z okazji zrobiłem zdjęcie pięknym magnoliom rosnącym na placu. Piękne kwiaty.
Magnolie na Placu Grunwaldzkim w Szczecinie
Magnolie na Placu Grunwaldzkim w Szczecinie © davidbaluch
Po jakimś czasie zaczynają zbierać się rowerzyści, ale niezbyt wielu. Czyżby fakt, że organizatorem jest PTTK ma na to jakiś wpływ?Hmm. Nie jestem politykiem nawet rowerowym, ale na forum Rowerowego Szczecina faktycznie nie słyszałem o imprezie ani słowa. Przeczytałem w Kurierze Szczecińskim. Czyżby wewnętrzne walki o władzę nad rowerzystami ?? Nie chcę w to wierzyć, ale... nie takie rzeczy  pod słońcem....
Powoli zbierają się rowerzyści
Powoli zbierają się rowerzyści © davidbaluch
W końcu,(na plus dla organizatorów, że punktualnie) o 12.00 ruszyliśmy. Zabezpieczenie to jeden motocykl Policji wydziału RD. Ale radził sobie świetnie. Widać, że fachowiec. Pojechaliśmy Aleją Jedności Narodowej, czy jak tam się ona teraz nazwa rozpoczynając najpierw jednym okrążeniem Placu Grunwaldzkiego. Nie padało, a wyglądało, że będzie, więc humor dopisywał.
Policja czuwa nad naszym bezpieczeństwem
Policja czuwa nad naszym bezpieczeństwem © davidbaluch
Po chwili minęliśmy Urząd Miejski i pojechaliśmy w stronę Głębokiego. Zajmowaliśmy masę miejsca, ale ludzie reagowali dość sympatycznie. Machali, nagrywali. Pamiętam, że przy Święcie Cyklicznym było dużo gorzej, ale tam kierowcy stali czasem kilkanaście minut czekając na nasz przejazd. Nie dziwota, jak to moja babcia mawiała.
Na Jasnch Błoniach
Na Jasnch Błoniach © davidbaluch
Potem już było ok.Policjant jechał z przodu i gwizdał na ludzi. Dzięki temu na dość wąskiej drodze od Pomnika Czynu Polaków do Głębokiego mieliśmy swobodny przejazd. Było fajnie.
Okolice Różanki. Podążamy w stronę Głębokiego
Okolice Różanki. Podążamy w stronę Głębokiego © davidbaluch
Potem dojechaliśmy na polanę w okolicę Głębokiego. Była chwila przerwy. Rozdano jakieś beznadziejne kserokopie czegoś tam. A także dość fajne mapki szczecińskich tras rowerowych po czym cała wycieczka ruszyła tą samą trasą z powrotem. A ja chciałem troszkę w samotności popedałować i pojechałem przez Dolinę Siedmiu Młynów lasami na Warszewo i potem z górki na pazurki do domu. 
A na koniec do auta i po rodzinkę na działkę. Dzień zaliczam do udanych...

A... zapomniałbym. W domu oglądanie wyścigu Paryż - Roubaix. Uczta dla oczu.

Niewidomi na rowerach

Niedziela, 29 września 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Dziś zorganizowano w Szczecinie akcję "Niewidomi na tandemach". Miała na celu integrację osób niewidzących lub niedowidzących, a przede wszystkim fajne spędzenie czasu na rowerach. Rano szybka decyzja i pojechaliśmy. Zbiórka o 10.00 na Placu Lotników. Troszkę gnaliśmy, bo jak to zwykle bywa okazało się, że w Moniki rowerze trzeba koła dopompować i zanim żeśmy się w siodełka usadowili była już 9.40. Ale myk, myk i jesteśmy. O 10.00 meldujemy się na miejscu zbiórki. Ludzi sporo. Pogoda ładna to i frekwencja dopisała. No i w końcu poznałem co niektórych rowerzystów znanych dotąd tylko z wirtualnego świata.
Zbiórka na Placu Lotników © davidbaluch

Po odgwizdaniu startu i wcześniejszej prezentacji tandemów dla radia i TVP Szczecin.. ruszyliśmy! Super pogoda, fajne towarzystwo i jedziemy w stronę Głębokiego. Przez jakiś czas towarzyszyła nam krowa na rowerze, ale potem gdzieś znikła. Zastanawiałem się czy z Kacprem w foteliku z tyłu mogę się zaliczać do tandemowców? Jedziemy w końcu we dwóch na jednym rowerze. Co z tego, że Kacper nie pedałuje? Za krótkie ma nogi.. i tyle. Po drodze mijamy odnawiany właśnie Urząd Miasta.
Przed Urzędem Miasta w Szczecinie © davidbaluch

Jedziemy, a po drodze jak zwykle niektórym pieszym nie podoba się taki tłum rowerzystów i głośno komentowali swoje niezadowolenie z faktu, że ktoś śmiał wyjechać w niedzielę na rower. Śmiejemy się raczej z nich. Humoru nam nie popsuli. Przy wiecznej budowie czyli basenie "Arkonka" pierwszy postój, bo w jednym tandemie się popsuło coś. Nieważne co. Czekamy.
Postój w pobliżu"Arkonki" © davidbaluch

Potem jedziemy i jedziemy aż docieramy do Polany Sportowej na której ma być ognisko. Ale organizator doszedł do wniosku, że nie zasłużyliśmy jeszcze na kiełbasę i każe nam jechać dalej. Więc pojechaliśmy. Na końcu jeziora Głębokie ponowny wymuszony postój, bo nam się jeden uczestnik, notabene przewodnik, zgubił. Kacper najbardziej się ucieszył, bo już od kilku minut szeptał mi z tylnego fotelika, że chce biegać. Co jakiś czas pytał też kiedy "ogień i mięcho" będzie. Więc natychmiast po zatrzymaniu zaczął biegać.
Postój koło jeziora Głębokie © davidbaluch

Po jakimś czasie z jakichś krzaków wynurzył się zagubiony nasz przewodnik, który jak okazało się pojechał gdzieś prosto podczas gdy reszta skręciła. No i cały peleton pojechał dalej wokół jeziora by dotrzeć do pętli autobusowej "Głębokie".
Przy pętli autobusowej. Głębokie © davidbaluch

W końcu docieramy po raz drugi na Polanę Sportową i Kacper cieszy mi się z tyłu, że w końcu mięcho będzie. Jeden po drugim wszyscy wjeżdżają i zsiadają ze swoich rumaków. Tych dwu jak i jednoosobowych.
Docieramy na Polanę Sportową. Będzie ognicho © davidbaluch

Na początku szukamy drewna. Okazuje się, że po lecie las jest tak ogołocony z drewna, że ledwo udaje się znaleźć kilkanaście szczap drewna. Potem kilku ochotników wyraźnie zaprawionych w takich zadaniach dość szybko rozpala ogień. Uff.. Będzie ognisko. Najbardziej niecierpliwie czeka Kacper.
Rozpalanie ogniska © davidbaluch

Ponieważ mimo wszystko trochę to trwa, to Kacper postanowił zjeść na początek suchą bułkę. Zgłodniał bardzo. Co prawda nie pedałował, a jedynie siedział, ale jako pilot był dość aktywny (cały czas poganiał mnie, żeby szybciej jechać) i to wyraźnie zużyło mu sporo energii.
Kacper czeka na ognisko i pochłania suchą bułkę © davidbaluch

W końcu płonie ognisko w lesie. Można zacząć piec kiełbasy i wędzić ubrania. Naprawdę.. nie ma to jak fajne ognisko na wycieczce rowerowej.
W końcu nadszedł czas pieczenia © davidbaluch

Atmosfera zrobiła się naprawdę fajna. Wszyscy wesoło dyskutują. Padła propozycja, aby taką imprezę, tj. "Niewidomi na tandemach" powtarzać cyklicznie co miesiąc. Kacper dzięki swojemu urokowi osobistemu otrzymał od sympatycznej rowerzystki wafelka (którego zjadł dopiero w domu) i tak czas leciał i leciał. Zrobiło się leniwie.. Kacper pozował do zdjęć :-)
Kacper - mały model :-) © davidbaluch

W końcu padła propozycja, żeby spróbować jazdy na tandemach. Rzucili się wszyscy. Różnie z tym było, ale większość sobie radziła. Choć nie jest to takie podobno proste jak się wydaje. Monika też skorzystała z okazji pojeździła chwilę z zaprawioną "tandemistką".
Monika próbuje sił na tandemie © davidbaluch

No i w końcu trzeba było w opuścić sympatyczne towarzystwo. Nie zaśpiewaliśmy jeszcze "ogniska już dogasa blask", ale ponieważ pies w domu czeka na swój spacer leśny, to trzeba było popedałować do domu. Po przyjeździe Kacper stwierdził, że nie ma siły na las, więc już samotnie z moimi czterema łapami pojechaliśmy samochodem na Warszewo. Wyhasał się, wybiegał i wróciliśmy do domu. Pogoda piękna, ale chyba na dziś starczy. Kacper zasnął i spał. Pewnie mu się mięcho śniło..
A o 18.30 niespodzianka. Zobaczyliśmy się w Kronice Szczecińskiej. Kacpra pierwszy występ w telewizji. A co.. może karierę telewizyjną zrobi ;-)

Rowerowe Dni Szczecina

Niedziela, 15 września 2013 · Komentarze(7)
Dziś jest dzień na który Kacper czeka od kilku dni. Wyścig na stadionie przy ul. Tenisowej u nas w Szczecinie. Wyścig dla dzieci, a najmłodsza kategoria to rowerki biegowe i czterokołowe. Maszynę wczoraj umyliśmy, opracowaliśmy strategię wyścigu:-) i rano pobudka. Ja jak zwykle obudziłem się koło 7.00 mimo, że niedziela. Kilka minut po siódmej postanowiłem pojeździć choć trochę na rowerze, ale Kacper jedno oko otworzył i na widok roweru wrzasnął, że on też!! No to bez śniadania, bez lelochowania o 7.30 znaleźliśmy się na rowerze przed domem i popedałowaliśmy w dal. Nie będę opisywał, choć było fajnie, bo najciekawsze dopiero miało nadejść. Po powrocie koło 9.00 zaczęliśmy się szykować na wyjścia.
No i krótko przed 10.00 dotarliśmy na stadion przy ul.Tenisowej. Kacper pobrał numer startowy z wydrukowanym imieniem i nazwiskiem i zaczął rozgrzewkę.Najpierw zdjęcie na tle logo sponsora:
Początek. Zdjęcie na tle logo sponsora © davidbaluch

Potem już konkretna rozgrzewka na bieżni. Różne kategorie wiekowe, ale Kacper nie ma kompleksów. Ściga się na sucho ze wszystkimi.
Rozgrzewka przed wyścigiem © davidbaluch

Nagle załamanie pogody. Deszcz. Ale Kacper krzyczy, że nie chce parasolki, ucieka spod niej i wystarcza mu płaszcz przeciwdeszczowy. Martwiliśmy się, czy nie zachoruje. Ale on był zdeterminowany i wciąż dopytuje kiedy start. Czekamy..
Kacper w pelerynce przeciwdeszczowej-czekamy na start © davidbaluch

No i w końcu start!!! Kacper wystartował z lekkim opóźnieniem, ale potem nabrał tempa. Dystans dla tej kategorii to 100 metrów, choć on zaprawiony na dystansach 2-3 kilometrowych wolałby więcej. Ale cóż. Na początku dwóch harpaganów, jeden dużo starszy, ale na rowerku biegowym, drugi uczciwie w tym samym wieku wystartowali i zostawili resztę stawki na końcu. Walka szła już o trzecie miejsce tylko. I Kacper nagle wyminął peleton i wysunął się na prowadzenie (tej tylnej części wyścigu)I jeeeest!! Trzecie miejsce. W tej kategorii niestety nie było klasyfikacji i wszystkie dzieci wygrywały. No i dobrze może...
Wyścig. Kacper wysunął się czoło peletonu © davidbaluch

Potem następne, coraz starsze kategorie. Kacper siedzi grzecznie i kibicuje innym zawodnikom. Czasem bije brawo. Jest fajnie, tylko pogoda nie taka. Zimno i czasem deszcz pada. Czekamy na wyścig wnuka kolegi. W końcu i on się doczekał.
Samotny kibic © davidbaluch

No i koniec. Dekoracje. Wołają w końcu przedszkolaków. Podium jest, ale tu nie było klasyfikacji, więc kto pierwszy ten lepszy. Niektórzy rodzice przedzierają się jakby o niepodległość walczyli, żeby syna postawić na podium. Kacper był lekko wystraszony i ledwo mi się go udało obok postawić, a i tak kontrolował gdzie tata. Ale medal dostał. I był dumny bardzo.
Odbiór medali © davidbaluch

A tu zdjęcie medalu:
Medal "Rowerowe Dni Szczecina 2013" © davidbaluch

Na koniec w domu Kacper szczęśliwy, bo dostał jeszcze torbę , a w niej kredki, odblaski, wiatrak i inne gadżety. Kacper dumny nosi medal na szyi.

6. Pasewalker Fahrradtag czyli niemiecko-polski rajd rowerowy

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(0)
"Szósty pasewalcki dzień rowerowy" można by to przetłumaczyć. W Polsce promowany jako "Mobilny bez samochodu". Jak zwał tak zwał. Chodziło o to, że polscy i niemieccy rowerzyści spotkali się w sobotę 15 czerwca na rynku w Pasewalku i ruszyli wspólnie w 50-kilometrowy rajd rowerowy. Trasa Pasewalk-Damerow-Bandelow-Wilsickow-Blumenhagen-Pasewalk. (Trasa GPS na końcu wpisu) W zasadzie z Polski zaproszeni byli goście z miasta partnerskiego Police. Ale dzięki kilku telefonom i mailom, zielonego światła mi i koledze udzielił szef polickiego rowerowego kubu "Samarama" i tak oto znalazłem się na liście osób, które o 7.45 miały spotkać się w Policach i stamtąd wyruszyć autokarem do Pasewalku. Później okazało się, że jedzie jeszcze kilka znajomych osób, więc było bardzo sympatycznie. Co warte podkreślenia to cała impreza była za darmo, tzn. podróż, transport rowerów, posiłek i.t.d. Do końca nie wiem w zasadzie kto był sponsorem. Na miejscu były władze miasta Police oraz Pasewalku. Być może oni..
No więc o 7.00 zapakowałem rower do auta i po kilkunastu minutach byłem w Policach. Kilka minut przed ósmą pojawił się autokar oraz taka mała ciężarówka na rowery. Zapakowanie ok. 50 rowerów trochę trwało, bo układane były piętrowo, ale jakoś się udało. Ostatnie 3 czy 4 weszły jeszcze do luku bagażowego w autokarze. Suma summarum około 8.30 ruszyliśmy i godzinę później wylądowaliśmy na marktplatzu w Pasewalku
Przybyliśmy!! Marktplatz w Pasewalku i nasz piękny autokar © davidbaluch

Po wyładowaniu rowerów stojąc w towarzystwie 140 rowerzystów z Polski i Niemiec wysłuchujemy krótkiego powitania uczestników.
Powitanie uczestników na marktplatzu © davidbaluch

No i ruszamy. Od początku drogi prowadzi i zamyka kolumnę Policja. Przypomina się od razu zeszłotygodniowe święto cykliczne w Szczecinie. Kierowcy są przyjaźnie nastawieni, machają do nas mimo, że muszą stać. No 140 rowerzystów zajmuję drogę nie tak znowu długo, więc i postój krótszy niż tydzień temu w Szczecinie, może dlatego są lepiej nastawieni. W każdym razie na początek główną drogą ruszamy w kierunku pierwszego miejsca postoju czyli Damerow.
Opuszczamy Pasewalk i prowadzeni przez Policję jedziemy!! © davidbaluch

Po niedługim czasie docieramy na miejsce i pierwszy postój. Do zwiedzenia jest stary dworek z 18 wieku, stary spichlerz zbożowy oraz ochotnicza straż pożarna z zabytkowymi samochodami. Ja wdrapałem się do pięknego starego Mercedesa z 1975 roku. Samochód w idealnym stanie i cały czas w służbie.
Ochotnicza Straż Pożarna w Damerow. Mercedes z 1975 roku © davidbaluch

Po 45 minutach ruszamy dalej i jadą ulicami i polami jedziemy w stronę Bandelow. Po drodze ktoś stłukł lusterko, ale nasze spotkania z Niemcami zawsze przynosiły jakieś szkody więc nie ma co się dziwić :o)
Na trasie z Damerow do Bandelow © davidbaluch

Czasem droga wiodła polami. Wtedy Policja nie jechała z nami © davidbaluch

Dojechaliśmy do Bandelow. Tam postój przy serowarni. Pokazano nam sposób produkcji serów. Jest to serowarnia produkująca sery bez konserwantów. Sery z chilli, z ziołami i z czerwonym winem. Obok zakładu jest sklepik w którym można zakupić te wszystkie pyszności oraz mnóstwo innych regionalnych produktów z najwyższej półki takich jak soki, przyprawy, przetwory, wędliny i wiele, wiele innych. No cena też jest oczywiście odpowiednia, ale za jakość się płaci niestety.
Sklep firmowy obok serowarni Bauernkäserei Wolters © davidbaluch

Sympatyczni gospodarze zakładu zaprosili nas na degustację serów. Faktycznie niebo w gębie. Mi najbardziej smakował ser z ziołami. Zupełnie coś innego niż ten za 2.99 z Biedronki :o)
Degustacja serów w serowarni Bauernkäserei Wolters w Bandelow © davidbaluch

Po nabraniu sił ruszamy w stronę Wilsickow. To kolejne miejsce, w którym mamy trochę dłuższą półtoragodzinną przerwę. Jest tam piękny dworek, a co najważniejsze czekać ma tam na nas obiad. Więc ten odcinek drogi wszyscy pokonują ochoczo i kręcą pedałami ile sił. Droga jest piękna, samochodów nie ma, bo Policja z przodu zgania je na pobocza, a z tyłu nie pozwala wyprzedzać. Normalnie raj, sielanka. Jest super!!
Droga z Bandelow do Wlisickow © davidbaluch

No i docieramy. W pięknym otoczeniu ustawione na dworze stoły, ławki i krzesła. Ustawiamy się w kolejce po jedzenie jako jedni z pierwszych bojąc się, że nie starczy dla wszystkich, bo podobno organizatorzy spodziewali się mniej ludzi. I mieliśmy rację. Dla ostatnich w kolejce zabrakło ziemniaków i dostali tylko kiełbasę z ogórkową surówką. Ha! Miało się to przeczucie. Wszyscy głodni wcinają jedzonko w dworskim otoczeniu.
Obiad we dworku Wilsickow © davidbaluch

Po obiedzie jako, że mamy tu aż półtorej godziny przerwy zakupiliśmy w barze dworkowym po małym czasoumilaczu czyli piwku za jedyne 1,50 euro za sztukę. A co nam tam. Jak we dworze jesteśmy, to się po dworsku gościmy :o) No i ten komfort, że można jedno piwo wypić i wsiąść na rower,a obok jedzą obiad i patrzą na nas policjanci. Nie ma to jak cywilizowany kraj..
Czasoumilacze w płynie. Odpoczywamy w Wilsickow © davidbaluch

W końcu już trochę rozleniwieni ruszamy w dalszą drogę. Po jakichś 10 kilometrach ostatni już 15 minutowy odpoczynek w Blumenhagen. Tam czeka na nas samochód z wodą mineralną, dla tych, którym skończyły się już zapasy. Ja jeszcze mam, ale niektórzy jadą z językami na wierzchu.
Odpoczynek w Blumenhagen. Przyjechał samochód z wodą © davidbaluch

W Blumenhagen okazało się, że jedna z naszych koleżanek ma uszkodzone kolano i niestety dalej rowerem nie pojedzie choć do końca 10 km tylko. No ale cóż. Siła wyższa. Więc jej rower pojechał samochodem serwisowym, który również nam towarzyszył, a ona sama miała przyjemność przejechać ostatnie kilometry jako pasażer policyjnego radiowozu zamykającego kolumnę.
Asia kończy podróż policyjnym radiowozem © davidbaluch

No i po ostatnich 10 km dojeżdżamy do Pasewalku. Osobiście pojechałbym jeszcze trochę, ale jest i tak świetnie. Wjeżdżamy znowu główną drogą i przejeżdżamy przez cały Pasewalk.
Wjeżdżamy do Pasewalku. Zaraz koniec rajdu © davidbaluch

Koniec!! Jest ok. Pożegnianie na marktplatzu z niemieckimi gospodarzami © davidbaluch

No i pozostało zapakować ponownie rowery do ciężarówki, wsiąść do autokaru i ruszyć do Polski.
Pakowanie rowerów w powrotną drogę do Polic © davidbaluch

Po około pół godzinie siedzimy w autokarze i w tym momencie zaczyna padać deszcz. A przez cały dzień super pogoda. Idealnie wstrzeliliśmy się w pogodę. Już w strugach deszczu autokar powoli opuszcza Pasewalk i kieruje się w stronę granicy. Było świetnie. Mam nadzieję, że uda się za rok wziąć udział w tym rajdzie. Przyjeżdżamy do Polic, przepakowuję rower do samochodu i pół godziny później jestem w domu w Szczecinie. Kąpiel, drink i jest super...
TRASA:
/5042281

Święto Cykliczne-Szczecin 2013

Niedziela, 9 czerwca 2013 · Komentarze(5)
Dziś w końcu się doczekaliśmy. Jest ten dzień. Święto cykliczne czyli zjazd rowerzystów z zachodniopomorskiego i Niemiec. Start na Jasnych Błoniach. Rowerzyści jadą już od rana z różnych miejscowości jak Police, Goleniów, Stargard, Gartz, Löcknitz i inne. My mamy tylko 2 km na miejsce zbiórki. Docieramy prawie godzinę wcześniej. Jest prawie pusto. Ile osób może tu dotrzeć w ciągu godziny?
Na początkumy sami i niewiel osób dookoła. czekamy na resztę © davidbaluch

A jednak. Minęła godzina. I mimo opóźnienia w końcu ze sceny pada komenda: Na start! Misia trochę się boi tego tłoku. Stawiło się ponad 4000 rowerzystów!!!
Zaraz start, ale to nie wyścig, więc nie ma się czego bać © davidbaluch

Za chwilę ustawianie po numerki startowe, nazwijmy to tak. Na koniec można wygrać rower ufundowany przez marszałka województwa. Oczywiście musimy wygrać. Kacper dostał swój osobisty numer, więc jak wygra będzie musiał nauczyć się jeździć na dorosłym rowerku.
Kolajka na start. Po numerek do wygrania roweru © davidbaluch

No i start!! Ruszamy najpierw przez rondo Giedroycia. I tu słowa pochwały: Policja, Żandarmeria,Straż Miejska, organizatorzy i inne służby super zabezpieczają przejazd. Główne ulice Szczecina tylko dla nas. Dla 4.000 rowerzystów!!
Koło Manchattanu, Początek wielkiej rowerowej manifestacji © davidbaluch

Po chwili postój. Jakieś 10 minut czekamy, aż organizatorzy zbiją w jedną całość rowerzystów, bo koniec jest wciąż jakiś kilometr dalej, czyli na Jasnych Błoniach.
Postój na zbicie grupy w jedną całość © davidbaluch

Czekamy karnie w peletonie. Kacper jest zachwycony całą imprezą. Masa ludzi i dzieci na rowerach dookoła. Misia robi nam zdjęcie.
Czekamy na dalszą jazdę © davidbaluch

Czekając i czekając Kacper zasypia. To jego godzina do spania. Tylko mi się robi przez to niekomfortowo,bo głowa jego leci na moje plecy, ale jedziemy na szczęście powoli.
Kacper zasypia © davidbaluch

Za chwilę ruszamy. Jakieś 10 minut i ogromny peleton jest na podjeździe pod ulicę Wilczą. Kacper w międzyczasie się budzi i widzi, że koło domu jesteśmy. I woła:"domek nasz!!" Ale jedziemy dalej. Te 10 minut snu mu starczyło i już do końca był zaaferowany wycieczką. Spanie mu przeszło.
Ulica Wilcza- koło naszego domu © davidbaluch

Po chwili skręciliśmy w Przyjaciół Żołnierza i koło kładki kolejny postój na zbicie peletonu w jedną całość.Widzieliśmy kierowców machających nam i nagrywających telefonami i tych sfrustrowanych machających rękoma. Fakt. Przejazd zajmował trochę czasu. Ale niedziela jest przecież. Gdzie wam się spieszy??!!
Postój przy kładce na Przyjaciół Żołnierza © davidbaluch

Niektórzy omijali nasz "korek" trasami alternatywnymi :o)
Zjazd z kładki na Przyjaciół Żołnierza © davidbaluch

Po chwili całe 4000 rowerzystów ruszyło dalej. Odcinek najprzyjemniejszy, bo cały czas w dół.
Przyjaciół Żołnierza-kierunek Arkońska © davidbaluch

Pedałujemy i pedałujemy i w końcu samo centrum Szczecina. Pewnie kierowcy klną na czym świat stoi. Blokujemy całe centrum miasta. Auta stoją i my czasem też stoimy. Jest nas tak dużo, że są chwilowe przestoje. Czekając w takich korkach miła rowerzystka robi nam wspólne zdjęcie.
Plac Zgody. Chwilowy korek rowerowy © davidbaluch

No i w końcu jeszcze objeżdżamy Plac Grunwaldzki, Plac Rodła i całe centrum i lądujemy na Jasnych Błoniach. Zdjęcie na finiszu. Dojechaliśmy bez wywrotki!! A jedna była tuż przed nami... Ale my czekamy na losowanie roweru.
Finish!!Ponownie na Jasnych Błoniach © davidbaluch

Niestety nie wygraliśmy rowerka :o( Ale było super!! Na koniec wspólne zdjęcie z koleżanką z Polic, która też pedałowała gdzieś tam z tyłu za nami. A w rękach nasze karty uczestników:
Koniec. Zaraz jedziemy do domu © davidbaluch

Na koniec popedałowaliśmy do domu. tak dziwnie.. pusto... tylko my i droga rowerowa. Do zobaczenia za rok....http://www.endomondo.com/workouts/200852670/5042281