Mobil ohne Auto czyli rowerem po Niemczech

Niedziela, 14 czerwca 2015 · Komentarze(5)
W niedzielę 14 czerwca odbywał się po raz ósmy rajd rowerowy pod nazwą "Mobil ohne Auto" czyli "Mobilny bez samochodu". Naprzemiennie raz organizowany jest w Polsce w Policach, a następnego roku w Pasewalku w Niemczech. W tym roku kolej na Niemcy. Całość jest darmowa, sponsorowana i rowerzyści mają transport i wszystkie świadczenia gratis.Tylko pedałować.
No więc o 7.00 zbiórka w Policach pod starostwem powiatowym, gdzie czekał na nas autokar i dwie taksówki bagażowe, które przewiozły nas i nasze rowery do odległego o 50 km Pasewalku. Gwoli usprawiedliwienia, zdjęcia robiłem telefonem więc jakość nie powala, ale jako dokument może być.
Zbiórka i pakowanie rowerów w Policach © davidbaluch 
Po przyjeździe do Pasewalku okazało się, że mamy jeszcze półtorej godziny do rozpoczęcia rajdu. No więc po co ta zbiórka o 7.00? Wystarczyłoby o 8.00. No, ale cóż... czekając na rozpoczęcie okupowaliśmy jedną z ławek na Marktplatzu. Potem, ktoś podpowiedział, że czynna jest piekarnia, w której serwują kawę. Podjechałem tam z koleżanką Małgorzatą. Koleżanka rowerowa i z pracy.  W sumie ode mnie z pracy jechało nas cztery osoby. Po kawie dalsze oczekiwanie...Nuda.. nuda.. nic się nie dzieje proszę pana.
Oczekiwanie na godzinę 10.00 © davidbaluch
W końcu coś się ruszyło i przed 10.00 pojawił się Burmistrz Polic i Burmistrzyni Pasewalku. Wszyscy podnieśli się z ławek. No może oprócz czworonogiego uczestnika rajdu, który jechał z nami całą trasę w zwykłej przyczepce doczepionej do roweru. Podobno jeździ z panem na wszystkie rajdy. Ciekawe czy mój Brebis pojeździłby tak.
Piesio też brał udział w rajdzie, choć nie pedałował © davidbaluch
Rozpoczęły się przemówienia, powitania, podziękowania sponsorom i ogólne pozytywne nakręcanie się. Potem pan Zimmermann (szef rajdu - ten w żółtej kamizelce adfc) podał krótko zasady rajdu i zaczęliśmy szykować się do drogi. Martwiła nas nieco pogoda, bo zanosiło się na to, że może zacząć woda lecieć z nieba, co jak wiadomo nie powoduje radości u rowerzysty.
Od lewej: Burmistrz Polic i Burmistrzyni Pasewalku © davidbaluch
No i ruszyliśmy! Przed nami ponad 50 km pedałowania po pięknej okolicy Pasewalku. Jechało się fajnie, gdyż cały czas towarzyszyły nam dwa radiowozy Policji, które zamykały drogi, blokowały ruch i ogólnie sprawiały, że czuliśmy się jak VIP-y. Wesoła ponad 100 osobowa ekipa dziarsko przemierzała kolejne kilometry. Po drodze zwiedziliśmy stary kościół w Dargitz, a po przejechaniu około 10 km pożegnali się z nami burmistrzowie i dalej pojechaliśmy już bez opieki burmistrzów Polic i Pasewalku.
Jedziemy podziwiając piękne widoki © davidbaluchZielona pola Maklemburgii © davidbaluch
No i końcu nastąpiło to czego się obawialiśmy. Zaczął padać deszcz. Nie wszyscy uczestnicy mieli płaszcze przeciwdeszczowe ( w tym i ja). Deszcz nie był zbyt mocny, ale zawsze taki kapuśniak połączony z niezbyt wysoką temperaturą daje się we znaki. Więc jedziemy i jedziemy, a nasz prowadzący pociesza nas, że już niedaleko będzie Klepelshagen, miejscowość, w której przygotowano dla nas gorący posiłek. No więc to nic, że pada coraz mocniej, to nic, że pedałujemy coraz bardziej pod górę. Obiad mamy przed oczami. Tuż na wyciągnięcie ręki. I w końcu jest!. Dotarliśmy. No to hop do kolejki.
W kolejce po zupę © davidbaluch
Kapuśniak z nieba leci, a dla nas przygotowano zupę kartoflową z wkładką kiełbasianą, a właściwie parówkową. Zaraz.. to  nie będzie polędwiczek w szynce parmeńskiej albo chociaż pstrąga zapiekanego z rydzami?? A tak liczyłem. No cóż większym zmartwieniem okazało się to, że organizator nie przewidział deszczu i jedzenie odbywa się na dworze. Bez namiotu lub czegokolwiek, co chroniłoby nas przed deszczem. Pocieszam wszystkich, że dzięki temu przynajmniej mamy zapewnioną darmową dolewkę do zupy, ale jakoś nikogo to nie bawiło. Jednakże po jakimś czasie ktoś tam odkrył stodołę ze stołami i krzesłami do której wtargnęliśmy mimo protestów Niemców, którzy tłumaczyli, że to sala konferencyjna i z jedzeniem nie można. Dalszą część postoju spędziliśmy już w powiedziałbym cieplarnianych warunkach.
Wykwintne danie szefa kuchni © davidbaluch
Deszcz, nie deszcz, trzeba jechać dalej. No to jedziemy. Droga zrobiła się wyboista, ale przynajmniej z górki. Jako, że wcześniej wspinaliśmy się pod górę, to teraz nagroda, czyli jakieś 4 km z górki. Deszcz wesoło pokapuje, a my pędzimy łykając krople spod kół pędzących poprzedników. Ale co tam. Zupa była przynajmniej bardzo gorąca, więc humory dopisują. Jadąc i jadąc dojechaliśmy do kolejnego postoju, gdzie czeka na nas stanowisko z wodą mineralną i wypełnianie kuponów z naszymi danymi, gdyż na mecie rajdu ma odbyć się losowanie dwóch nagród. Jak się potem okazało torby rowerowej i plecaka. Ponadto wszystkie kupony biorą udział w losowaniu roweru wartości 800 euro, które ma odbyć się za jakiś czas. Sponsorem jest AOK - niemiecka kasa chorych. Acha! I dostaliśmy pokrowce na siodełka, żeby w czasie postoju nie namokły. A jednak przewidzieli deszcz skubańcy.
Postój i wypełnianie kuponów AOK © davidbaluch
No i w drogę. Do mety pozostało już niedaleko, jakieś kilkanaście kilometrów. meta jest również w Pasewalku z tym, że w lokomotywowni. Tam też przewidziano losowanie torby i plecaka. Póki co, jedziemy równą, szeroką niemiecką drogą. Policja jedzie na błyskach z przodu i z tyłu, więc kierowcy nas nie niepokoją. W międzyczasie przestał padać deszcz. Zrobiło się naprawdę sielsko i fajnie.
Końcowe kilometry przed Pasewalkiem © davidbaluch
No i dojechaliśmy. W lokomotywowni powiedziano nam, że każdy Polak może w barze odebrać ciasto i coś do picia. Super. Ja wziąłem sobie Apfelschorle, ale większość brała kawę. Endorfiny buzują, ciasto smakuje, jest naprawdę dobrze. Jeszcze losowanie nagród. I sprawiedliwie. Torbę rowerową wylosował Niemiec, a plecak Polka.
Małgosia delektuje się kawą z ciastem © davidbaluch
W lokomotywowni spędzamy ponad godzinę. Zaproszono nas do jej zwiedzania. przewodnik opowiadał o starych pociągach, których troszkę tu zgromadzono. Chętni mogli przejechać się drezyną. Wycieczka naprawdę ciekawa. Brawa dla Niemców za organizację. Na koniec jeszcze robimy sobie pamiątkowe zdjęcia.
Dorota, Paweł i moja skromna osoba © davidbaluch
I cóż.. zapakowaliśmy się ponownie do autokaru, rowery do bagażówek i godzinę później około 19.00 byliśmy w Policach, gdzie czekał na mnie mój samochód. Pożegnaliśmy się szybko i pognałem do domu.. do Szczecina....

Komentarze (5)

A o tym nie pomyślałem, faktycznie zabawne, ale to wynika z przebiegu imprezy, która w samym Pasewalku trwa od 10.00 do 18.00. Myślę, że nie byłoby zbyt wielu chętnych na 50 km przed 10.00 i 50 km po 18.00 dodatkowo.

davidbaluch 07:54 środa, 17 czerwca 2015

Dawid byłem na tym rajdzie kiedyś organizowanym w Policach, podoba mi się jego nazwa szczególnie gdy autobus i samochód przewożą rowerzystów :D

Trendix 22:12 wtorek, 16 czerwca 2015

Dawid jeszcze mapka by się przydała.

strus 18:56 wtorek, 16 czerwca 2015

Wiesz, to impreza z ograniczona ilością uczestników. W tym roku było 45 miejsc przeznaczonych dla Polaków. Również pozdrawiam

davidbaluch 15:26 poniedziałek, 15 czerwca 2015

fajna wyprawa ...szkoda ,że nie było wczesniej o niej słychać ...bo za duzo was nie było ...pozdrowionka ! :)

tunislawa 14:33 poniedziałek, 15 czerwca 2015
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!