Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2016

Dystans całkowity:98.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:05:30
Średnia prędkość:17.82 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:49.00 km i 2h 45m
Więcej statystyk

Rowerem po zakamarkach duszy

Sobota, 30 lipca 2016 · Komentarze(4)
Kategoria Po Niemczech
Są takie dni kiedy potrzeba samotności. Kiedy trzeba sobie w głowie układać różne rzeczy. Dziś taki dzień. O ósmej rano jest już wystarczająco dzień rozbudzony, żeby go przywitać. Pakuję mój mały bagażniczek. Jedna bułka, jedna cola i jadę. Nie mam celu. Ale wiem, że będzie daleko. I ma być jak najbardziej cicho. Jak najbardziej samotnie. Jadę więc przez prawie pusty Park Kasprowicza. Kilku biegaczy i lekka mgła mnie otacza. Mijam Arkonkę. Może dziś mój tata jest w pracy? Nie wiem. Nie zatrzymuję się. Pedałuję. Jadę w stronę granicy. Z każdym pokonanym kilometrem mniej ludzi i samochodów. Rower i ja. Ja i rower. Taki tandem. Mijam lasy, pola, wioski . W Dobrej jadę piękną trasą rowerową w kierunku Niemiec. Nieliczni rowerzyści pozdrawiają machnięciem ręki. Dobrze, że i u nas ten zwyczaj się przyjmuje. Wjeżdżam do Niemiec przy Blankensee. Po drodze podziwiam piękne łany zbóż. Zboże gotowe do zżęcia zawsze kojarzy się z latem i dzieciństwem. I robię jedyne dziś zdjęcie. Inaczej niż zwykle. Teraz zwalniam. Nie mogę sobie odmówić przyjemności podziwiania niemieckiej wsi. Te domki jak pudełeczka, śliczne detale. Drewniane grzybki na schodach, mały krecik pilnujący obejścia i morze słoneczników w ogrodach domostw Blenkensee. Nie ma krasnali. To już nie te czasy.
Potem jadę przez las. Las dziwny, bo świerki i sosny tylko. I taki gęsty, że trudno byłoby do niego wejść. Ciemny. Mam wrażenie, że zza drzewa obserwują mnie duchy tego królestwa. Piękne, tajemnicze miejsce. Docieram do Boock. Znam tą miejscowość. Tyle razy tu byłem w przeszłości. Jest nawet dom o którym już prawie zapomniałem. Nie zatrzymuję się. Jadę dalej. Do Löcknitz. Jadę nad jezioro. Chyba pierwszy raz sam. Zawsze z Agnieszką pijemy tu po piwie. Tradycja taka. Ale dziś sam. Wyciągam więc colę i bułkę i obserwuję łódki kołyszące się spokojnie na wodzie. Stoją w szeregu. Jak wojsko. Jedna przy drugiej. Taki niemiecki porządek.
Samemu dziwnie mi w tym miejscu. Bardzo dziwnie. Dlatego po kilku minutach jadę dalej. Opuszczam Löcknitz i zajęty myślami jadę w kierunku granicy. Czas leci mi szybko. Tysiące myśli w  głowie. Nawet nie słyszę głosu z Endomondo odliczającego kolejne kilometry. Droga prowadzi prosto do Polski. Żadnych rowerzystów. Dziwne.. sobota .. Przed samą granicą kilka osób mnie mija, ale niezbyt wielu. W Polsce droga rowerowa się kończy. Jadę więc krajową "dziesiątką" nie zwracając nawet uwagi, że za mną sznur aut. Potem skręcam na Redlice i znów jest tylko przyroda i pusta szosa. I bociany. Trzy przechadzają się po łące. Nie dalej jak 50 metrów ode mnie. Zatrzymuję się i podziwiam. Przyglądają się ciekawie, ale widzą, że nie mam złych zamiarów i przestają zwracać na mnie uwagę. Dziś tego potrzebowałem. Unieść się ponad cały ten świat. Przyjeżdżam po 65 kilometrach do domu.
I leci Bajor... a ja słucham.
Kolory lata © davidbaluch

Czasem słońce, czasem deszcz czyli plażowo rowerowo.

Środa, 27 lipca 2016 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Dawno razem z Agnieszką razem nie jeździliśmy. Jakoś nie było okazji. Poza tym ostatnio mój napęd dokonał żywota i rower poszedł do serwisu na wymianę kasety, łańcucha i zębatek przednich. Koszt 270 złotych. No, ale teraz rower śmiga jak nowy. No więc w środę przed 9.00 Aga przyjechała z Polic do Szczecina gdzie oczekiwałem jej na przystanku 107. I ruszyliśmy. Dziś w planach mamy kręcenie się po Szczecinie w zasadzie. Na początek jedziemy w stronę Parku Kasprowicza i do Różanki. Agnieszka przypomina, że ostatnio byliśmy tutaj rok temu. Różanka w rozkwicie. Tysiące róż, choć niektóre już przekwitają. Agnieszka z pięknymi rudymi włoskami komponuje się doskonale w tej scenerii. Robię więc jej zdjęcie. Jej i róży, która według Agi jest najpiękniejsza. Być może...
Aga w Różance © davidbaluch  
Róża w Różance © davidbaluch
Wpadamy na pomysł, żeby spróbować podobno najsmaczniejszych lodów w mieście. Lody Marczak mają taką opinię. Do tego mają tam nieznane nam smaki lodów, takie jak na przykład dyniowe czy grapefruitowe. Szybko przemieszczamy się na ul. Rayskiego, ale okazuje się, że niestety lodziarnia czynna od 12.00. No nic, trudno. Pedałujemy więc na drugą stronę Odry. Kolejny nasz cel to Dziewoklicz. Jedziemy na kąpielisko popluskać się w wodzie. Byliśmy tu jakiś czas temu, ale wtedy się nie kąpaliśmy. Płacimy 5 złotych za wstęp i jesteśmy. Na początek mała scysja z ratownikiem-burakiem, który pomimo pustej plaży nie pozwolił nam rowerów na trawie obok postawić i uparł się, że mamy odprowadzić do stojaków, bo będzie przeszkadzał (A plaża puściusieńka!). Pokazałem mu przyjazny gest dotykając palcem czoła. On też coś równie przyjaźnie odpowiedział, ale już z durakiem nie dyskutowaliśmy. Przebieramy się i do cieplutkiej wody - chlup! Aga poleciała po lody. Przyniosła pyszne pistacjowe.
Lody na Dziewokliczu © davidbaluch  
Odpoczęliśmy i jedziemy w stronę Pomorzan, bo miałem tam do załatwienia jedną służbową sprawę. Jadąc ul. Powstańców Wielkopolskich o mało nie wyrżnąłem się, bo skręcając w lewo z głównej drogi koło wpadło mi pomiędzy szynę a asfalt. Taka dziura przy szynie i mocno mną zarzuciło aż Agnieszka z tyłu krzyknęła. Ale uff.. Udało się. Moje zęby i aparat z tyłu w torbie uratowane.
Potem jedziemy sobie wzdłuż Odry ul. Kolumba. Pokazuję Agnieszce Szczecińską Wenecję, a w międzyczasie zaczyna padać deszcz.
Agnieszka na tle Szczecińskiej Wenecji © davidbaluch  
Pada już na dobre. Jedziemy więc w deszczu i chowamy się pod Trasą Zamkową. Przy okazji trochę odpoczywamy. Ponieważ jednak pada i pada i przestać nie zamierza jedziemy dalej w deszczu. Po drodze jeszcze robimy sobie fotki na dole Wałów Chrobrego. W końcu zdjęcie robię sobie i ja. Bo tylko Aga i Aga. No fakt, że ładniejsza, ale co.. Ja też chcę na bloga :-)
Na Wałach Chrobrego © davidbaluch  
No Aga też się usadowiła przed obiektywem. Ostatnie dziś zdjęcie.
Agnieszka na Wałach Chrobrego © davidbaluch  
No i ponieważ pada bez końca kończymy naszą ponad trzydziestokilometrową wycieczkę po Szczecinie i Agnieszka wsiada w 107 na Placu Rodła w kierunku Polic, bo dzieci trzeba nakarmić, a ja pedałuję jeszcze 3 kilometry do domu, bo psa trzeba wyprowadzić :-) Fajnie, że udało nam się razem pojeździć choć troszkę.
Gdyby kogoś interesowało to tutaj jest mapka z naszej trasy.