Wpisy archiwalne w kategorii

Z filmami

Dystans całkowity:324.37 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:18:45
Średnia prędkość:17.30 km/h
Maksymalna prędkość:39.00 km/h
Suma kalorii:3300 kcal
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:40.55 km i 2h 20m
Więcej statystyk

Z Chojny Doliną Dolnej Odry do Szczecina

Czwartek, 26 maja 2016 · Komentarze(9)
Uczestnicy

Dziś czwartek i długo oczekiwana wycieczka. Zaplanowaliśmy sobie już dawno, ale jakoś nie mogliśmy zrealizować. No, ale  w końcu dzisiaj. Rano po 7.00 Agnieszka przyjechała do Szczecina i udaliśmy się wspólnie na nasz nowy dworzec. Po wejściu na dworzec powiedzieliśmy woow!!. W końcu mamy dworzec, którego nie musimy się wstydzić. Widać te wydane miliony. Na dworcu spotkaliśmy bikestatsowych znajomych, a mianowicie Tandem Yogi wybierał się tym samym pociągiem co my w okolice Morynia.
A więc 8.06 punktualnie ruszyliśmy pociągiem w stronę Chojny. Po godzinie przesiadka na dwa kółka i jedziemy. Mijamy stare mury obronne miasta i szybo opuszczamy Chojnę. Wcześniej w domu wynalazłem alternatywną drogę przez wieś Nawodną, aby uniknąć jazdy drogą krajową wśród masy aut zmierzających w stronę Krajnika. Z początku pięknym asfaltem jedziemy i podziwiamy jeszcze piękniejsze krajobrazy. Nie mija nas ani jedno auto. Wioseczki Nawodna i Garnowo, które mijamy wyglądają jak sprzed dekad. Niestety po jakimś czasie droga zamienia się w gruntową. Raz ubitą, raz piaszczystą. Dobrze, że to początek naszej wycieczki, kiedy jeszcze mamy siły walczyć z nawierzchnią. Z lasu wyjeżdżamy już w samym Krajniku, w którym handlują chyba tylko kwiatami i jest chyba ze 20 zakładów fryzjerskich. Zgodnie stwierdzamy, że Krajnik jest strasznie brzydki, tandetny i wygląda jak na początku lat dziewięćdziesiątych. Nie zatrzymujemy się więc, tylko wjeżdżamy do Niemiec i po kilku minutach jesteśmy w Schwedt. Ruch tu spory, bo inaczej niż w Polsce dziś nie ma tu żadnego święta, ale dzięki temu sklepy otwarte. Jedziemy więc do REWE zakupić piwko i coś do przekąszenia dla Agi. Aga stwierdza, że coś jej się chce, ale nie wie co. W końcu wybiera ciasteczka słone i słodkie.
Przemieszczamy się potem na bulwary nad Odrą, gdzie  w towarzystwie wróbli i mew konsumujemy nasze piwno-ciasteczkowe śniadanie. Śniadaniem dzielimy się z ptactwem. Oczywiście tą ciasteczkową częścią.
Kilkadziesiąt minut później opuszczamy Schwedt i drogą rowerową Odra-Nysa wjeżdżamy do Doliny Dolnej Odry. Teraz jest naprawdę pięknie. Natura w najczystszej postaci. Od czasu do czasu mijamy jakichś pojedynczych rowerzystów, a raz nawet całą bandę. Po jakimś czasie docieramy w okolice Widuchowej, z tym, że po drugiej stronie Odry, po niemieckiej stronie oczywiście. Nawet ładnie z tej perspektywy wygląda ta miejscowość. Jedziemy dalej prosto. Towarzyszą nam wszechobecne śpiewy ptactwa wszelakiego. Droga robi się gorsza, zakrzaczona, na co narzeka Aga, bo w międzyczasie zmieniła spodenki na krótkie i krzaki drapią ją po nogach. Przejeżdżamy przez potok wody spływającej z Odry. Nikogo już nie spotykamy i z utęsknieniem oczekujemy widoku Gartz. W końcu mówię, że musi już być blisko. Zatrzymujemy się i sprawdzam nawigację. Mówię do Agi:
- Chyba mi się nawigacja zawiesiła, bo cały czas pokazuje, że na wysokości Widuchowej jesteśmy, a przecież już z 10 km jedziemy od Widuchowej.
W tle majaczą jakieś budynki, więc pełni nadziei jedziemy w ich stronę. Budynki są jednak po drugiej stronie Odry i nagle słyszę z tyłu nieśmiały głos Agi:
- Dawid... my już tu byliśmy...
- Co??!!
- Nie zawiesiła ci się nawigacja, to Widuchowa!!
- Buuu.....
Zagadujemy dwie starsze Niemki i potwierdzają nam, że zrobiliśmy kółko, ale pocieszają, że pięknie tu, więc więcej sobie pooglądaliśmy po czym wskazują nam odnogę w którą trzeba było skręcić. Na przyszłość będziemy wiedzieli. Śmiejemy się z siebie. Trochę to śmiech przez łzy, ale co tam. Przynajmniej wiem, że GPS sprawny w telefonie. No jedziemy. Droga zdecydowanie się poprawia i prujemy szybko przez cudowny, nieco tajemniczy las pełen konwalii. Docieramy do Gartz, gdzie w "naszym" imbisie nad Odrą robimy postój. Zamawiamy, kawę, herbatę i frytki za 3,50 euro wszystko (tanio jak barszcz). Odpoczywamy no i jedziemy dalej. Przejeżdżamy przez piękne Mescherin, które nas zawsze zachwyca i wspinamy się pod górę do Staffelde ze zrekonstruowanym starożytnym kurhanem. Tam przekraczamy granicę i wjeżdżamy do Polski. Dopada nas kryzys. Szczególnie Agę. Kładzie się na poboczu i mówi, że tu zostaje. Fakt, droga z Gartz to teren pagórkowaty. Trochę dała w kość. Agnieszka jest tak zmęczona, że nie reaguje nawet jak mówię, że pająk po niej chodzi. A normalnie to boi się pająków nawet na zdjęciu. Niesamowite. A pająk chodził naprawdę. Sam zszedł jak zobaczył, że nie nastraszył. Udało mi się ją w końcu namówić do dalszej jazdy. Jedziemy przez Kamieniec i Moczyły do Kołbaskowa. Szkoda, że te nasze wioski nie mają tego uroku co niemieckie. Takie zaniedbane te obejścia...
Kawałek za Kołbaskowem odzyskujemy siły, może dlatego, że jest albo w dół, albo płasko i grzejemy już w stronę Szczecina. Jak koń co wyczuje wodę, tak my czujemy metę już. Do Szczecina można powiedzieć wpadamy w rozpędzie i kierujemy się w stronę dworca na ul. Kolumba, gdzie stoi nasze auto, którym rano przyjechaliśmy na dworzec. Zmęczeni, ale szczęśliwi po przejechaniu 85 km wracamy  do domu. 
Polecam 8 - minutowy film, który nakręciłem podczas tej wycieczki. Myślę, że warto popatrzeć na zmagania Agi z trasą i mam nadzieję, że udało mi się oddać ducha tej przygody. Na dole jest też mapka jeśli ktoś chce zobaczyć jakie piękne kółeczko zatoczyliśmy w dolinie Odry. Zapraszam gorąco.
Mapa trasy tutaj

Wśród zapachu bzu po niemieckiej stronie (film)

Czwartek, 12 maja 2016 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Na plaży © davidbaluch  
Po pierwsze, dziś inaczej. Jedno zdjęcie tak ogólnie, ale zachęcam do obejrzenia klipu z naszej wycieczki, który trwa niecałe 5 minut. Trochę się napracowałem. A Wam zajmie 5 minutek.
Dzisiaj i ja i Agnieszka mamy wolne. Weekend ma być zimny więc postanawiamy zrobić wycieczkę do Ueckermünde. Jedziemy autem do Eggesin. Tam start. Jedziemy do miasta w którym jakoś do tej pory nie byliśmy. Do Torgelow. To znaczy kiedyś tam byłem, ale autem. Na basenie. To się nie liczy. Na początku troszkę nie wiedzieliśmy w którą stronę jechać, ba nawet zapytany przeze mnie Niemiec nie wiedział. Ale chwila moment i kierunek obrany. Jedziemy. Jest ciut zimniej niż wczoraj, ale bardzo fajnie. Maj pachnie jak to Aga określiła bzem, konwalią i czymś tam jeszcze. W tym regionie jest płasko. Jedzie się wyśmienicie. Bardzo szybko dotarliśmy do Torgelow. Zajeżdżamy na skwer przy fontannie. I pierwszy postój. Nie na odpoczynek, bo nie jesteśmy zmęczeni, ale tak o... Na pivko i bułkę z plecaka. W pobliżu targ. Aga chce zobaczyć. Ok. Okazuje się jednak, że nie ma nic wartego uwagi. No chyba, że kogoś interesują bąkoszczelne majtki za 1 Euro. Przez płot Aga patrzy na skansen. Nagrałem to tym bardziej, że obok był specjalny wizjer i nie trzeba było szyi wyciągać. 14 maja będzie tam pokaz historyczny. W całym mieście plakaty wiszą. No to jedziemy do Ueckermünde. Drogi rowerowej nie ma, ale spokój, las. Aga jedzie przede mną więc widoki też przednie (Co widać na filmie :-) ), no i zbliżamy się do celu. Aga krzyczy: głodna! Jak fiszbuła nie będzie czynna, to nie wiem co zrobię!. Pocieszam ją, że z głodu jeszcze się nikt nie zes...ł. Niezbyt ją to bawi. No, ale żeby na bociana w gnieździe popatrzeć zatrzymuje się. Bocian ciekawie na nas zerka również. Żab nie mamy, więc nic nie zostawiamy i jedziemy dalej. Docieramy do Ueckermünde. Przez stare miasto jedziemy na "naszą" łódkę na której już kupowaliśmy jedzonko. Czynna!! Aga przeszczęśliwa. Zawsze zamawiała bułę ze śledziem. Dziś chce to, co ja lubię czyli Backfisch brötschen. Ryba pieczona. A Agnieszka przyzwyczajona do zimnego śledzia robi hap! I oparzona podskakuje. Nagrałem ten moment na filmie. Ale poza tym rybka przepyszna i polecamy wszystkim. Koszt 3.50 euro. W końcu docieramy na plażę. Strasznie wieje dziś. Nie ma ludzi. My, jakiś golas i dziewczyna w trawie. Siadamy na ławeczce i podziwiamy piękno meklemburskiego krajobrazu. Jak my kochamy takie wycieczki.
No i jedziemy w końcu dalej. Do Bellin, gdzie zachwycają nas sielskie krajobrazy. Mówię nawet do Agi, że jak ktoś nie wie, co oznacza słowo idylliczny powinien wybrać się na meklemburska wieś. Jak tu pięknie. No i żegnamy się z Wami na filmie, a my wkraczamy w las i za 8 kilometrów docieramy do Eggesin. Jeszcze w sklepie kupujemy słodycze dla dzieci, wino dla Agi i Harzkäse dla mnie (ser do zrobienia z cebulą, oliwą i octem. Niemiecka specjalność którą uwielbiam z czasów gdy w Niemczech jeszcze mieszkałem). No i do domu jedziemy. Po drodze zaczyna padać deszcz. A my cały dzień w słońcu. Nawet się opaliliśmy.
Zapraszam na filmik :-)
Mapa wycieczki

Przez miejsce w którym zmienił się świat

Sobota, 19 września 2015 · Komentarze(12)
Sobota.. Od kilku dni planowaliśmy z Agą wycieczkę po Niemczech. Cały tydzień miałem popołudniówki, a ona jak zawsze na rano, więc została sobota. No i w końcu. Jest pogoda. Jest prawie wolne (bo na 16.00 do pracy) - jedziemy. Najpierw poranne przygotowania. Ja uwijam się jak w ukropie, sprawdzam wiadomości na TVN24 czy Syryjczycy nie atakują, bo tam gdzie jedziemy  m.in. umieścili ich, ale nie, jednak nie. Ja dbam o nasze bezpieczeństwo, a Aga się w tym czasie maluje. No nie mogę .. :-).  W końcu 8.00. Ruszamy.Auto prowadzi Aga, bo ja w dniu wczorajszym zbyt się przepracowałem, żeby tak z samego rana prowadzić. Rzadko tak jest, więc mogę podziwiać jej kunszt kierowcy. Ja na przykład nie potrafię z 15 km/h pojechać dalej z trójki albo wjeżdżając na parking już zgasić silnik i toczyć się oszczędzając paliwo na miejsce postojowe, a co najlepsze być tak wyluzowanym, żeby mieć gdzieś czerwone światło w Dobrej.. Tak, tak.. Dobra ma światła. Póki co. Jakiś remont. Nie mogąc wyjść z podziwu dojechaliśmy do Löcknitz.  
A teraz dlaczego taki tytuł bloga? O tym później..dla wytrwałych.
Dojechaliśmy do Löcknitz © davidbaluch
Z Löcknitz ruszyliśmy w kierunku zupełnie nam nie znanym. Pierwszy raz tutaj rowerami. Pierwsza wieś Gorkow. I od razu zachwyceni jesteśmy. Czas jakby się tutaj zatrzymał. Stare XIX wieczne domy, żadnego nowego budynku. Piękne stare wierzby. Magiczne doprawdy miejsce. A do tego jakieś gospodarstwo przy którym się zatrzymaliśmy i najpierw dwie kozy wylazły zobaczyć kto do tej zapomnianej wsi przyjechał, potem stado świń. Bardzo płochliwych jak tylko aparat widziały. Aga zakochała się w nich i w tej wioseczce. Naprawdę jest cudowna.. Wioseczka.. Aga też :-) Ludzi nie spotkaliśmy. Ani człowieka.

Aga w Gorkow © davidbaluch
Świnia w Gorkow © davidbaluch
Już w świetnym nastroju (Aga prawie całowała świnki w pyszczki) jedziemy ciut gorszą drogą, ale po chwili docieramy do asfaltowej i grzejemy. W pewnym momencie Aga odkryła, że można by kukurydzę pożyczyć z pola i może kiedyś tam nawet oddać, ale skończyło się na planach. No to chociaż zdjęcie. Aga wspomina: A pamiętasz jak niedawno taka malutka była? No była, teraz jest duża i gryzie. Jedziemy dalej.
Aga w kukurydzy © davidbaluch
Jakiś czas później docieramy do wsi o nazwie dla mnie niesamowitej. Poczułem się jakbym przeniósł się w sekundę kilkaset kilometrów dalej. Do miejsca gdzie kiedyś mieszkałem. Kto zna, wie o czym piszę..
Friedberg © davidbaluch
A po drodze jeszcze Krugsdorf. Samochodem byliśmy tu już nieraz. Piękne jezioro, czyste, puste i w ogóle woow. Ale rowerami nie byliśmy jeszcze. Zatrzymujemy się w miejscu, w którym kilka tygodni temu plażowaliśmy. Dziś pusto. Ale pięknie. To jezioro to moje ulubione miejsce plażowania w okolicy Szczecina. Czysto i pusto. Dziko i pięknie. Tu konsumujemy pepsi, piwo, i jakieś bułeczki. W cudownych okolicznościach przyrody.
Krugsdorf © davidbaluch
No i dojechaliśmy do Pasewalku. Dziś zamierzamy być turystami. Objeżdżamy całą starówkę. Kierowcy nam ustępują wszędzie i w pewnej chwili mówię do Agi, że tu inaczej traktuje się rowerzystów, a tu nagle jakieś trąbienie z tyłu i "baba za kierownicą" coś gestykuluje. Nawet nie wiem o co jej może chodzić.. hmm. Nieważne. Jedziemy i oglądamy miejsca warte zobaczenia. Jedno z nich. Anklamer Tor. (Brama Anklamska) to po prostu malowidło na ścianie budynku. Ale jakie!! Namalowane w 1999 roku przez francuską grupę artystyczną Cite de la Creation. Szkoda, że u nas się nie da. To znaczy da się, tylko na dole pojawiłyby się natychmiast ozdobniki w stylu HWDP i.t.p. Szkoda, że taki ten nasz kraj ta Polandia.
Anklamer Tor, Pasewalk © davidbaluch
Ja i Anklamer Tor © davidbaluch
Oglądamy jeszcze kilka zabytków, ale warta uwagi jest wieża nazwana "Kiek in de Mark". Jest to wieża wybudowana w 1445 roku. W tym czasie na Pasewalk leżące w Marchii napadło pobliskie miasto Prenzlau. Pasewalszczanie wygrali tę bitwę i wzieli do niewoli około 200 jeńców z Prenzlau. Obiecali im wolność w zamian za zapłatę. Każdy z jeńców wykupił się, a miasto Pasewalk za te pieniądze wybudowało tę oto wieżę na murze obronnym miasta. Nazwa "Kiek in de Mark" to  z języka staroniemieckiego i oznacza "Obserwuj Marchię". Ciekawa historia.
Kiek in de Mark © davidbaluch
Jeszcze robimy krótką wizytę  na rynku w Pasewalku. To Naprawdę fajne miejsce. W ogóle  Pasewalk jet dość niedocenianym turystycznie miastem. Polacy jeżdżą tu na basen i na zakupy, a warto czasem pojeździć po mieście. Zabytków oglądaliśmy dużo więcej, ale czasu nie ma ani miejsca, żeby nie zanudzić. Polecam odkrywać. Naprawdę.
Nasze rowerki na rynku w Pasewalku © davidbaluch
No i dotarliśmy do kluczowego wpisu. Jakie to miejsce zmieniło świat? 
Cofnijmy się w czasie do roku 1914. Wybuchła I wojna światowa. Był taki kapral. W okopach frontu został potraktowany gazem łzawiącym. Przeżył to bardzo.. bardzo źle. Oślepł na jakiś czas. Na kilka tygodni trafił do szpitala w Pasewalku...Nazywał się Adolf Hitler. Szpital ten znajdował się przy obecnej  Schützenstrasse. Podczas tego pobytu Hitler przeszedł istną metamorfozę i tam, wtedy, w 1918 roku podczas leczenia powziął znamienną dla ludzkości decyzję: cytat: "Ich aber beschloss Politiker zu werden" -  "Ale ja postanowiłem zostać politykiem". Nie było to tylko postanowienie chwili. Od tego momentu, od pobytu w tym miejscu A.Hitler zaczął przeć naprzód. Od Kaprala do Kanclerza. To, że miejsce pozostało w pamięci Hitlera nie ulega wątpliwości. Było dla niego szczególne. Po dojściu do władzy  w 1933 roku, już w 1934 nakazał zburzenie szpitala. Do roku 1937 w tym miejscu postawiono budynek ku czci Hitlera i w centralnym pomieszczeniu stało jego popiersie z wyrytym napisem:  "Ich aber beschloss Politiker zu werden".
Jeszcze jeden szczegół świadczący o przywiązaniu Hitlera do tego miejsca: 25 października 1932 roku, a więc krótko przed dojściem do władzy wygłosił płomienne przemówienie do 6.000 słuchaczy w parku  w pobliżu szpitala w którym był leczony.
Współcześni Niemcy ostro rozprawili się z ze swoją historią. Może i dobrze.  Co dziś zostało z miejsca o którym piszę? Zobaczcie za moimi plecami. Jedno nie ulega wątpliwości. Tutaj się wszystko zaczęło.

Tutaj się wszystko zaczęło.. Pasewalk © davidbaluch
I pojechaliśmy przez wioski i wioseczki, pedałowaliśmy ile sił. Był bruk i las, i błoto. Ale i asfalt i piękne widoki . I Aga znalazła pyszne jabłka, które zjedliśmy po drodze. Jechaliśmy przez farmę wiatraków, które szumiały nam nad głowami. Pogoda cudowna, wycieczka wspaniała.. Dojechaliśmy do auta.. i do Polski. Dziś widzieliśmy niezwykłe miejsca. Zapraszam na króciutki film..
TRASA

Dolina Dolnej Odry czyli na niemieckiej ziemi (FILM)

Poniedziałek, 31 sierpnia 2015 · Komentarze(4)
Kategoria Z filmami
Od dwóch tygodni Aga nie jeździła. Jeździłem w większości sam. No i na niedzielną propozycje wycieczki zareagowała pozytywnie, ale z zaznaczeniem, że niezbyt daleko. No to robimy wycieczkę max turystyczną, leniuchowatą.
Rano popatrzałem w google maps i jest pomysł: Ueckermünde!!
No, ale nie wyszło .. :-( z mojej winy.. A takie miały być widoki na plaży..
No to opcja druga: Gartz. Jedziemy. Nie, nie ze Szczecina. Rowery do auta i prujemy w stronę Tantow. Po niedługim czasie dotarliśmy przed dworzec Tantow. Wyładunek i jedziemy już na dwóch kółkach. Jest fajnie. Po jakichś trzech kilometrach oczom naszym ukazał się młyn Salveymühle 3. Ostatni z pięciu zachowanych. Piękna budowla wzniesiona przez cystersów na której działa Turbina Francisa - rzadko spotykany rarytas techniki.
Aga przy Salveymühle 3 © davidbaluch
Aga jest zachwycona miejscem. Tak bardzo, że aż zgłodniała. Ja też. No szamamy po trzech kilometrach, bo denerwuje mnie wypchany kuferek z tyłu roweru. Zjedliśmy i jedziemy, ale nie. Aga dojrzała śliwki. No to stop i kradziejstwo do torby. Kwiczę, że mam aparat i dżem mi się zrobi niechybnie w torbie, ale nie. Aga komentuje tylko, że ciasta ze śliwkami bym zjadł, a śliwek podwieźć nie chcę. Ciasto z 15 śliwek??. Nieśmiało mówię, że nie... Ale torba już śliwkami zapakowana. I od teraz bojam się o mój aparat, że w dżemie umorusany dojedzie. ( Na koniec okazało się, że jedna tylko śliwka zamieniła się w dżem).
Po drodze cudowna zabytkowa pompa, z wyrytym Psalmem 23. I nawet kubeczek na łańcuszku.Aga pije wodę zastanawiając się kto pił z tego kubka przed nią..hmm. Ja dla pewności tylko nagrywam.
No to jedziemy dalej. Dziś więcej postojów niż jazdy, ale tak miało być. Okazało się, że po drodze napotykamy kuce-uciekiniery. Stoją sobie i żądają haraczu za przejazd. Aga ma jabłko. Daje im do pyska, a właściwie jednemu, który bardziej na szefa wyglądał (drugi tylko obserwował) i droga wolna. No to jedziemy.. ale to powoli dziś idzie.
Koniki spotkane po drodze © davidbaluch
Za niedługo dotarliśmy do Gartz i po znalezieniu Imbissu zamawiamy kawę i piwo. Obok pochrapuje jakaś Niemka, pijana i gruba. Aga patrzy na nią z wyraźnym "zainteresowaniem" co widać na filmiku poniżej. Ja tam się kobietą pijaną w ciąży nie podniecam i zadowolony delektuję się piwkiem.
Piwko w Mescherin © davidbaluch
Wypijamy i jedziemy. Teraz do Mescherin drogą rowerową Odra-Nysa. Tu się jedzie. Rowerostrada normalnie. Potem krótki postój jeszcze na sprawdzenie, że 9 na 10 śliwek, które zamieniają się w dżem w mojej torbie są robaczywe i zaczynają się górki, Pod górę i w dół. I jazda. Aga się cieszy, a ja nagrywam, film wyszedł chyba fajny.. Pozytywnie zakręceni dotarliśmy do Tantow i wracamy do domu.. Ahoj!
Zachęcam gorąco do obejrzenia filmiku. Esencja naszej wycieczki :-) I koniki i pompa.. i inne atrakcje :-)

Krótki film o rowerze

Czwartek, 20 sierpnia 2015 · Komentarze(7)
Kategoria Z filmami
Ostatnio jeżdżę codziennie. Nie robiłem wpisów, bo wycieczki były po okolicy tylko. I kręcenie dla kręcenia. Nic się nie działo. Ale uzbierało się 100 km w sumie, więc  szkoda nie dorzucić. Od dawna lubie robić zdjęcia, ale od niedawna zainteresowało mnie kręcenie filmów moją lustrzanką. Kupiłem sobie nawet książkę "Filmowanie lustrzanką cyfrową". jestem dopiero na czwartym rozdziale, więc wprawy jeszcze nie nabrałem, ale postanowiłem pojechać na jedną z moich ulubionych tras to jest przez Dolinę Siedmiu Młynów w Szczecinie i zrobić króciutki film z tej przejażdżki. Z mojej pasji rowerowej. Więc dzisiaj inaczej niż zawsze. Zapraszam na dwie minuty mojego kręcenia po lesie..

Dziś na łowełku

Środa, 2 października 2013 · Komentarze(4)
Kategoria Z filmami
Dziś moja Merida stoi i czeka na dzień jutrzejszy, za to Kacper wyciągnął mnie swoim łowełkiem do lasu i gnał po ścieżkach leśnych,aż mu się bateryjki wyczerpały i wróciliśmy do domu. Krótki filmik z jego wyczynów. Zapraszam :-)
&feature=youtu.be

Do Wodozbioru z Kacprem.Szczecin.

Wtorek, 1 października 2013 · Komentarze(5)
Kategoria Z filmami
Dziś w zasadzie nie planowałem specjalnie wycieczki żadnej. No, ale rano poczytałem o wycieczkach innych i m.in. po przeczytaniu wpisu Trendixa nabrałem ochoty na wycieczkę do lasu. jak zwykle wybrał się ze mną Kacper, choć na początku pertraktował, żeby jego rowerkiem jechać. Ale ponieważ jego rowerek mały i nie ma fotelika, żebym i ja mógł się zabrać, to wsiedliśmy na moja Meridę. Postanowiłem pojechać do wieży widokowej. Na początek jak zwykle pod górę. Na Warszewie Kacper zażyczył sobie zdjęcie przy słoniu. Oświadczył, że go kocha. No to zdjęcie.
Słonik na Warszewie. W tle angielski autobus © davidbaluch

O tym słoniku to znalazłem ciekawe informacje w Internecie:
Pomnik stoi na skwerze między ulicami Poznańską i Szczecińską. Wbrew umieszczonej na nim dacie powstał w 1934, a nie w 1903 r. (cyfry 19 i 34 były przedzielone wieńcem laurowym, który robotnicy podczas jednego z remontów odczytali jako zero).
Zaprojektowany jako fontanna, stał po środku niewielkiego oczka wodnego. Woda tryskała z ustawionej wówczas na sztorc trąby słonia. Rzeźbę stworzył znany niemiecki artysta Kurt Schwerdtfeger (1897-1966). Po studiach osiedlił się w Szczecinie i tu od 1925 roku kierował klasą rzeźby w Szkole Rzemiosł Artystycznych. Słoń to nie jedyna rzeźba, autorstwa Kurta Schwerdtfegera, która zdobiła Szczecin.
Dziś z trąby słona nie tryska woda. Na około pomnika rosną teraz krzewy, które wczesną wiosną zakwitają na niebiesko.

Potem ruszyliśmy dalej. Minęliśmy dwie ulice po których od razu nam się weselej zrobiło i jakoś tak latem zapachniało :o)
Ulice na Warszewie. Szczecin © davidbaluch

No i w końcu wjechaliśmy do lasu. Kacper jak zwykle nasłuchuje Uhu (sowa) i jedziemy w kierunku platformy widokowej. Po drodze w środku kniei przejeżdżamy po drewnianej kładce, która nie stanowi przeprawy przez żadną wodę, a położona jest jakieś 30 cm nad łąką. Zastanawiam się dlaczego.. Może pod spodem biegnie jakaś "żabia autostrada"??
Most nad łąką. Przy wodozbiorze © davidbaluch

Jeszcze kilka chwil i jesteśmy. Dotarliśmy do wieży. Kacper ochoczo zsiada z roweru i mówi, że mam mu zdjęcia robić. No to robię. Pierwsze przy tablicy informacyjnej. Wcześniej jej tu nie widziałem. Jest na niej zdjęcie wieży i mapka okolicy.
Tablica informacyjna przed wieżą widokową na Wodozbiór © davidbaluch

No i na koniec wchodzimy do góry. Kacper patrzy dookoła i opowiada, że tu to mieszka sowa, a tam w wodzie śpi krokodyl. Wyobraźnia dziecka działa. Fajnie byłoby mieć znowu 3 lata :-). Oczywiście Kacper życzy sobie kolejne zdjęcie, żeby później mamie pokazać w domu.
Na wieży! Cel osiągnięty © davidbaluch

na koniec jeszcze nagraliśmy krótki filmik jak to Kacper wieżę zdobywał i jaki z stamtąd widok na siedlisko krokodyli. A potem z górki na pazurki powrót do domu, bo na 14.00 do pracy trzeba lecieć.
Filmik:
&feature=em-upload_owner

I na koniec trasa nasza dzisiejsza:
/5042281

Rano po Szczecinie

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(3)
Kategoria Z filmami
Dziś gorąco i źle. Ale rano można było po 8.00 jeszcze pojeździć. Kacper chciał ze mną, ale jednak sam pojechałem trochę po Szczecinie pojeździć. Najpierw na Wały Chrobrego. Widok z mostu jak zawsze piękny. chciałem zobaczyć jak wygląda nowy bulwar wzdłuż Odry szykowany na Tall Ship Races, ale jeszcze zamknięty, a co gorsza płoty budowy zmusiły mnie, do przebiegania z rowerem przez dwujezdniową Jana z Kolna. Wiadomo-Polska. Ale widok piękny był:
Wały Chrobrego © davidbaluch

Potem częściowo chodnikami, częściowo ulicą (ciężko się jeździ po centrum Szczecina) dojechałem na swoje znane tereny i pojechałem w stronę urzędu miejskiego. Gmach pięknieje. przemalowanie na kolor zielony to był strzał w dziesiątkę.A do tego te kwiaty na Jedności Narodowej... Pięknie.
Urząd Miejski w Szczecinie, lato 2013 © davidbaluch

Miałem ochotę jechać i jechać, ale, że ten tydzień to jakaś masakra i mimo upałów pracuję po 12 godzin dziennie, to czasu nie starczyło na wypad za miasto i pokręciłem w stronę domu. Na miejscu okazało się, że Kacper wyruszył w pościg za mną, więc ruszyłem za nim. Już na trzecim zakręcie jeziorka zastałem go bawiącego się na trawniku i razem pognaliśmy już na dwóch rowerach w stronę domu. tutaj przesympatyczny filmik z tej jazdy:

No a jutro, już za kilka godzin ruszamy na Warszawę. I za kilkanaście godzin koncert Depeche Mode na narodowym!! Witaj Warszawo!!

Nowa życiówka Kacpra - 2,37 km w 33 minuty

Poniedziałek, 3 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria Z filmami
Dziś Kacper pobił znowu rekord dystansu. W 33 minuty pokonał odcinek o długości 2 kilometrów i 370 metrów. Na początku wydawało się, że wynik będzie jeszcze lepszy, ale w połowie odcinka dostał wiatr w twarz i tempo trochę spadło :o). Dzielnie kręcił jednak dalej i, kto wie.. gdyby nie napotkany po drodze plac zabaw, który znacznie zaniżył średnią przejazdu być może pobiłby rekord Tour de Szczecin w kategorii dwulatków. Tak czy siak, zabawy było co niemiara. Rozpoznawanie światła czerwonego i zielonego dla rowerzystów opanowane również. Trochę niemiły był komentarz jednego z rowerzystów mijający kolarza naszego, żeby się z Kacprem zabrać na chodnik. Tym bardziej, że uważaliśmy, żeby nie wchodził nikomu w drogę. Ale Kacper wie, że droga dla rowerka jest czerwona i on chce tam gdzie rowerki. Burak rowerowy pojechał dalej, a Kacper na szczęście się nie zniechęcił...
Szczecin, ul.Przyjaciół Żołnierza, pełnoprawny użytkownik Drogi Dla Rowerów © davidbaluch

Przejazd rowerowy, rozpoznawanie koloru światła opanowane :o) © davidbaluch


Trasa:
/5042281