Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2016

Dystans całkowity:97.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:06:25
Średnia prędkość:15.12 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:32.33 km i 2h 08m
Więcej statystyk

Kołbaskowo i okolice

Sobota, 26 marca 2016 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Rano Aga przyjechała do Szczecina i stąd wyruszyliśmy na naszą wycieczkę. Wstępnie planowaliśmy jazdę po Niemczech, ale koniec końców ruszyliśmy spod mojego domu kierując się w stronę gminy Kołbaskowo. Infrastruktura w Szczecinie może nie jest rewelacyjna, ale też nie najgorsza, więc na wysokości Centrum Handlowego Galaxy wpadamy na DDR-kę i pedałujemy do granic Szczecina. Jazda bezkolizyjna. Samochody swoją drogą, my swoją. Pogoda jest tak cudowna. W końcu wiosna pełną gębą. Po jakimś czasie dotarliśmy do powiatu polickiego i jedziemy w stronę Karwowa w gminie Kołbaskowo. Po drodze widzimy żurawie i Szczecin w oddali. W międzyczasie pijemy herbatę z termosu. Na takim fajnym równym odcinku drogi.
Aga koło Karwowa © davidbaluch
Podziurawionymi drogami powiatu polickiego docieramy do Kołbaskowa. Chociaż jak się okazuje, to nie były najbardziej dziurawe dziś drogi. Tęsknimy za niemieckimi drogami polnymi 100 razy lepszymi. Nawet Szczecin ma o niebo lepsze drogi. Na plus zaliczamy, że gmina Kołbaskowo jednak buduje nowe drogi i szlaki rowerowe. Drogi powiatowe natomiast masakra. W sklepiku Aga chce drożdżówkę. Okazuje się, że to raczej sklep monopolowy. Dowiadujemy się jednak, że 100 metrów dalej jest spożywczy. No jest! "Od i do" Podjeżdżamy. Jest kartka, że dziś czynne do 15.00. A jest 13.00 i już na głucho zamknięte. Normalnie Wilkowyje. Nie.. gmina Kołbaskowo, to nie jest to co polubimy. Kupujemy więc colę, i Aga jakiegoś rogalika 7days z milionem sztuczności. Przed kioskiem jakiś nawiany jegomość pasujący do ławeczki z serialu  "Ranczo" przygląda się naszym rowerom. Może wspomina jak kiedyś jeździł?
W Kołbaskowie przed kioskiem © davidbaluch
No to jedziemy dalej. Mamy postanowienie, że na najbliższej ławeczce postój i odpoczynek. I jest ! Projekt unijny. Piękna, czysta, fajna. Trochę blisko drogi. Fakt, mogli odsunąć z 10 metrów, ale w cudnym słońcu robimy sobie postój. Aga głodna zjada wszystko co mamy czyli jeden wafelek i wciąż głodna. Ja piję herbatę, ale przede wszystkim rozkoszujemy się sobą,  sobotą i słońcem. I wspólne zdjęcie z pomocą mini statywu.
Pomiędzy Kołbaskowem a Smolęcinem © davidbaluch
I w końcu jedziemy w stronę Siadła Dolnego. Drogi tragiczne, ale od czego rowery górskie. Natomiast jako mieszkaniec chyba bym nie wyrobił. Mamy XXI wiek w końcu. Po jakimś czasie Aga żali się, że ją boli wszystko. Dziś noga nie podaje. Aga chce już do domu. Docieramy w końcu do Szczecina. Po drodze mijamy jakiś wypadek. Dwa radiowozy Policji niedaleko Placu Lotników. Nie zatrzymujemy się tylko jedziemy. Podziwiamy co rusz szczecińskie kwiaty czyli krokusy. Są wszędzie. Pięknie zwiastują wiosnę. Niedaleko Placu Rodła robię zdjęcie tym prześlicznym roślinom.
Szczecińskie krokusy. Plac Rodła © davidbaluch
I niedługo później dotarliśmy do mojego domu. Aga po zapakowaniu roweru w jej srebrną Alfę Romeo pojechała do Polic, a ja zostałem w domu. Wiosna. W końcu wiosna.. w sercach i w Szczecinie..

Pierwsza w tym roku jazda w Niemczech

Sobota, 19 marca 2016 · Komentarze(10)
Kategoria Po Niemczech
Uczestnicy
Na tą sobotę czekaliśmy z Agnieszką już tak dawno. Wciąż chcieliśmy razem pojeździć i zawsze pogoda lub obowiązki psuły nam plany. Ale pomimo ostatnich zawirowań i tego, że  w sobotę mam do pracy na 17.00, to udało się. Uwielbiamy jazdy po Niemczech więc rowery do samochodu i jedziemy do Blankensee. I stamtąd ruszamy. Niedaleko za Blenkensee trafiamy na żółtą tablicę Pampsee. Agnieszka myśli, że to nazwa miejscowości bo wygląda identycznie.Żółta tablica. Nie. To połączenie nazw miejscowości Pampow i Blankensee. W 2013 roku był tu festiwal sztuki zorganizowany przez te dwie miejscowości. Część projektu "Sztuka dla wsi", . Były tu różne instalacje artystyczne. Pozostało logo imprezy "Mi Kricht Hier Keener Mehr Wech". Znam niemiecki dość dobrze, ale konia z rzędem temu kto to przetłumaczy./Dialekt/  tutaj można zobaczyć jak wyglądało to  w 2013 roku.
Pomiędzy Blankensee a Pampow © davidbaluch
Potem dojechaliśmy do Rothenklempenow. Już tu z Agą byliśmy Jest to stary folwark, pięknie odrestaurowany. Tam jest nasz stolik. Mamy już "swoje" miejsca. Usiedliśmy i jemy pyszne bułki, które Agnieszka z zaangażowaniem przygotowała. Ostatnio chcieliśmy w Ueckermünde fischbrötchen kupić, ale jeszcze nie sezon i ciężko. Więc na bułkę z rybą postanowiliśmy nie czekać. Aga kupiła filety z ryby i sama przygotowała nam na wycieczkę. Ona ma zawsze świetne pomysły kulinarne. Rybka, i dodatki. Było pysznie. Bułeczki wyglądały tak:
Fischbrötchen © davidbaluch
Aga podczas postoju w Rotenklempenow © davidbaluch
No i w końcu pojechaliśmy dalej. W stronę Löcknitz. Jadąc przez uroczą wioseczkę Gorkow. Raz już tam byliśmy. I teraz chcieliśmy troszkę zboczyć z trasy, żeby ją zobaczyć. To wioska składająca się z kilkudziesięciu, a może kilkunastu domów i czas się tam zatrzymał na początku XIX wieku.. W Gorkow jak zwykle cisza i spokój. Dwa koty nas wypatrzyły i środkiem wsi przybiegły się przywitać.
Kot w Gorkow © davidbaluch
Kot był niby miły, ale potem spojrzał na mnie jak Rademenes z "Siedem Życzeń" (kto pamięta?) i powie Hator, Hator, Hator. Ja za kotami nie przepadam i chyba to wyczuł, bo zmierzył mnie srogim wzrokiem czarodziejskiego kota.
Hator, Hator, Hator © davidbaluch
Po spotkaniu ze staroegipskim kotem, pojechaliśmy do Löcknitz. tradycyjnie w Netto zakupiliśmy dwa soczki i pojechaliśmy nad jezioro je wypić. Korzystając z  tego, że  w Niemczech można jeden soczek wypić i nikt nie uważa cię za bandytę, mordercę za kierownicą roweru, delektowaliśmy się słońcem i piwem nad jeziorem.
Nasze dwa soczki © davidbaluch
No to po jeziorku i pivku jedziemy dalej.. Jakoś nawet lepiej się pedałuje. Jest nam tak radośnie. Bardzo. Wiosna się zbliża. Aga pedałuje żwawo, a ja  powoli zaczynam patrzeć na zegarek, bo na 17.00 do pracy, mimo, że sobota. Jedziemy już w  kierunku auta. Ale jeszcze Agnieszce zdjęcie robię po drodze. Jest nam tak wesoło. Cudowna sobota.
Aga na rowerze © davidbaluch
I dalej do przodu. Po drodze półkilometrowy zjazd. Aga pojechała, ale ja wyhamowałem, bo spojrzałem na piękny krajobraz Meklemburgii. Lubię te rejony. Cieszymy się, że mieszkamy 15 minut jazdy od Niemiec, bo u nas jeszcze długo nie będzie takiej infrastruktury rowerowej. Wycieczka była cudowna, Aga uśmiechnięta i po jakimś czasie dotarliśmy do auta na granicy i chwilę później byliśmy już w drodze do Polic. Na 17.00 do pracy, ale sobota była świetna. 
A tak wyglądało ostatnie spojrzenie na nasze  Niemcy
Meklemburgia © davidbaluch
P.S.I na koniec napiszę po kilku godzinach ogłoszenie zwycięzcy konkursu. Konia z rzędem wygrała moja siostra Marzenka mieszkająca w Leverkusen, która przetłumaczyła, że napis z pierwszej fotografii oznacza "Mich kriegt hier keiner mehr weg" czyli NIKT MNIE STĄD NIE WYRZUCI. Brawo Ty!! :-) Koń będzie czekał.

Hebrajskie inskrypcje czyli jakie jeszcze ciekawostki można odkryć w Szczecinie

Wtorek, 1 marca 2016 · Komentarze(6)
1 marca!! Jak to brzmi. Marzec w końcu czyli wiosna tuż, tuż. Do pracy dziś na popołudnie, pogoda piękna choć lekki mróz, ale co tam. Szykuję się. Przede wszystkim gorąca herbata w termosie, jakaś kanapka, wierny Canon i jadę. Samotnie. Hmm. Dokąd by tu pojechać? A jadę przed siebie. Czasu troszkę mam, zobaczymy gdzie koła poniosą. Jeden obiekt chciałem zobaczyć na pewno. A mianowicie kościół przy ul. Włościańskiej na Pomorzanach. Pojechałem w stronę Teatru Letniego gdzie zrobiłem pierwszy krótki postój na herbatę i kanapkę. W domu nic jeszcze nie jadłem, a było już po 9.00 więc śniadanie w plenerze. Tuż obok rzeźby "Ogniste Ptaki". Swoją drogą jeszcze jako dziecko pamiętam jak stała na Placu Zgody (wtedy Plac Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Pamiętacie? Chodziło się z mamą po tętniącej wtedy życiem al. Wojska Polskiego. I do kina "Kosmos".  Beztroskie dziecięce lata...
Pod Rzeźbą Ogniste Ptaki © davidbaluch
Po 10 minutach pojechałem dalej. Przed Urzędem Miasta flagi na masztach. Zastanawiałem się co to za święto. Pomysłu nie miałem, ale w domu sprawdziłem, że dziś Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Nawet nie wiedziałem. No, ale tymczasem pedałuję w kierunku Pomorzan. Często ostatnio bywam rowerem na Pomorzanach. Choć dzielnica nie jest jakoś specjalnie ładna, raczej szare postkomunistyczne bloki, to okazuje się, że co rusz znajduję tam jakieś perełki. 
Dotarłem w końcu do ulicy Włościańskiej. Ulica na pewnym odcinku ma iście magiczny klimat. Stare mury po obu stronach i droga pnie się do góry. 
Ulica Włościańska w Szczecinie © davidbaluch
U góry jest! Cel mojej wycieczki. Kościół  z XV wieku pięknie usytuowany na wzgórzu z murami porośniętymi bluszczem. Wejścia pilnują dwa majestatyczne Gryfy podtrzymujące latarnie. Prawdziwe dzieło sztuki. W oddali widać średniowieczne mury kościoła. Jakie jeszcze kryje tajemnice?
Brama z Gryfami © davidbaluch
Kościół jak większość kościołów posiada dzwon. Dzwon jest dość nowy, w zasadzie bardzo nowy. Ale u góry w wieży, w miejscu gdzie bije nowy dzwon, stoi na ziemi dzwon stary. Z 1784 roku. Jest na nim napis m.in. "Stettin". Ale prawdziwą ciekawostką jest hebrajski tetragram JHWH, który jest hebrajskim zapisem imienia Boga. To prawdziwa rzadkość. W Szczecinie jest prawdopodobnie jeszcze jeden taki dzwon. Ale to już na inną wycieczkę. Co prawda do wieży nie udało mi się wejść, ale zdjęcie dzwonu znalazłem w internecie.
Tetragram na starym dzwonie © davidbaluch
Potem podziurawioną niemiłosiernie Tamą Pomorzańską pojechałem wzdłuż Odry w stronę Starego Miasta. Rower kwiczał niezadowolony z nawierzchni. Po drodze na bulwarach nad Odrą wypiłem resztę gorącej herbaty i popatrzałem na wędkarzy, którzy zawsze moczą kije w tym miejscu. Co w tym może być fajnego? Ale widocznie może. Jeden lubi jazdę na rowerze, drugi ryby. No ja już się chyba nigdy nie przekonam do tego hobby, ale nie każdy musi lubić wszystko. Popedałowałem troszkę po starówce, która choć dość nowa to bruki ma średniowieczne i wytrzęsło mnie strasznie. Ale lubię ten kawałek miasta. Nie to co Kraków czy nawet Poznań, ale zawsze coś. Na dowód, że też są tu urocze miejsca zrobiłem te oto zdjęcie:

Szczecińska Starówka © davidbaluch  
Wspiąłem się potem jeszcze na najlżejszej przerzutce ulicą Kuśnierską. Robiłem jej już niejedno zdjęcie, ale dziś też nie mogłem sobie odmówić. Ulica przylega do Zamku Książąt Pomorskich, który też nie jest najbrzydszy. Słoneczko coraz bardziej grzało i chyba zrobiło się całe 3 stopnie :-) W każdym razie do jazdy wystarczająco. Przy takiej pogodzie jazda na rowerze to mega przyjemność.
Ulica Kuśnierska w Szczecinie © davidbaluch  
No i to na tyle. Trzeba do domu. Pranie jeszcze, przygotowanie się do pracy i chyba trzeba rower zawieźć do serwisu w końcu. Zabieram się do tego od dawna, a wyjeżdżam służbowo do Ustronia Morskiego w czwartek, więc okazji do końca tygodnia na jazdę nie będzie. To chyba dobry moment na zatroszczenie się o rumaka.