Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:297.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:16:06
Średnia prędkość:16.89 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Suma podjazdów:569 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:29.70 km i 1h 47m
Więcej statystyk

Jesienno-nostalgicznie nową drogą do Skarbimierzyc

Środa, 30 września 2015 · Komentarze(4)
Pomysł na dzisiejszą wycieczkę przed pójściem do pracy nasunął mi się po przeczytaniu wpisu Jotwu. A mianowicie zaskoczył mnie wiadomością, że z Bezrzecza można zupełnie nową drogą dojechać do Skarbimierzyc (lub na odwrót). Postanowiłem to dzisiaj sprawdzić. Pojechałem ulicą Arkońską na Bezrzecze. I tam ruszyłem całkiem nieznaną mi drogą. Wycieczka samotna. Jest czas na rozmyślania. Ruch niewielki był na drodze, a gdy po chwili dojechałem do nowego odcinka pięknej czarnej asfaltowej wstęgi to samochodów nie było już w ogóle. Na tym odcinku jest jeszcze zakaz ruchu. Pewnie droga mimo, że skończona to jeszcze nie oddana i to dlatego. Po drodze obserwuję ptaki odlatujące na zimę. Krajobraz też powoli robi się żółto-jesienny. Tak jakoś smętnie. Mimo, że widoki ładne, to oznaki nadchodzącej jesieni powodują we mnie jakiś melancholijny nastrój.
Droga do Skarbimierzyc © davidbaluch
Dojechałem do Skarbimierzyc. Jak ja lubiłem to miejsce. Jeszcze niedawno był tu wspaniały Folwark, w którym bywaliśmy niejednokrotnie z malutkim jeszcze wtedy Kacprem. Kochał to miejsce. Stare piękne budynki, ciekawe zwierzątka, wspaniały plac zabaw. Niejednokrotnie rozpalone ognisko nad którym smażyliśmy kiełbaski. Kacper zawsze chętnie tu przyjeżdżał. I my lubiliśmy to miejsce. Teraz folwark zamknięty jako miejsce do wizyt z dziećmi. Ma tu być ekskluzywne osiedle "Botanica". Piękna, zdobiona brama zamknięta na głucho strzeże tego miejsca. Wszystko się kiedyś kończy. Wszystko..
Brama do Folwarku Skarbimierz © davidbaluch
No cóż. Jadę dalej. Wzdłuż jezdni do Szczecina nie ma drogi rowerowej. Gmina Dobra nie jest zbyt dobra dla rowerzystów. Owszem, piękna jest droga z Dobrej do Buku, ale aż się prosi, aby ucywilizować odcinek wzdłuż drogi prowadzącej z Lubieszyna do Szczecina. Owszem, po drodze był króciutki odcinek drogi rowerowej, ale zdecydowanie zbyt krótki. Większość czasu czułem oddech TIR-ów na plecach. Po osiągnięciu granicy ze Szczecinem zaczęła się już normalna DDR-ka. 
Jechałem więc dalej niespiesznie patrząc na idących dokądś przechodniów, obserwowałem życie miasta i toczyłem się w kierunku centrum. W samym centrum zatrzymałem się na chwile przy budynku PKO na ulicy Wyzwolenia. Nigdy mu się nie przyglądałem dokładnie, a to naprawdę piękna budowla.
Wybudowana pod koniec XIX wieku w miejscu dawnego Bastionu Królewskiego i sąsiadujących z nim kazamatów. W pałacu przypuszczalnie mieszkał cesarz Austrii Franciszek Józef w 1895 r. goszczący w Szczecinie z okazji manewrów armii pruskiej.
Na budynku stoją dwie postacie - po lewej stronie rycerz z mieczem, po prawej ziemianin z pługiem. Rycerz symbolizuje tradycje i rycerski rodowód ziemiaństwa. W górnej partii elewacji gryf stojący na cokole trzyma tarczę z inicjałami FR (Fridericus Rex - Król Fryderyk). Tak często mijamy piękne miejsca, a nic o nich nie wiemy.
Budynek PKO w Szczecinie © davidbaluch
I w końcu jadę do domu, bo na 14.00 do pracy. Nie mam dziś ochoty. Najchętniej wziąłbym Kacpra na rower, ale niestety. W życiu nie zawsze robi się to co chce. Mimo to dzień zaliczam do udanych. Wycieczka podczas pięknej już trochę jesiennej aury. Troszkę samotnie, ale to czasem też jest potrzebne. Takie wyciszenie na rowerze.
Mapka

Potężna wyprawa.. z przymrużeniem oka

Poniedziałek, 28 września 2015 · Komentarze(4)
Kacper od jakichś dwóch miesięcy nie miał rowerka. Stary i mały popsuł się. Kuba (syn Agnieszki) natomiast wyrósł ze swojego. Dodałem dwa do dwóch i mam pomysła. Kuby rower wędruje do Kacpra. Jest większy i ma 16 calowe kółka. Natomiast dla Kuby wyszukałem na OLX świetny holenderski rower za naprawdę małe pieniądze. Rano pojechałem, kupiłem i jest. Owszem jeszcze godzinę albo więcej spędziłem na regulacji i zrobieniu hamulców, które nie działały, ale w końcu jest ok. Cena była chyba też tym spowodowana bo właściciel powiedział, że nie ma hamulców, a taki sam nowy rower kosztuje około 800 złotych. No cóż hamulce hamulcami, ja zrobiłem w kilkanaście minut. Około 13.00 przyjechałem do Polic i Kuba oszalał ze szczęścia. Ma nowy rower. No to jedziemy. O 14.30 odbierzemy Kacpra mojego kochanego z zerówki, ale na razie we dwójkę. Kierunek Trzeszczyn. Po drodze chwalimy się Adze pod jej pracą czyli pod urzędem miejskim i jedziemy. Kuba słuchał uważnie wszystkiego co mu mówiłem i wycieczka jest naprawdę wspaniała. Przed Trzeszczynem Kuba mówi, że się zmęczył. No cóż.. ma dopiero 7 lat. Odpoczynek przed wiejskim sklepem. Kupiłem mu Lionsa, bo chciał.
Zdobyliśmy Trzeszczyn!! © davidbaluch
Jedziemy z powrotem do Polic, bo Kacper niedługo kończy zerówkę. Najpierw po jego rower. Kuba zdziwiony pyta jak będziemy z trzema rowerami jechali. Kuba...! Tata kochający synka da radę :-). Jedziemy. Ja jedną ręką kieruję rowerem, a w drugiej trzymam rower Kacpra. Ludzie się troszkę oglądali, fakt. Przy zerówce Kuba pilnował rowerów, a ja wszedłem, nacisnąłem czerwony guzik, zawołałem Kacpra i po chwili jesteśmy już we trójkę. Jedziemy. Sytuacja się skomplikowała. Do pilnowania mam dwóch maluchów. Ale jedziemy. Na tosty. Dzieci głodne. Za niedługo dotarliśmy do najlepszych tostów na świecie. Już kiedyś pisałem o nich. Police, Wyszyńskiego.
Tam konsumujemy, a  właściwie konsumują, bo ja nie jem. Nasze trzy rowerki prezentują się cudnie. Szczyt szczęścia. Facet z  dwoma chłopakami na rowerze. 
Czekamy na tosty © davidbaluch
Tosty podane © davidbaluch
No i jedziemy po kolei odstawić dzieci do domów. Najpierw Kacper. Po drodze nagle Kacper wydarł o przodu na tym swoim rowerku. Dzieci jak to dzieci, Kuba zazdrośnik wydarł za nim chcąc go wyprzedzić. Nie udało się.. Chodnik zrobił się wąski i Kuba jak na Formule 1 nie zmieścił się i wylądował z twarzą w żywopłocie. Nie płakał. Był zły troszkę, ale jedziemy dalej. Lekki opiernicz ode mnie i jedziemy. No cóż. Dojechaliśmy do Kacpra domku. Rozstania nadszedł czas. Kacper został w końcu w domu, potem z Kubą jedziemy na stare miasto. Zostawiam go i jadę do domu. Świetny dzień. Pierwsza moja prawdziwa wycieczka z synkiem. I pierwsza z Kubą.. Cudny dzień.
Chcę więcej!!

Na prawobrzeże Szczecina po jesienną pizzę.

Niedziela, 27 września 2015 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Dziś niedziela. Poranek był cudny. Obudziłem się w  domu .. i  w tym domu był mój Kacper też. Otworzył oczka i powiedział:Kocham Cię Tato.. Mój pięciolatek. Dziś ma mieć nowy rowerek. Na większych kółkach. Więc od rana się szykujemy i jedziemy do Polic. A tam czeka na niego nowy-używany śliczny rower na kółkach 16 cali. Zaraz robimy sobie we dwójkę przejażdżkę testującą nowy rower. Tak wygląda i tak Kacper zasuwał:
Nowy rowerek Kacpra © davidbaluch
No, a potem na wycieczkę pojechaliśmy my, czyli ja i Aga. Dziś Aga czuła się nie najlepiej więc zastanawiała się czy w ogóle jechać. Zdecydowała się, ale z założenia na niezbyt długi wypad. Jedziemy na prawobrzeże Szczecina. Na pizze do pizzerii Torino. Startujemy  z lewego brzegu Odry w Szczecinie. Już po jednym czy dwóch kilometrach wjeżdżamy na most nad Odrą i zostawiamy za sobą tą ładniejszą część Szczecina.
Szczecin z mostu nad Odrą © davidbaluch
Przy okazji zobaczyliśmy po raz pierwszy nowy most łączący Łasztownię z Wyspą Grodzką. Bardzo ładny około 100-metrowy most posiada 15 metrowe podnoszone przęsło. Do tego miejsca na cumowanie jednostek pływających. Rozwija nam się Szczecin. Brawo. Mi bardzo się podoba. Przy okazji dowiedziałem się, że ta odnoga Odry nazywa się Duńczyca.
Nowy most na Duńczycy © davidbaluch
Potem popedałowaliśmy przez przemysłową część Szczecina, czyli Gdańską w stronę Dąbia. Po drodze krótki Pit-Stop, bo Aga miała nadmiar wody w organizmie, którego musiała się pozbyć. Znalazła jakieś krzaki, a ja w tym czasie ciekawe formy nad brzegiem Odry, a właściwie jakiejś jej odnogi.
Nad brzegiem Odry © davidbaluch
No to jedziemy dalej. Dziś wciąż towarzyszy nam woda. Mimo, że trasa do Dąbia nie jest zbyt rozmaita, to jednak od czasu do czasu ukazują nam się piękne widoki. Jednym z takich był widok żaglówek na Regalicy. Zatrzymaliśmy się popatrzeć. Pięknie. Niedziela, słońce, rowery, żaglówki.. Romantico!!
Na Regalicy © davidbaluch
Po wjechaniu w ulicę Przestrzenną przypomniałem sobie o pewnym świetnym miejscu w którym byłem kiedyś na szkoleniu. Postanowiłem pokazać Adze to miejsce. Przystań przy hotelu "Marina". Agnieszce się bardzo spodobało. Tak myślę. Właśnie była jakaś impreza, chyba poprawiny i kusiły nas zapachy grilla rozpalonego przez kucharzy na zewnątrz restauracji.Agnieszka nawet planowała wkręcić się na tak zwany "krzywy ryj", ale zrezygnowała. Obiecaną ma pizze, a te kilka kilometrów jeszcze wytrzyma jakoś.
Aga zrobiła mi zdjęcie,"bo nigdzie Cię nie ma".
Marina na prawobrzeżu © davidbaluch
Aga coraz bardziej głodna, więc pedałujemy dalej. Docieramy do Dąbia i rozpoczynamy poszukiwania pizzerii. Poszukiwania nie trwały zbyt długo. Siadamy i zamawiamy pizze z podgrzybkami. Dlatego w  tytule jest "po jesienną pizze". Piza jest pyszna, Naprawdę bardzo dobra, choć Aga chciała giganta, ale ja dbam o jej linię i zamawiam zwykłą 30 centymetrową. Na początku zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem, ale okazało się, że starczyło w zupełności. Siedzimy pod kasztanowcem, na szczęście również po dachem. Na szczęście, bo kasztanowiec wciąż atakuje. Kasztany walą dookoła jak ostrzał artyleryjski. Jeden prawie mnie trafił. Do toalety przemykamy biegiem, żeby nie zostać trafionym. Trochę jak na wojnie, ale śmiejemy się z tego. Jest tak sympatycznie, tak jesiennie. Złota, piękna jesień..
Pizza z podgrzybkami © davidbaluch
Najedzeni jedziemy dalej. W Zdrojach zatrzymaliśmy się podziwiać nową stację szczecińskiego szybkiego tramwaju. Stacja, bo trudno to nazwać przystankiem, prezentuje się po europejsku. Położona jest poniżej poziomu gruntu. Ostatnio jechałem tym tramwajem. Nowiutkie tory, równiutkie i cichutkie. Robi nam się Europa. Kolejna fajna inwestycja w Szczecinie. 
Jaśminowa ZUS. Szczeciński Szybki Tramwaj © davidbaluch
No i dalej. Po drodze podziwiamy lądujące szybowce w okolicy aeroklubu. Latają bardzo nisko, fajny widok. My pedałujemy wesoło dalej. Wjeżdżamy w końcu na most nad Odrą i toczymy się w stronę lewego brzegu. Agnieszce spodobał się mural na ścianie (fajny, można na jej blogu zobaczyć. Szybowca też). A mi spodobały się łódki na Odrze w tym jedna w powietrzu nawet.
Na Odrze © davidbaluch
No i tyle. Dotoczyliśmy się do Wałów Chrobrego, gdzie jeszcze króciutki odpoczynek i kilka zdjęć Adze zrobiłem. I wracamy do Polic. Aga chora, więc krótkie dziś to pedałowanie. Jednak bardzo przyjemnie. Cudowna ta jesień...
Aga na przy Wałach Chrobrego © davidbaluch
I jeszcze mapka trasy: Na prawobrzeże

Przez miejsce w którym zmienił się świat

Sobota, 19 września 2015 · Komentarze(12)
Sobota.. Od kilku dni planowaliśmy z Agą wycieczkę po Niemczech. Cały tydzień miałem popołudniówki, a ona jak zawsze na rano, więc została sobota. No i w końcu. Jest pogoda. Jest prawie wolne (bo na 16.00 do pracy) - jedziemy. Najpierw poranne przygotowania. Ja uwijam się jak w ukropie, sprawdzam wiadomości na TVN24 czy Syryjczycy nie atakują, bo tam gdzie jedziemy  m.in. umieścili ich, ale nie, jednak nie. Ja dbam o nasze bezpieczeństwo, a Aga się w tym czasie maluje. No nie mogę .. :-).  W końcu 8.00. Ruszamy.Auto prowadzi Aga, bo ja w dniu wczorajszym zbyt się przepracowałem, żeby tak z samego rana prowadzić. Rzadko tak jest, więc mogę podziwiać jej kunszt kierowcy. Ja na przykład nie potrafię z 15 km/h pojechać dalej z trójki albo wjeżdżając na parking już zgasić silnik i toczyć się oszczędzając paliwo na miejsce postojowe, a co najlepsze być tak wyluzowanym, żeby mieć gdzieś czerwone światło w Dobrej.. Tak, tak.. Dobra ma światła. Póki co. Jakiś remont. Nie mogąc wyjść z podziwu dojechaliśmy do Löcknitz.  
A teraz dlaczego taki tytuł bloga? O tym później..dla wytrwałych.
Dojechaliśmy do Löcknitz © davidbaluch
Z Löcknitz ruszyliśmy w kierunku zupełnie nam nie znanym. Pierwszy raz tutaj rowerami. Pierwsza wieś Gorkow. I od razu zachwyceni jesteśmy. Czas jakby się tutaj zatrzymał. Stare XIX wieczne domy, żadnego nowego budynku. Piękne stare wierzby. Magiczne doprawdy miejsce. A do tego jakieś gospodarstwo przy którym się zatrzymaliśmy i najpierw dwie kozy wylazły zobaczyć kto do tej zapomnianej wsi przyjechał, potem stado świń. Bardzo płochliwych jak tylko aparat widziały. Aga zakochała się w nich i w tej wioseczce. Naprawdę jest cudowna.. Wioseczka.. Aga też :-) Ludzi nie spotkaliśmy. Ani człowieka.

Aga w Gorkow © davidbaluch
Świnia w Gorkow © davidbaluch
Już w świetnym nastroju (Aga prawie całowała świnki w pyszczki) jedziemy ciut gorszą drogą, ale po chwili docieramy do asfaltowej i grzejemy. W pewnym momencie Aga odkryła, że można by kukurydzę pożyczyć z pola i może kiedyś tam nawet oddać, ale skończyło się na planach. No to chociaż zdjęcie. Aga wspomina: A pamiętasz jak niedawno taka malutka była? No była, teraz jest duża i gryzie. Jedziemy dalej.
Aga w kukurydzy © davidbaluch
Jakiś czas później docieramy do wsi o nazwie dla mnie niesamowitej. Poczułem się jakbym przeniósł się w sekundę kilkaset kilometrów dalej. Do miejsca gdzie kiedyś mieszkałem. Kto zna, wie o czym piszę..
Friedberg © davidbaluch
A po drodze jeszcze Krugsdorf. Samochodem byliśmy tu już nieraz. Piękne jezioro, czyste, puste i w ogóle woow. Ale rowerami nie byliśmy jeszcze. Zatrzymujemy się w miejscu, w którym kilka tygodni temu plażowaliśmy. Dziś pusto. Ale pięknie. To jezioro to moje ulubione miejsce plażowania w okolicy Szczecina. Czysto i pusto. Dziko i pięknie. Tu konsumujemy pepsi, piwo, i jakieś bułeczki. W cudownych okolicznościach przyrody.
Krugsdorf © davidbaluch
No i dojechaliśmy do Pasewalku. Dziś zamierzamy być turystami. Objeżdżamy całą starówkę. Kierowcy nam ustępują wszędzie i w pewnej chwili mówię do Agi, że tu inaczej traktuje się rowerzystów, a tu nagle jakieś trąbienie z tyłu i "baba za kierownicą" coś gestykuluje. Nawet nie wiem o co jej może chodzić.. hmm. Nieważne. Jedziemy i oglądamy miejsca warte zobaczenia. Jedno z nich. Anklamer Tor. (Brama Anklamska) to po prostu malowidło na ścianie budynku. Ale jakie!! Namalowane w 1999 roku przez francuską grupę artystyczną Cite de la Creation. Szkoda, że u nas się nie da. To znaczy da się, tylko na dole pojawiłyby się natychmiast ozdobniki w stylu HWDP i.t.p. Szkoda, że taki ten nasz kraj ta Polandia.
Anklamer Tor, Pasewalk © davidbaluch
Ja i Anklamer Tor © davidbaluch
Oglądamy jeszcze kilka zabytków, ale warta uwagi jest wieża nazwana "Kiek in de Mark". Jest to wieża wybudowana w 1445 roku. W tym czasie na Pasewalk leżące w Marchii napadło pobliskie miasto Prenzlau. Pasewalszczanie wygrali tę bitwę i wzieli do niewoli około 200 jeńców z Prenzlau. Obiecali im wolność w zamian za zapłatę. Każdy z jeńców wykupił się, a miasto Pasewalk za te pieniądze wybudowało tę oto wieżę na murze obronnym miasta. Nazwa "Kiek in de Mark" to  z języka staroniemieckiego i oznacza "Obserwuj Marchię". Ciekawa historia.
Kiek in de Mark © davidbaluch
Jeszcze robimy krótką wizytę  na rynku w Pasewalku. To Naprawdę fajne miejsce. W ogóle  Pasewalk jet dość niedocenianym turystycznie miastem. Polacy jeżdżą tu na basen i na zakupy, a warto czasem pojeździć po mieście. Zabytków oglądaliśmy dużo więcej, ale czasu nie ma ani miejsca, żeby nie zanudzić. Polecam odkrywać. Naprawdę.
Nasze rowerki na rynku w Pasewalku © davidbaluch
No i dotarliśmy do kluczowego wpisu. Jakie to miejsce zmieniło świat? 
Cofnijmy się w czasie do roku 1914. Wybuchła I wojna światowa. Był taki kapral. W okopach frontu został potraktowany gazem łzawiącym. Przeżył to bardzo.. bardzo źle. Oślepł na jakiś czas. Na kilka tygodni trafił do szpitala w Pasewalku...Nazywał się Adolf Hitler. Szpital ten znajdował się przy obecnej  Schützenstrasse. Podczas tego pobytu Hitler przeszedł istną metamorfozę i tam, wtedy, w 1918 roku podczas leczenia powziął znamienną dla ludzkości decyzję: cytat: "Ich aber beschloss Politiker zu werden" -  "Ale ja postanowiłem zostać politykiem". Nie było to tylko postanowienie chwili. Od tego momentu, od pobytu w tym miejscu A.Hitler zaczął przeć naprzód. Od Kaprala do Kanclerza. To, że miejsce pozostało w pamięci Hitlera nie ulega wątpliwości. Było dla niego szczególne. Po dojściu do władzy  w 1933 roku, już w 1934 nakazał zburzenie szpitala. Do roku 1937 w tym miejscu postawiono budynek ku czci Hitlera i w centralnym pomieszczeniu stało jego popiersie z wyrytym napisem:  "Ich aber beschloss Politiker zu werden".
Jeszcze jeden szczegół świadczący o przywiązaniu Hitlera do tego miejsca: 25 października 1932 roku, a więc krótko przed dojściem do władzy wygłosił płomienne przemówienie do 6.000 słuchaczy w parku  w pobliżu szpitala w którym był leczony.
Współcześni Niemcy ostro rozprawili się z ze swoją historią. Może i dobrze.  Co dziś zostało z miejsca o którym piszę? Zobaczcie za moimi plecami. Jedno nie ulega wątpliwości. Tutaj się wszystko zaczęło.

Tutaj się wszystko zaczęło.. Pasewalk © davidbaluch
I pojechaliśmy przez wioski i wioseczki, pedałowaliśmy ile sił. Był bruk i las, i błoto. Ale i asfalt i piękne widoki . I Aga znalazła pyszne jabłka, które zjedliśmy po drodze. Jechaliśmy przez farmę wiatraków, które szumiały nam nad głowami. Pogoda cudowna, wycieczka wspaniała.. Dojechaliśmy do auta.. i do Polski. Dziś widzieliśmy niezwykłe miejsca. Zapraszam na króciutki film..
TRASA

Dookoła Szczecina z historią w tle,

Wtorek, 15 września 2015 · Komentarze(10)
Poranek był dziś trochę smutny. Nie chciałem siedzieć w pustym domu, więc wziąłem moją Meridę i pojechałem trochę popedałować. Dookoła Szczecina. Zacząłem od pobliskich Wałów Chrobrego i nabrzeża. Uwagę moja przykuła rzeźba, którą zobaczyłem tu pierwszy raz. Bardzo porządnie wykonana. Ciekawa postać. Przeczytałem, że to Ludomir Mączka, podróżnik. Mało informacji. Po przyjściu do domu potem zacząłem więc szukać. Pomnik stoi tu dopiero od maja. dlatego go nie widziałem. A Pan Ludomir, podróznik, który zmarł w Szczecinie w 2006 roku musiał być bardzo ciekawym człowiekiem. Najciekawszą o nim wzmiankę chyba napisano w miesięczniku "Morze" w 1989 r.: "Piszą o nim: pobił rekord długotrwałości rejsu, jako pierwszy Polak opłynął Australię (zresztą prawie dwa razy) i jeszcze coś tam, czego przed nim albo po nim nikt nie zrobił. Śmieszne są dla mnie te wszystkie rekordy okrążania globusa w tę i tamtą stronę, pod włos i z włosem. Nikt wszakże jakoś nie dostrzegł czegoś znacznie ważniejszego: otóż Ludek bije wszystkich na głowę w jednej, moim zdaniem najciekawszej dyscyplinie życia – w znajomości świata i ludzi. Bo kto z żyjących Polaków odwiedził wszystkie – z wyjątkiem Antarktydy – kontynenty świata, niektóre kilkakrotnie, i tak jak Ludek nigdzie się nie nudził? Kto jak on, przemierzał konno stepy Mongolii, pracował jako pomocnik spawacza w Australii i jako geolog w Zambii, wygrzewał się na Wielkiej Rafie Koralowej i marzł na mule w Patagonii, przeżeglował cieśninę Magellana i pod Narwikiem rzucał biało-czerwony wieniec, nosił skrzynki z bananami w Auckland i grabił ścieżki jako pracownik zieleni miejskiej na Tasmanii, oberwał kokosem na Polinezji i pił wino w peruwiańskiej osadzie górniczej? Już tylko to wystarczyłoby na jeden nieźle nafaszerowany egzotyką życiorys, ale na tym nie koniec: oglądał z małej awionetki wodospady w Wenezueli, wchodził na lodowce Andów z alpinistami, hałaśliwy steel-band nie dawał mu zasnąć na Karaibach, o mało co nie wysztrandował na holenderskich piaskach, robił zakupy w Durbanie, aż wreszcie dotarł pod żaglami do ujścia rzeki Mackenzie. Można tak ciągnąć godzinami…"
Ludomir Mączka - podróznik © davidbaluch
I potem wzdłuż Odry pojechałem  zobaczyć jedno z moich ulubionych miejsc: Szczecińską Wenecję przy ulicy Kolumba. Częstokroć tu bywałem, ale zawsze przyjemnie jest ogladać to miejsce na nowo. Ulica powstała ok. 1822 r. Budynki nowego osiedla stanęły po obu stronach nowej drogi. Poza domami mieszkalnymi, wybudowano tu kilkanaście obiektów przemysłowych. Budowle przemysłowe postawiono bezpośrednio przy korycie Odry, aby materiały i towary przewozić rzeką. Była tu także wozownia tramwajowa z tramwajami konnymi. Dzisiaj te obiekty, choć po części zniszczone podczas nalotów II wojny światowej tworzą malowniczą "szczecińską Wenecję". Nie mogłem sobie odmówić przyjemności zrobienia zdjęcia.
Szczecińska Wenecja © davidbaluch
I jadę dalej. Objechałem Szczecin i trafiłem przez Bezrzecze do Wołczkowa, a następnie w okolice jeziora Głębokie. Trochę przyrody po miejskim zgiełku. Minąłem moje ulubione miejsce w przy jeziorze. Mokradła położone nieopodal. Piękne są, ale myślę, że idealnie prezentowałyby się o świcie podczas mgły. Dziś warunków specjalnie fotograficznych nie ma, ale choć na bloga postanowiłem uwiecznić to miejsce. Mokradła wyglądają na zamieszkałe przez Elfy, choć żadnego nie spotkałem.
Mokradła przy jeziorze Głebokie © davidbaluch
I jeszcze jazda przez las, okolice Arkonki i ulicę Arkońską. A potem postanowiłem przetestować nowo otwartą po kilkumiesięcznym remoncie ulicę Warcisława. Przejechałem, auta już jeżdżą, ale ostatnie prace trwają. Malowanie jezdni i inne drobnostki. Drogi dla rowerów nie ma, ale jest pas rowerowy. Fajnie! Szkoda, że tylko w jedną stronę, pod górę, w stronę ulicy Duńskiej, ale dobre i tyle. Z górki nie jest aż tak potrzebny. Kolejne miejsce bardziej przyjazne rowerzystom. I cóż.. po południu do pracy...
Mapka trasy

Do Trzebieży testując nowe klocki.

Poniedziałek, 14 września 2015 · Komentarze(8)
Ostatnio wsiadłem na rower Agi na chwilkę i po rozpędzeniu się hamuję tylnym hamulcem.. a tu.. nic. Mogłem pośpiewać piosenkę z "Uprowadzenie Agaty": Czemu pędzę wciąż przed siebie...?? la la la.. Pytam Agi czemu nic nie mówi, a ona rozbrajająco ze słodką minką: "Myślałam, że tak ma być, ale z przodu hamuje!" Ok, zamówiłem na Allegro nowe klocki hamulcowe. Postawiłem na sprawdzone (bo sam używam i chwalę) Merida All Conditions System czyli po polskiemu Klocki Na Każde Warunki :-) . Mieszanka trzech gum sprawdza się idealnie, hamuje perfekcyjnie i nie piszczy w deszczu. No więc zamówiłem, przyszły, założyłem Adze, a właściwie jej rowerowi i jedziemy testować.
Klocki All Conditions System Meridy © davidbaluch
Dziś jedziemy do Trzebieży. Tam jeszcze rowerami nie byliśmy. Na początek podjechaliśmy autem do Jasienicy, żeby nie musieć jechać wzdłuż sanatorium, którego właścicielem jest Grupa Azoty, bo przyjemność to średnia. No więc zaparkowaliśmy obok skwerku na którym przesiadują na okrągło smakosze win rodzimej produkcji i pojechaliśmy. Kierunek Nowa Jasienica. Ostatnio odkryliśmy, że ta droga to raj dla rowerzystów. Jedno auto na godzinę. Już po bardzo krótkim czasie zatrzymaliśmy się na łączce, na której ostatnio też się zatrzymaliśmy. Coś czuję, że będzie to nowa świecka tradycja. Piwo na łączce koło Jasienicy. A do tego piwo tak dobre, że Adze włosy dęba stanęły.
Kontemplujemy krajobraz w pięknych okolicznościach przyrody :-) © davidbaluch
No więc pedałujemy sobie wesoło  stronę Nowej Jasienicy i Drogoradza. Tam byliśmy ostatnio, ale nie widzieliśmy starego dębu. Tym razem zobaczyliśmy. Ma nawet  założony piorunochron. W Drogoradzu zagłębiliśmy się w Puszczę Wkrzańską. Świetna leśna droga dla rowerzystów. Utwardzona i prowadząca przez ostępy leśnej puszczy. Pięknie...
Droga pomiędzy Drogoradzem a Trzebieżą © davidbaluch
Aga pędzi ile sił w nogach... bo ma hamulce w razie co ;-)
Przez Puszczę Wkrzańską do Trzebieży © davidbaluch
No i w końcu dojechaliśmy do Trzebieży. Skierowaliśmy się w stronę plaży. Na plaży sporo ludzi, trochę rowerzystów się kręciło, pogoda cudna, ciepło, ale nie gorąco. Ideał. Nagle Aga mówi, że ma ochotę na loda. Na początku nie zrozumieliśmy się o jakiego loda chodzi ;-) . Ale koniec końców dogadaliśmy się. Mi chodziło o loda z automatu, a jej o Big Milka. Kupiliśmy dwa Big Milki i zapatrzyliśmy się na Zalew Szczeciński..
Trzebież. Big Milk na plaży © davidbaluch
Chwilkę pokręciliśmy się po promenadzie i uwieczniliśmy swoje postacie na tle Zalewu Szczecińskiego, a nawet zrobiliśmy sobie zdjęcie we dwoje dzięki uprzejmości przypadkowego spacerowicza. Zrobiło się tak fajnie, milusio i w ogóle bardzo sympatycznie. Ładna ta Trzebież się zrobiła w ostatnich latach. 
My na tle Zalewu Szczecińskiego © davidbaluch
Ja na tle Zalewu Szczecińskiego © davidbaluch
Po pół godzinie ruszyliśmy w stronę Polic. Po drodze jeszcze podziwiamy piękną według mnie, starą zabudowę Trzebieży. Jedno miejsce szczególnie mi się podoba. Ulica Rybacka. Musiałem zrobić zdjęcie. W tle kościół z 1359 roku.
Ulica Rybacka, Trzebież © davidbaluch
I potem popedałowaliśmy główną drogą do Uniemyśla. W Uniemyślu postanowiliśmy ponownie odbić w stronę Drogoradza i Nowej Jasienicy, żeby wydłużyć wycieczkę. No jedziemy. Ale decyzja okazała się tragiczna w skutkach. TRAGICZNA!!. Pomiędzy Nową Jasienicą a Jasienicą nie zauważyłem mieszkańca lasu i go przejechałem. Flaki wyszły, zwierzę umarło. Płakam... Nawet nie wiem co to za zwierz. Zaskroniec to nie jest. Aga robiła mi wyrzuty, że nie po tej stronie drogi jechałem. No fakt. Ale on też nie po pasach przechodził. Zrobiłem mu chociaż pośmiertne zdjęcie. Co to jest?
Wąż umarły © davidbaluch
No i tyle. Po chwili dojechaliśmy do auta. Miłośnicy win rodzimych dalej okupowali ławeczkę, a my pognaliśmy hen.. hen.... I jeszcze mapka naszej trasy: MAPA WYCIECZKI

Police-Szczecin jak Paryż-Roubaix

Środa, 9 września 2015 · Komentarze(5)
Ostatnio oglądaliśmy z Agnieszką bardzo ciekawy film dokumentalny o jednodniowym klasyku Paryż-Roubaix. Agnieszka zafascynowała się skalą trudności wyścigu i jeszcze w pracy czytała następnego dnia w internecie pisząc do mnie z podziwem, że oni się tam ścigają 55 km po bruku!! W środę więc zaplanowałem niedługą być może wycieczkę, ale za to z elementami rzeczonego wyścigu :-)
Na początek z Polic pojechaliśmy ulicą Artyleryjską w Szczecinie pod olbrzymią górę. Już na tym etapie Aga kwiczała, że ciężko, ale w nagrodę znalazłem na jezdni 5 złotych, które Agnieszka przechwyciła z zadowoleniem, więc trasa całkiem udana na poczatku :-)
Potem skręciliśmy w drogę ze Skolwina w kierunku Przęsocina i tu droga godna już była słynnego wyścigu. Aga coś tam jęczała z tyłu, ale chciała Roubaix to ma.
Bruk pomiędzy Skolwinem a Przęsocinem. W tle jezioro Dąbskie © davidbaluch
Po jakimś tam nieokreślonym czasie dotarliśmy do Przęsocina gdzie droga zrobiła się równa, asfaltowa. Ale to na krótko, bo po kilometrze zagłębiliśmy się w las. Droga zrobiła się z jednej strony fajna, bo z góry, ale z drugiej strony strasznie piaszczysta. Koła grzęzły w piachu i ledwo utrzymywaliśmy równowagę. Do czasu. W końcu Agnieszka wywinęła efektownego orła i wylądowała na miękkim piachu. Potem do końca wycieczki bolał ją palec, ale dzielnie pedałowała dalej. W końcu wynurzyliśmy się z lasu w Siedlicach, gdzie chcieliśmy odwiedzić koleżankę. Niestety nie zastaliśmy jej w domu więc po niedługim czasie dotarliśmy do Polic. Przyjemnie zmęczeni zakończyliśmy dzień przy lampce wina.. Klasyk zaliczony :-)
Upadek na piaszczystej drodze koło Siedlic © davidbaluch

W stronę chmur...

Poniedziałek, 7 września 2015 · Komentarze(4)
Dziś króciutko po pracy. Musiałem wsiąść na moje dwa kółka, żeby się odprężyć i za dużo nie myśleć. I pojechałem w stronę chmur.. pod górę. Tak wysoko jak się da w Szczecinie. Wspinałem się i wspinałem rowerem w stronę Warszewa. Chmury coraz bliżej, a dziś były szczególnie piękne. Takie poetyckie. Nie mogłem się na nie napatrzeć. Trochę przyjaznych białych baranków, a trochę chmur czarnych, złowrogich.Jesień zbliża się niestety... I tak pedałując wpatrzony w niebo pomyślałem, że najgorsza jest bezradność...Moment, w którym widzimy ciemną chmurę zmierzającą w naszym kierunku i mamy świadomość tego,że nie możemy zrobić nic aby ją zatrzymać...
...Potem wróciłem do domu...
Moje niebo nad Szczecinem © davidbaluch

Deszcz czy nie deszcz.. czyli jechać czy nie (NIEMCY)

Sobota, 5 września 2015 · Komentarze(7)
Kategoria Po Niemczech
Rano o 6.30 trzeba było podjąć decyzję czy jedziemy na wycieczkę. Decyzja nie była łatwa, bo na dwoje babka wróżyła. Pada i nie pada. Czasem słońce czasem deszcz. Ale męsko damska decyzja. Jedziemy.Samochodem po ósmej jedziemy na granicę i jak zawsze parkujemy na Orlenie w Lubieszynie. I tam start. Pogoda nie zachęca do jazdy. Zaraz zaczyna padać. Pytam na wszelki wypadek Agi czy na pewno jedziemy. Mówi, że na pewno. Fajnie. Ja sam w nowej kurtce rowerowej, ona w kamizelce - zimno, ale jedziemy.
Po kilkuset metrach nie wiedząc jak długo potrwa nasza wycieczka postanawiam zrobić Adze zdjęcie na pamiątkę, gdybyśmy zaraz mieli wracać. Zdjęcie wychodzi pięknie.. tak jak piękna jest Agnieszka. 
Aga na początku wycieczki © davidbaluch
Za chwile robimy sobie jeszcze zdjęcie razem. Pogoda jest tak zmienna, że nie wiemy jak zakończy się ta wycieczka. Czy zrobimy 10 czy 50 kilometrów. Wciąż mży. Ale pytam Agnieszki czy jedziemy. JEDZIEMY! No to jedziemy.

Razem na drodze pomiędzy Linken a Grambow © davidbaluch
Jedziemy dalej. Wiatr strasznie wieje nam w twarz i jazda staje się bardzo trudna, ale nie poddajemy się. Ani ja, ani Aga.. Kierunek Południe. Droga jest rewelacyjna. Asfalt non stop. Jak to w Niemczech., Tylko, że pod górę i z góry i pod wiatr. Ale jak widać na poniższym zdjęciu Aga grzeje ile sił :-)
Aga zasuwa pod wiatr © davidbaluch
Jedziemy dalej i po drodze podziwiamy cudowne meklemburskie krajobrazy. Naprawdę jest tutaj co oglądać. I ja sam jestem zachwycony tą częścią Niemiec. Aga też uważa, że to piękna część ziemi. Mam znajomych Niemców, którzy mieszkają w zachodnich Niemczech, a mianowicie w mojej ukochanej Hesji i oni mówią, że ich marzeniem jest mieszkać w Mecklenburg Vorpommern. Doceniajmy to co mamy tuż obok.
Wiatraki na drodze pomiędzy Grambow a Crackow © davidbaluch
Jedziemy i w końcu pod jakąś wiatą siadamy na drożdżówki. Ja , a właściwie Aga zrywa jakąś roślinkę, a ja przypominam sobie, że jako dzieci jedliśmy to coś jako nazywane przez nas "bułeczki". Można to porównać ze szczawiem i mirabelkami pana Niesiołowskiego. Aga mówi, że nie zna i nie jadła. My na naszym podwórku lat osiemdziesiątych tak. Nie wiem jak to się nazywa. Znacie? Jedliście? Zrobiłem zdjęcie. I zjadłem.Smak dzieciństwa.
Roślinka mojego dzeciństwa © davidbaluch
No i jazda. W końcu docieramy do autostrady Berlin-Szczecin i wzdłuż niej kontynuujemy naszą wycieczkę. Dziś nie ma zabytków, ale krajobrazy piękne, drogi cudowne i jak na razie deszcz za bardzo nas nie moczy. W zasadzie w ogóle. Na następnym zdjęciu Aga jedzie drogą w pobliżu Storkow.
Okolice Storkow. Kolejna piękna niemiecka droga © davidbaluch
I potem kontynuacja wzdłuż autostrady A11 z Berlina do Szczecina. Fajna droga wzdłuż której rosną gruszki, jabłka i inne owoce. Aga namiętnie się zatrzymywała, jadła i wciskała do moich sakw gruszki przydrożne. Nie ma to jak gruszka nasączona ołowiem autostrady. Ale jakiej..! Budowanej jeszcze przez Adolfa H.!!
Droga wzdłuż autostrady A11 © davidbaluch
Potem jeszcze jazda szybka uciekając przed burzowymi chmurami. Nie do końca się udało. Ale na szczęście była wiata w miejscowości Ladenthin i tam przeczekaliśmy ulewę, która notabene trwała kilka minut tylko, a Aga zjadła drożdżówkę w tym czasie.
Ja sam zadowolony bardzo., bo mimo złych prognoz jak dotąd nie zmokliśmy.
Czekając na koniec deszczu w Ladenthin © davidbaluch
Potem szybki sprint do Schwennenz i dalej i dalej. Przed Schwennenz urzekł mnie jeszcze widok pięknego niemieckiego landszaftu. Musiałem uwiecznić. Oto on:
Pomiędzy Ladenthin a Schwennenz © davidbaluch
I tą drogę pojechaliśmy już w kierunku granicy. Teraz już jechało się z wiatrem. Znacznie szybciej i lepiej. Było świetnie. Za jakieś 7 kilometrów dotarliśmy do granicy i za chwilę do auta stojącego na parkingu Orlenu w Lubieszynie. Rowery zapakowaliśmy i za pół godziny byliśmy w domu. No więc jeszcze pakowanie rowerów do bagażnika. 43 kilometry pod wiatr odczuliśmy jak 60, ale bardzo przyjemnie było...
Koniec wycieczki. Stacja Orlen w Lubieszynie © davidbaluch
I tyle... Do następnego....
MAPA

Na północ od Szczecina

Wtorek, 1 września 2015 · Komentarze(5)
Mój mieszkający w Leverkusen siostrzeniec lat 2 powiedział jak byłem z nim na basenie w tymże Leverkusen takie bardzo mądre zdanie oddające esencję potrzeb ludzkich (działo się to gdy mama kazała na kocu siedzieć), a mianowicie: "MUSE DO WODY!". Zapamiętałem tą mądrość i czasem odkładam wszystko inne na bok, pracę i inne mało istotne rzeczy i mówię : "MUSE NA ROWER!". Tak było i tym razem. Po pracy mimo dość mało fajnej pogody (ok. 30 stopni), pojechaliśmy z Agą w tereny na północ od Szczecina.  Ruszyliśmy ze stolicy nawozów czyli z Polic w kierunku na początek kompleksu sanatoryjnego znanego pod nazwą "Zakłady Chemiczne Police" lub ostatnio dumnie "Grupa Azoty". Minęliśmy kombinat i nawet nie poczuliśmy zapachu borowiny siarczanej charakterystycznej dla tego mikroklimatu. Przy zakładach jakiś kierowca TIRa jadący po sztuczną kupę na zakłady zajechał nam drogę zmuszając do hamowania. Delikatnie zwróciłem mu uwagę "jak jedziesz baranie!!!" (bo miał otwartą szybę) i popedałowaliśmy wesoło dalej. W Jasienicy zakupiliśmy napoje i odbiliśmy w lewo na Nową Jasienicę. Agnieszka była zachwycona. Nigdy tędy nie jechała. Dzicz, las, leśniczówka i prawdziwa polska droga. tysiące dziur, a każda inna!!! Bajkowo. Ale naprawdę! Droga na rower wyśmienita. Po drodze minęły nas dwa auta i jeden traktoropodobny pojazd. Po drodze zrobiliśmy popas na łączce pijąc nasze napoje szczęścia. I tak dotarliśmy do Nowej Jasienicy. Sygnalizacji świetlnej tam nie ma, więc nie musieliśmy się zatrzymywać i pognaliśmy dalej tak samo pustą drogą do Drogoradza. Tam trochę historii. Pokazałem Agnieszce stary cmentarz po części jeszcze przedwojenny, a po części powojenny.W sumie kilkanaście grobów. Część polska odnowiona, a niemiecka.. szkoda gadać, poprzewracane płyty, zarośnięta. Nieładnie i smutno.
Przez centrum Drogoradza pomknęliśmy  w kierunku Niekłończycy i dalej w stronę Polic starając się omijać drogę wojewódzką. I tak gdzieś przed Jasienicą Agnieszce włączyło się to, co jej młodszemu dziecku często się włącza, a mianowicie : Jeść!!!Jeść!!!Jeść!!! Dobra .. Jedziemy na najlepsze tosty na świecie czyli w Policach na ul. Wyszyńskiego (naprawdę!W Szczecinie takich nie znam). Dotarliśmy, tosta zakupiliśmy, Aga przebierała nogami, że za długo się piecze, ale jakoś wytrzymała i po skonsumowaniu rzeczonego tosta za dwa kilometry zakończyliśmy wycieczkę. Jutro znowu MUSE NA ROWER...
MAPA

Postój pomiędzy Jasienicą a Nową Jasienicą © davidbaluch
Tablica informacyjna przy starym cmentarzu w Drogoradzu © davidbaluch
Aga szczęśliwa je tosta © davidbaluch