Deszcz czy nie deszcz.. czyli jechać czy nie (NIEMCY)

Sobota, 5 września 2015 · Komentarze(7)
Kategoria Po Niemczech
Rano o 6.30 trzeba było podjąć decyzję czy jedziemy na wycieczkę. Decyzja nie była łatwa, bo na dwoje babka wróżyła. Pada i nie pada. Czasem słońce czasem deszcz. Ale męsko damska decyzja. Jedziemy.Samochodem po ósmej jedziemy na granicę i jak zawsze parkujemy na Orlenie w Lubieszynie. I tam start. Pogoda nie zachęca do jazdy. Zaraz zaczyna padać. Pytam na wszelki wypadek Agi czy na pewno jedziemy. Mówi, że na pewno. Fajnie. Ja sam w nowej kurtce rowerowej, ona w kamizelce - zimno, ale jedziemy.
Po kilkuset metrach nie wiedząc jak długo potrwa nasza wycieczka postanawiam zrobić Adze zdjęcie na pamiątkę, gdybyśmy zaraz mieli wracać. Zdjęcie wychodzi pięknie.. tak jak piękna jest Agnieszka. 
Aga na początku wycieczki © davidbaluch
Za chwile robimy sobie jeszcze zdjęcie razem. Pogoda jest tak zmienna, że nie wiemy jak zakończy się ta wycieczka. Czy zrobimy 10 czy 50 kilometrów. Wciąż mży. Ale pytam Agnieszki czy jedziemy. JEDZIEMY! No to jedziemy.

Razem na drodze pomiędzy Linken a Grambow © davidbaluch
Jedziemy dalej. Wiatr strasznie wieje nam w twarz i jazda staje się bardzo trudna, ale nie poddajemy się. Ani ja, ani Aga.. Kierunek Południe. Droga jest rewelacyjna. Asfalt non stop. Jak to w Niemczech., Tylko, że pod górę i z góry i pod wiatr. Ale jak widać na poniższym zdjęciu Aga grzeje ile sił :-)
Aga zasuwa pod wiatr © davidbaluch
Jedziemy dalej i po drodze podziwiamy cudowne meklemburskie krajobrazy. Naprawdę jest tutaj co oglądać. I ja sam jestem zachwycony tą częścią Niemiec. Aga też uważa, że to piękna część ziemi. Mam znajomych Niemców, którzy mieszkają w zachodnich Niemczech, a mianowicie w mojej ukochanej Hesji i oni mówią, że ich marzeniem jest mieszkać w Mecklenburg Vorpommern. Doceniajmy to co mamy tuż obok.
Wiatraki na drodze pomiędzy Grambow a Crackow © davidbaluch
Jedziemy i w końcu pod jakąś wiatą siadamy na drożdżówki. Ja , a właściwie Aga zrywa jakąś roślinkę, a ja przypominam sobie, że jako dzieci jedliśmy to coś jako nazywane przez nas "bułeczki". Można to porównać ze szczawiem i mirabelkami pana Niesiołowskiego. Aga mówi, że nie zna i nie jadła. My na naszym podwórku lat osiemdziesiątych tak. Nie wiem jak to się nazywa. Znacie? Jedliście? Zrobiłem zdjęcie. I zjadłem.Smak dzieciństwa.
Roślinka mojego dzeciństwa © davidbaluch
No i jazda. W końcu docieramy do autostrady Berlin-Szczecin i wzdłuż niej kontynuujemy naszą wycieczkę. Dziś nie ma zabytków, ale krajobrazy piękne, drogi cudowne i jak na razie deszcz za bardzo nas nie moczy. W zasadzie w ogóle. Na następnym zdjęciu Aga jedzie drogą w pobliżu Storkow.
Okolice Storkow. Kolejna piękna niemiecka droga © davidbaluch
I potem kontynuacja wzdłuż autostrady A11 z Berlina do Szczecina. Fajna droga wzdłuż której rosną gruszki, jabłka i inne owoce. Aga namiętnie się zatrzymywała, jadła i wciskała do moich sakw gruszki przydrożne. Nie ma to jak gruszka nasączona ołowiem autostrady. Ale jakiej..! Budowanej jeszcze przez Adolfa H.!!
Droga wzdłuż autostrady A11 © davidbaluch
Potem jeszcze jazda szybka uciekając przed burzowymi chmurami. Nie do końca się udało. Ale na szczęście była wiata w miejscowości Ladenthin i tam przeczekaliśmy ulewę, która notabene trwała kilka minut tylko, a Aga zjadła drożdżówkę w tym czasie.
Ja sam zadowolony bardzo., bo mimo złych prognoz jak dotąd nie zmokliśmy.
Czekając na koniec deszczu w Ladenthin © davidbaluch
Potem szybki sprint do Schwennenz i dalej i dalej. Przed Schwennenz urzekł mnie jeszcze widok pięknego niemieckiego landszaftu. Musiałem uwiecznić. Oto on:
Pomiędzy Ladenthin a Schwennenz © davidbaluch
I tą drogę pojechaliśmy już w kierunku granicy. Teraz już jechało się z wiatrem. Znacznie szybciej i lepiej. Było świetnie. Za jakieś 7 kilometrów dotarliśmy do granicy i za chwilę do auta stojącego na parkingu Orlenu w Lubieszynie. Rowery zapakowaliśmy i za pół godziny byliśmy w domu. No więc jeszcze pakowanie rowerów do bagażnika. 43 kilometry pod wiatr odczuliśmy jak 60, ale bardzo przyjemnie było...
Koniec wycieczki. Stacja Orlen w Lubieszynie © davidbaluch
I tyle... Do następnego....
MAPA

Komentarze (7)

Owoc tej roslinki z zdjęcia przypomina młode owocki ślazu zaniedbanego, jedną z ludowych nazw jest "babski chleb". Zjadanie jej miało nawet jakiś sens ponieważ jest rośliną leczniczą przy dolegliwościach układu pokarmowego.

Jorg 09:12 sobota, 19 września 2015

dziękuję za komentarze i Tobie Tunia za uświadomienie co to za roślina

davidbaluch 16:08 wtorek, 8 września 2015

Widzę Dawid że mając z kim jeździć wszystkie wycieczki ciekawsze się wydają :)

Trendix 13:22 poniedziałek, 7 września 2015

Urocza wycieczka. Widać i czuć w opisie, że to były to chwile bardzo mile spędzone :)

Jarro 06:49 poniedziałek, 7 września 2015

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ślaz_dziki

tunislawa 17:28 niedziela, 6 września 2015

piekne zdjęcia ...tak te tereny bardzo dobrze znam , i o lazdej porze roku i kazdej pogodzie jest warto tutaj pojeżdzić ! ...a te roślinki nazywaliśmy chlebkiem ! tez jadłam !

tunislawa 17:14 niedziela, 6 września 2015

Pięknie opisana i udekorowana uroczymi fotkami wycieczka. Dotąd nie spotkałem się z rzadkim wykorzystaniem auta z rowerem. W ten niepewny pogodowo dzień zaoszczędziliście ponad 30 km - warto było, nie wątpię. Zresztą w tak uroczym towarzystwie zawsze warto. Pięknie pokazane krajobrazy mają jednak już barwy jesienne.

jotwu 17:08 niedziela, 6 września 2015
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!