Doliną Dolnej Odry. Niemcy.

Dotarliśmy do Tantow, Ruszamy zaraz© davidbaluch
Po krótkim przygotowaniu ruszyliśmy. Od razu fajnie, bo droga prowadziła w dół. Szukamy oznaczeń prowadzących do pierwszego etapu naszej wycieczki czyli Salvey Mühle nr 3. Inaczej mówiąc młyn nad rzeką Salvey. Nieraz czytałem na blogach o tym miejscu i wyglądało na ciekawe miejsce. Droga jak to w Niemczech dobrze oznaczona i po chwili z asfaltu poprowadziły nas znaki po szutrze. Chwilami jednak zastanawialiśmy się którędy dalej?

Chwila namysłu. Którędy dalej?© davidbaluch
Po chwili jednak znależliśmy odpowiednią drogę. Za chwilę przejeżdżamy mostkiem nad rzeczką. Cała ta Salvey to rzeczka, która sprawia wrażenie górskiej i nijak nie pasuje do naszych nizinnych terenów.

Dojeżdżamy do Salvey Mühle© davidbaluch
Miejsce faktycznie ładne. Stary młyn można zwiedzać za 1 euro od osoby. Są też stoliki nad rzeczką, gdzie można sobie odpocząć. Jest mały wiatrak i małe koła wodne na samej rzece. Miejsce iście magiczne.

Przed Salvey Mühle 3© davidbaluch

Nad rzeką Salvey tuż przy młynie© davidbaluch
Na niemieckiej stronie młyna znalazłem opis miejsca. Wynika z niego, że młyn wybudowany został ponad 750 lat temu przez Cystersów. Jego mechanizmy służyły do mielenia zboża, ale także cięcia drzewa. Młyn numer 3 jest ostatnim zachowanym w takim stanie z łańcucha pięciu młynów, które kiedyś pracowały na rzece Salvey. W młynie działa Turbina Francisa i jest to podobno unikat w skali Niemiec.
No trochę historii, ale trzeba jechać dalej. Jedziemy wzdłuż rzeki i po krótkiej chwili napotykamy piękną drewnianą pompę z wypisanym na niej Psalmem 23. Oczywiście po niemiecku. Woda podobno nadaje się do picia, więc uzupełniamy zapasy w bidonie.

Pompa z pitną wodą© davidbaluch
Potem dalej pedałujemy w stronę Gartz.

Droga do Gartz© davidbaluch
Po dotarciu na miejsce robimy przerwę na jedzenie. Kacper już zgłodniał i wcina bułkę z parówką, a do tego nieodłączny Kubuś.

Przerwa na jedzenie w Gartz© davidbaluch

I na picie też© davidbaluch
Niejednokrotnie jechaliśmy już przez Gartz w drodze na basen w Schwedt, ale pierwszy raz jesteśmy tu rowerami i możemy zagłębić się w miasto. Podoba nam się to, że mimo, iż ulice są brukowane, to po obu stronach jezdni zrobione są języki z asfaltu, żeby rowerzyści się nie męczyli. Można pozostawić klimat starego miasta i pomyśleć przy tym o rowerzystach? Można. Jako,że dziś święto na rynku natrafiamy na festyn.

Festyn na rynku w Gartz© davidbaluch
Są zabawy, śpiewy, kiełbaski i piwo. Jak to w Niemczech. Monika korzysta z okazji i kupuje za 50 centów gorącą kawę.

Nie ma to jak gorąca kawa w chłodny dzień© davidbaluch
Kacper po chwili też znajduje coś dla siebie i na początku niepewnie, ale po chwili już na całego fika koziołki na dmuchańcu, która za darmo jest do dyspozycji maluchów.

Kacper szlaje na dmuchańcu© davidbaluch

Wygibasy Kacpra© davidbaluch
Potem oglądamy jeszcze stoiska, zamieniamy parę słów z bobrem (Choć Kacper cały czas upiera się, że to szczur)i choć miło się siedzi to trzeba będzie jechać dalej.

Ze stołu spogląda na nas bóbr© davidbaluch
Po krótkim rozpytaniu tubylca, dowiadujemy się w którą stronę na drogę rowerową Odra-Nysa i docieramy nad Odrę. Droga świetna, równa i twarda. Zaraz po ruszeniu w stronę Mescherin napotykamy trzy motocykle z flagami UE, Polski i Niemiec. Okazuje się, że za nimi biegnie zawodnik (za chwilę został zwycięzcą) Biegu Transgranicznego. Impreza organizowana jest od 17 lat dwa razy w roku - Dzień Zjednoczenia Niemiec oraz rocznicę Konstytucji 3 Maja.

Bieg transgraniczny© davidbaluch
Trasa biegnie z Gryfina do Gartz lub z Gartz do Gryfina. Za chwilę zaczęły nas mijać setki uczestników. Niektórzy biegli nawet ze swoimi pupilami. Szczególne gratulacje dla takich małych łapek.

Czworonogi też biorą udział w biegu© davidbaluch
Potem ruszyliśmy do Mescherin. W pewnym momencie poczuliśmy się jakbyśmy przenieśli się jakieś 500 km na południe, a to za sprawą takiego widoku:

Górskie klimaty pomiędzy Gartz a Mescherin© davidbaluch
Po kilku kilometrach jadąc wzdłuż Odry piękną drogą dla rowerów dotarliśmy do Mescherin. W złym momencie powiedziałem wtedy, że ta dzisiejsza trasa taka fajna, płaska. Od Mescherin tuż po skręcie w stronę Geesow zaczęły się już tylko góry i doliny. Pod górę i z góry. Owszem widoki były piękne, ale droga dawała w kość. Po wzroku Moniki widziałem, że widoki ją niezbyt interesują. A mnie wręcz przeciwnie. Fociłem i podziwiałem pejzaże.

Droga z Mescherin do Geesow© davidbaluch

Pola w okolicy Mescherin© davidbaluch
Po dotarciu do Geesow czekała nas już ostatnia prosta do Tantow. Ja bym jeszcze pojeździł, ale Monika miała już dość, Kacper też mi z tyłu do ucha szeptał: "gdzie jest moje autko?".

Ostatnia prosta z Geesow do Tantow© davidbaluch
Po dotarciu do samochodu oświadczył, że teraz będzie spał. Usadowił się wygodnie w swoim foteliku i powiedział, że fajnie było. A my rowery na dach i powrót do Szczecina... Fakt, fajnie było..
i jeszcze trasa:
/5042281