Niemiecka niedziela
Niedziela, 30 marca 2014
· Komentarze(7)
Kategoria Po Niemczech
Piękna niedziela. W zasadzie planowałem nic. Albo prawie nic. Miałem zupełnie inne plany i wyjazd z rodziną poza Szczecin i na pewno nie rowerem tylko autem. No ale choroba Kacpra pokrzyżowała plany. No i w piękną niedzielę zostało się w domu. Ale wczoraj kolega z pracy rzucił hasło na przejażdżkę rowerową. Jego pierwszą w tym roku. Więc o 11.00 czyli po starym czasie licząc o 10.00 zebraliśmy sie we dwójkę koło Gunicy w Tanowie i pojechaliśmy na Niemcy. Wiem, wiem autem,a nie rowerem, ale osobiście tak nie znoszę tej drogi z Tanowa do granicy, że tylko autem jestem ją w stanie pokonać. Poza tym tyle foto-stopów robię, że czasu by mi nie starczyło, a jeszcze obiecałem dziecku wypad do Mc Donalda po powrocie...No więc dojechaliśmy.W Hintersee na początku drogi Oder-Neise Radweg, czyli na starcie naszej eskapady okazało się, że są jakieś roboty drogowe i zakaz ruchu. Zaparkowaliśmy więc na jakimś prywatnym terenie w pobliżu. Wcześniej spytałem się, czy możemy i po uzyskaniu zgody ruszyliśmy.
Po kilku kilometrach dojechaliśmy do stadniny bardzo przyjaznych koni. Pięknie pozowały...

Koń niemiecki © davidbaluch

Dwa konie niemieckie © davidbaluch
Potem popedałowaliśmy w kierunku Rieth czyli w stronę Zalewu Szczecińskiego. Droga z Ludwigshof do Rieth (Oder-Neisse Radweg) zawsze mnie zachwyca.Jest taka tajemnicza, Jak z krainy Narnii :-)

Oder-Neisse Radweg (Droga rowerowa Odra-Nysa) © davidbaluch
No i w końcu czy jak to mówią Niemcy "Endlich" dotarliśmy do Rieth. Jestem i ja w końcu na zdjęciu. Nie tak piękny jak koniki, ale pamiątka jest :-)

Rieth © davidbaluch
Chwila przerwy i jadymy. Bo myślimy, że Imbiss w Rieth otwarty i piwo za 1 Euro się napijemy. A tu figa z makiem. Imbiss jeszcze zamknięty. Więc przerwę zrobiliśmy przy punkcie widokowym nieopodal. Jemy bułki i pijemy soczki. A miał być browar ;-(
Przy okazji mogę coś powiedzieć o moim nowym nabytku czyli bagażniku na sztycę z kuferkiem. Dużo było opinii w necie negatywnych. A moje odczucia?Jak by tu skomentować... hmm. Już wiem: REWELACJA. I tyle. Dalej polemizować nie będę... Po 2 latach z plecakiem i spoconymi plecami to teraz jest bajka.....
No i punkt widokowy uwidokowany:

Wieża widokowa koło Rieth © davidbaluch
Potem pojechaliśmy lasem świetną asfaltową drogą rowerową w kierunku Luckow. Kolega Sławek grzał jak nakręcony...

Kolega gna przez las © davidbaluch
Po dotarciu do Ahlbeck natrafiliśmy na fermę strusi. Zastanawialiśmy się do czego taka hodowla. Nieopodal natrafiliśmy na sklep z szyldem (po niemiecku oczywiście) "Tam gdzie Europa spotyka się z Afryką". Może jakiś z tego biznes jest. Może jaja strusi, może pióra...hmm.. Do sklepu nie wchodziliśmy,więc nie wiem. W każdym razie strucie pędziwiatry hasały po hektarach łąki.

Ferma strusi © davidbaluch
Po drugiej stronie ulicy natomiast stała przestraszona krówka. Bała się okrutnie, ale ciekawość pchała ją w naszą stronę, podczas gdy dorosłe krowy przyglądały się z daleka.. Mała krowa jak tylko się zbliżałem uciekała by po chwili wrócić do mnie. Słodka była...
Młoda krowa czyli chyba cielak © davidbaluch
Na koniec w Ahlbeck ostatni popas, ostatni przystanek i ruszamy w kierunku pozostawionych samochodów w Hintersee.

W"centrum" Ahlbeck © davidbaluch
W sumie było fajnie. A na dodatek w domu w lodówce zimne piwko czekało....I nasza trasa na koniec:
Po kilku kilometrach dojechaliśmy do stadniny bardzo przyjaznych koni. Pięknie pozowały...

Koń niemiecki © davidbaluch

Dwa konie niemieckie © davidbaluch
Potem popedałowaliśmy w kierunku Rieth czyli w stronę Zalewu Szczecińskiego. Droga z Ludwigshof do Rieth (Oder-Neisse Radweg) zawsze mnie zachwyca.Jest taka tajemnicza, Jak z krainy Narnii :-)

Oder-Neisse Radweg (Droga rowerowa Odra-Nysa) © davidbaluch
No i w końcu czy jak to mówią Niemcy "Endlich" dotarliśmy do Rieth. Jestem i ja w końcu na zdjęciu. Nie tak piękny jak koniki, ale pamiątka jest :-)

Rieth © davidbaluch
Chwila przerwy i jadymy. Bo myślimy, że Imbiss w Rieth otwarty i piwo za 1 Euro się napijemy. A tu figa z makiem. Imbiss jeszcze zamknięty. Więc przerwę zrobiliśmy przy punkcie widokowym nieopodal. Jemy bułki i pijemy soczki. A miał być browar ;-(
Przy okazji mogę coś powiedzieć o moim nowym nabytku czyli bagażniku na sztycę z kuferkiem. Dużo było opinii w necie negatywnych. A moje odczucia?Jak by tu skomentować... hmm. Już wiem: REWELACJA. I tyle. Dalej polemizować nie będę... Po 2 latach z plecakiem i spoconymi plecami to teraz jest bajka.....
No i punkt widokowy uwidokowany:

Wieża widokowa koło Rieth © davidbaluch
Potem pojechaliśmy lasem świetną asfaltową drogą rowerową w kierunku Luckow. Kolega Sławek grzał jak nakręcony...

Kolega gna przez las © davidbaluch
Po dotarciu do Ahlbeck natrafiliśmy na fermę strusi. Zastanawialiśmy się do czego taka hodowla. Nieopodal natrafiliśmy na sklep z szyldem (po niemiecku oczywiście) "Tam gdzie Europa spotyka się z Afryką". Może jakiś z tego biznes jest. Może jaja strusi, może pióra...hmm.. Do sklepu nie wchodziliśmy,więc nie wiem. W każdym razie strucie pędziwiatry hasały po hektarach łąki.

Ferma strusi © davidbaluch
Po drugiej stronie ulicy natomiast stała przestraszona krówka. Bała się okrutnie, ale ciekawość pchała ją w naszą stronę, podczas gdy dorosłe krowy przyglądały się z daleka.. Mała krowa jak tylko się zbliżałem uciekała by po chwili wrócić do mnie. Słodka była...

Młoda krowa czyli chyba cielak © davidbaluch
Na koniec w Ahlbeck ostatni popas, ostatni przystanek i ruszamy w kierunku pozostawionych samochodów w Hintersee.

W"centrum" Ahlbeck © davidbaluch
W sumie było fajnie. A na dodatek w domu w lodówce zimne piwko czekało....I nasza trasa na koniec: