Rowerowo po Leverkusen

Sobota, 10 października 2015 · Komentarze(6)
Kategoria Po Niemczech
Uczestnicy
Zeszły tydzień spędziliśmy 700 km od domu w Niemczech, a konkretnie w Leverkusen koło Kolonii. Mieliśmy z Agą usilną chęć pokręcić się trochę rowerami po mieście. Problemem był jednak brak jednego roweru. Do dyspozycji siostra miała jeden, a na ramie Agi wieźć nie chciałem. Wieczór wcześniej szwagier przypomniał sobie, że ma kilka niekompletnych w garażu, więc może jeden kompletny się z tego zrobi. Poszliśmy do garażu, ale czy to z powodu niemocy czy smacznego niemieckiego piwa nie udało się złożyć z trzech jednego. No, prawie udało, ale siodełka nie było. Koniec końców udało się rower pożyczyć cały kompletny, więc jedziemy na przejażdżkę.
Jazda po Leverkusen to bajka. Same drogi rowerowe, a przynajmniej wydzielone pasy. Auta nas nie interesują, mamy swoje drogi własne, tylko dla rowerów. W pewnym momencie się trochę pogubiliśmy, wszak miasto nam nieznane, ale w końcu na powietrznym skrzyżowaniu znaleźliśmy odpowiednią drogę. Swoją drogą fajne rozwiązanie.
Napowietrzne skrzyżowani dróg rowerowych w Leverkusen © davidbaluch
Po drodze napotykamy stację benzynową, a na tej stacji stoi sobie stary Antonow-2. Aga zrobiła sobie przy nim zdjęcie. Stał jeszcze helikopter, ale stwierdziła, że to żadna atrakcja. Fakt, samolot prezentował się lepiej.
Antonow na stacji Aral © davidbaluch
Jedziemy w kierunku zamku Morsbroich. Bardzo stary zamek, którego początki sięgają XIV wieku. Dziś mieści się tu Muzeum Sztuki Nowoczesnej, a także w jednej z sal odbywają się śluby. Podczas naszej krótkiej obecności na ternie zamku widzieliśmy kilka par ślubnych wchodzących i wychodzących z obiektu. Bardzo piękna była też fontanna przed budynkiem i wszyscy nowożeńcy robili sobie przy niej zdjęcie. Niemcy to w ogóle kraj obfitujący w piękne zamki i inne ciekawe budowle.
Schloss Morsbroich w Leverkusen © davidbaluch
Popodziwialiśmy i jedziemy dalej. Aga pyta co tak dziwnie wykrzywiam kolano, a ja na tym pożyczonym rowerze mam szerokie siodełko do którego nie jestem przyzwyczajony i jakoś mi dziwnie. Niby wszyscy zawsze przekonują, że na szerokim wygodnie, ale jednak to kwestia przyzwyczajenia. Ja mam bardzo wąskie i jest mi na nim mega wygodnie, a na szerokim jakoś dziwnie. Nic to. Jedziemy, aż po drodze napotykamy turecki sklep. Hurra, kupię moją przyprawę, która mi się kończy, a w Polsce, a przynajmniej w Szczecinie nie do dostania. W sklepie trafiłem jeszcze moją ulubioną turecką herbatę earl grey. Zakupiłem więc dla siebie i Agi. Szczęśliwy wyszedłem ze sklepu. 
Przed tureckim sklepem z zakupami w ręku © davidbaluch 
Przydał się koszyk przyczepiony do mojego roweru. Dalej z zakupami jedziemy i nie możemy się nachwalić infrastruktury rowerowej. Pedałując wesoło docieramy do BayArena, stadionu na którym na codzień gra znana drużyna Bundesligi, Bayer Leverkusen. Ja tam fanem piłki nożnej nie jestem, ale o tej drużynie słyszał chyba każdy. Stadion dość duży aczkolwiek mniejszy niż nasz Narodowy. W internecie wyczytałem, że ma 30 210 miejsc, a wybudowany został w 1958 roku. 
Wejście do BayArena © davidbaluch
Po obejrzeniu pięknego obiektu sportowego pedałujemy dalej. Po drodze straszy nas jakaś syren wyjąca w pobliskiej fabryce. Pedałujemy więc szybciej. W pewnym momencie zobaczyliśmy tabliczkę kierującą nad Grosser Silbersee czyli Wielkie Srebrne Jezioro. No to jedziemy. Okazało się, że jezioro leży bardzo blisko i  do tego nie jest zbyt wielkie. Zrobiliśmy tam sobie krótki postój, Małe, ale bardzo sympatyczne jeziorko z ławeczkami, ładnym trawnikiem i piaszczystą plażą. Przy jeziorku tabliczka informująca, że nie należy karmić kaczek i ryb, a do tego z opisem w formie graficznej dlaczego tego nie robić. To trafia do nas bardziej niż sam suchy zakaz.
Nad jeziorkiem Grosser Silbersee © davidbaluch  
No i jeszcze kawałek i jeszcze troszkę i docieramy w okolice dworca kolejowego, który podobnie jak w Szczecinie jest w kompletnej przebudowie. I dalej, oczywiście drogami rowerowymi pośród starych kamienic docieramy do dzielnicy Quettingen, czyli dzielnicy gdzie mieszka moja siostra i gdzie stacjonujemy.
Prawdziwe rowerowe miasto - Leverkusen © davidbaluch
Jeszcze zakupy w Aldi po drodze i za chwilę wita mnie mój Kacper, który czekał na mnie w domu i bawił się z kuzynem i kuzynką. Dzień udany, a przede wszystkim cieszymy się, że udało się nam pokręcić trochę po nowym terenie tym bardziej, że Aga targała specjalnie z Polski swoja nową kurtkę rowerową. No to "bis zum nächsten mal !!"

Komentarze (6)

Świetna przygoda i to nie tylko o charakterze rowerowym - takich możliwości i w takim właśnie towarzystwie chciałoby się funkcjonować, zatem nawet nie warto zazdrościć mi wolnego czasu, będziesz go miał także z pewnością ale do tego bym się na Twoim miejscu specjalnie nie spieszył.

jotwu 07:32 czwartek, 29 października 2015

A myślisz że bez tego piwa udało by się ten rower złożyć ?? :D

Trendix 20:42 środa, 14 października 2015

Noo tak, niemieckie trasy rowerowe są bajeczne....fajna wyprawa... Musze przyznać, że też wolę wąskie siodełko...:)) Pozdrawiam Was serdecznie

Nefre 20:03 wtorek, 13 października 2015

super ,ze wam sie udało pojeździc i poznac cos nowego ...i to tak daleko ....bez rowerków byście tego pewnie nie zwiedzili ...i to jest włąsnie to ! :)

tunislawa 10:24 wtorek, 13 października 2015

Powiedziałabym, że nawet targałam cały strój rowerowy i nawet rękawiczki, o których zapomniałam ;)

Agnes 10:13 wtorek, 13 października 2015
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!