Zrobiliśmy z Agnieszką rundkę wokół Polic. Przyjechałem autem do Polic i pojechaliśmy. Piękny luty dla rowerzystów. Ponieważ w Policach nie ma zbyt wiele dróg rowerowych, a ulicą jechać nam się nie chciało, to pojechaliśmy sobie w stronę Zakładów Chemicznych Police drogą rowerową dla zakładowych rowerzystów.Przy ZCh Police spotkaliśmy pomnik upamiętniający powrót "prastarych ziem piastowskich do macierzy". Kamień z 1985 roku, a we mnie się gotuje w jakim zakłamaniu historycznym żyjemy. Pomorze było polskie od około XI do XIII wieku, więc może jakieś kurhany zbudowaliśmy. Od XIII wieku było germańskie. Barnimowie i inni Gryfici mówili po niemiecku i są to ziemie niemieckie .Fajnie, że je zdobyliśmy. Jak najbardziej. Ale wszystko co tu mamy, Szczecin, zabytki i inne było niemieckie. Pewnie niepopularne moje twierdzenia. Tak jak to, że bitwa pod Cedynią wcale nie musiała być pod Cedynią, a tylko tak została przez PRL umiejscowiona żeby usankcjonować "polskość" Pomorza Zachodniego. Długo by pisać. Historia jest pisana pod dyktando władz, a tą prawdziwą niewiele osób się interesuje. Dla niedowiarków polecam na przykład Bitwa pod Cedynią No to taka fotka Agi:
Potem pojechaliśmy Kuźnicką i "podziwialiśmy" panoramę Zakładów Chemicznych. Choć, nie powiem, jako zakład robi industrialne wrażenie. Śmierdzi niemiłosiernie. No ale taka produkcja. Chemia. Daje pracę masie ludzi. I dobrze, że jest, mimo całych szkód dla środowiska i chyba ludzi. Zastanawiające jest, że kombinat bez mrugnięcia okiem wypłaca pracownikom po 10 000 złotych za zniszczony lakier aut parkujących przed zakładem, a uparcie twierdzi, że dla organizmu to, co tam wypuszczają w powietrze szkodliwe już nie jest. Jakoś nie chce mi się wierzyć. No więc zakłady:
Kawałek za zakładami ujrzeliśmy dwa żurawie na łące. Majestatyczne, dostojnie przechadzały się po łące. Niestety nie miałem teleobiektywu ze sobą więc spróbowałem podejść bliżej. Agnieszka sugerowała nawet żebym na czworaka szedł. No cóż ptaki zobaczyły mnie i z głośnym krzykiem odfrunęły. Piękny jest ten krzyk żurawi. Jak wyczytałem głośnym krzykiem ostrzegają się o niebezpieczeństwie. Ja niby jestem niebezpieczeństwem? Ja? A skąd.
No i potem jeszcze zrobiliśmy krótki postój na herbatkę pod pomnikiem w okolicy Trzeszczyna. Pomnik dość ciekawy. Aga opisała go na swoim blogu, zamieściła też zdjęcie. Zainteresowanych odsyłam tutaj Herbatka gorąca podczas lutowej wycieczki to to co tygryski lubią najbardziej.
Nie no wszystko spoko, ale jednak dziwi mnie ludzka paranoja. Jak tylko są w promieniu 30km od jakiejś fabryki to oskarżają ją o całe zło tego świata i nie ważne, że śmierdzieć może co innego. Regulacje odnośnie zielonej energii są na tyle rygorystyczne, że powietrze przy zakładach jest czystsze i zdrowsze niż w typowej wiosce na śląsku, gdzie wszyscy palą w piecach węglem.
Co do Cedyni istnieje dużo innych opracowań poddających w wątpliwość przedstawiane zdarzenia. Wątpliwość, nie całkowicie negujące, ale nie tak pewne jak nas tego uczono.
A co do smrodu koło ZCh Police - opisałem co czuliśmy własnymi nosami. Nie badaliśmy składu powietrza, ale jakoś w te zdrowe powietrze w okolicy wielkiej chemii nie wierzę
Nie przesadzajmy znowu z tym smrodem. Ja sam żyję niedaleko zakładów, co nie przeszkadza mi biegać, jeździć na rowerze i pływać. Chyba zgodzicie się, że triatlon to ciężka konkurencja, a pomimo tych "niesprzyjających" warunków wyniki są nawet nawet. Plus z tego co się orientuję to żurawie w skażonym środowisku nie żyją ;). No ale rozumiem, figury retoryczne trzeba zachować :)
"a uparcie twierdzi, że dla organizmu to, co tam wypuszczają w powietrze szkodliwe już nie jest. Jakoś nie chce mi się wierzyć"...o szkodliwości wyziewów z ZCH Police mogę coś sam powiedzieć, ponieważ po 30 latach pracy w tym zakładzie od 5 lat choruję na chroniczne zapalenie śluzówki. Powodem tego jak powiedziała mi pani laryngolog jest emisja fluorokrzemianu, którego w powietrzu w Policach jest multum.
Oczywiście treść pomnika naciągania, ale jeszcze bardziej naciąganie jest podważanie ustaleń prof. Władysława Filipowiaka ( miałem zaszczyt uczestniczyć w jego wykładach z archeologii ziem polskich) , na podstawie artykułu internetowego w Wirtualnej Polsce. Wystarczy porównać sobie dokonania naukowe tych dwóch osób, o ile można porównać Prof. Filipowiak Od 1951 roku pracował w muzealnictwie. W 1955 roku objął stanowisko dyrektora Muzeum Narodowego w Szczecinie, .. założył rocznik Materiały Zachodniopomorskie, którego był redaktorem. Od 1952 roku z ramienia Instytutu Archeologii i Etnologii PAN kierował wykopaliskami w Wolinie. Zainicjował prowadzone przez Muzeum Narodowe w Szczecinie od 1962 roku badania etnologiczne w Afryce Zachodniej. W 1973 roku został wykładowcą w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Szczecinie (obecnie Uniwersytet Szczeciński). Prowadził także gościnne wykłady w Bratysławie, Oslo, Lund, Sztokholmie, Kopenhadze, Amsterdamie, Berlinie, Kilonii i Reykjaviku. W 1981 roku ekspert UNESCO w Mongolii. Jest członkiem-założycielem Szczecińskiego Towarzystwa Naukowego, członkiem Komisji Narodowej ICOM, Komisji Nauk Pra- i Protohistorycznych PAN oraz Komisji Nauk Orientalistycznych PAN. Był członkiem-przedstawicielem w Union International des Sciences prehistoriques et protohistoriques w Gandawie, był również wieloletnim członkiem Internationale Institute of Conservation Historic and Artistic Works w Londynie. 200 prac naukowych. Dane z Wikipedii bardzo niedokładne, ale najszybsze do skopiowania. Drugi Pan to po prostu student archeologii i na tym kończy się jego dokonania naukowe.