Poczdam na rowerze

Wtorek, 26 kwietnia 2016 · Komentarze(13)
Kategoria Po Niemczech
Uczestnicy
Tę wycieczkę planowaliśmy z Agą od jakiegoś czasu. W końcu ustaliliśmy datę. 25 kwietnia - poniedziałek. Z pewnym niepokojem obserwowaliśmy prognozy pogody i do końca, to jest do niedzieli nie byliśmy pewni czy pojedziemy. W końcu wieczorem w niedzielę podjęliśmy ostateczną decyzję. No to jedziemy do Poczdamu. Samochodem, S-bahnem i w końcu rowerem. Byłem tam już dwa razy, ale tylko w słynnym parku, no i bez roweru. Poza tym nieraz obiecywałem Adze, że pojedziemy do tego pięknego, a mało znanego miasta. Z racji bliskości Berlina często pomijanego podczas zwiedzania, a szkoda, bo naprawdę warto. No więc w poniedziałek o 6.50 Agnieszka zameldowała się pod moim domem w Szczecinie i ruszamy. Rowery w aucie i jedziemy. Przez Szczecin dość szybko się przedostaliśmy i po jakichś 20 minutach jesteśmy już na autostradzie w kierunku Berlina. Jedziemy. Jak na razie zimno. Termometr w aucie pokazuje 2 stopnie na zewnątrz. No cóż, dopiero 7 rano. Może będzie lepiej. Ważne, że nie pada. Autostradą szybko mkniemy i wkrótce osiągamy miejscowość pod Berlinem - Bernau. Stąd zamierzamy jechać dalej S-bahnem. Podjeżdżamy pod dworzec, ale okazuje się, że nigdzie nie ma miejsca na zaparkowanie. Krążymy i krążymy. Ja, jak to ja, zaczynam się denerwować, ale Aga mnie uspokaja i w końcu parkujemy kilometr od dworca i rowerami podjeżdżamy pod dworzec. Zakup biletów idzie sprawnie. Nie ma kolejki. Bilet do Berlin Wannsee skąd zamierzamy wyruszyć kosztuje nas w sumie z rowerami 11,60 euro. Jest okropnie zimno, więc chętnie wskakujemy do kolejki dość pustej mimo poniedziałkowego poranka.
W S2. Kierunek Berlin Wannsee © davidbaluch
Kolejka rusza i natychmiast pojawiają się kanary. Dobrze, że nie zapomniałem skasować biletów na peronie. Ale kanary są miłe, życzą nam miłej podróży i nikogo w naszym wagonie nie łapią, więc zaraz wysiadają. Dojeżdżamy na stację Berlin Friedrichstrasse i szybko przesiadamy się na S7, którym dojedziemy na miejsce. Patrzymy przez okno na nasz ukochany Berlin. Mijamy znane nam miejsca. Dziś jednak jedziemy dalej. Kolejka mknie szybko i niebawem wysiadamy. Agnieszka od razu zachwyca się przepięknym jeziorem i mariną nieopodal dworca. Ruszamy w kierunku odległego o około 8 km Poczdamu. Dziś naszym celem nie jest zrobienie kilometrów, ale zwiedzanie połączone z pedałowaniem. Nie mamy niestety herbaty na rozgrzanie, bo Aga zrobiła, a jakże. Tylko zostawiła w swoim aucie, które zostało pod moim domem w Szczecinie.
Dojeżdżamy do Poczdamu. Wjeżdżamy do niego słynnym Glienicker Brücke. Nazwa nic nie mówi. No to inaczej: Most Szpiegów. Ostatnio nakręcono nominowany do Oskara film pod tym samym tytułem z udziałem Toma Hanksa. Kto oglądał pozna też most z ostatniej sceny filmu. Most oddzielający Berlin Zachodni z DDR podczas zimnej wojny nie był dostępny dla ludności, a jedynie dla dyplomatów i wojskowych. Swój przydomek "Most Szpiegów" otrzymał gdyż kilkakrotnie na tym moście dokonywano wymiany szpiegów pomiędzy mocarstwami. Między innymi jedną z tych historii pokazuje wyżej wymieniony film. 
Aga przed wjazdem na Most Szpiegów © davidbaluch  
Glienicker Brücke czyli słynny Most Szpiegów © davidbaluch
Notabene warte podkreślenia jest, że infrastruktura rowerowa powala. Od samego dworca w Berlinie jedziemy drogami rowerowymi i w zasadzie cały Poczdam jest niesamowicie przyjazny rowerzystom. Rowerowy raj można powiedzieć. Po minięciu mostu skręcamy zaraz w prawo i pięknym parkiem jedziemy w kierunku kolejnego miejsca, które chcemy zobaczyć. Pałac Cecilienhof. Ostatni pałac wzniesiony przez Hohenzollernów. Ale zobaczyć chcemy go dlatego, że to tu odbyła się Konferencja Poczdamska podczas której Stalin, Truman i Churchill podzielili Europę latem 1945 roku. Po drodze jemy pyszne bułki ze schabowym i sałatkę meksykańską. Prowiant przygotowałem nie chwaląc się ja, smażąc kotlety wieczorem w niedzielę, a Agnieszka docenia to i rozpływa się z zachwytu. Najedzeni oglądamy pałac i ogromną czerwoną gwiazdę na dziedzińcu pałacu wykonaną po prostu z zasadzonych kwiatów. Sam pałac jest w remoncie i cały w rusztowaniach, więc nie robię mu zdjęcia. Nieopodal jest jeszcze jedna warta obejrzenia rzecz. Marmurowy Pałac. Ten obiekt nie jest remontowany możemy więc obejrzeć go w pełnej, pięknej, marmurowej krasie. Agnieszka siada nawet na marmurowej ławeczce.
Pałac Marmurowy w Poczdamie © davidbaluch  
Kolejne miejsce na naszej liście to Aleksandrowka. Osiedle rosyjskich domków, a właściwie rosyjska kolonia. Domy zostały  wybudowane w 1827 roku dla rosyjskich chórzystów. Decyzję o budowie tych domów podjął Fryderyk Wilhelm III takimi słowami: "Moim zamiarem jest założyć pod Poczdamem kolonię, pomnik upamiętniający więzi przyjaźni pomiędzy mną a wielkodusznym carem Aleksandrem, majestatem Rosji, gdzie zamieszkają rosyjscy śpiewacy i którą nazwę Alexandrowka". 
Jak postanowił, tak zrobił. I dziś, 200 lat później możemy podziwiać piękne rosyjskie domy. W dwóch z nich do dzisiaj mieszkają potomkowie rosyjskich chórzystów dla których domy te pobudowano. Agnieszka była zachwycona tym miejscem i jeszcze długo po odjeździe przeżywała i zachwycała się domami i całym wokół nich otoczeniem. Sielskie ogródki, łąki, ule.. Inny świat w sercu Poczdamu.
Aleksandrowka © davidbaluch  
Aga w Aleksandrowce © davidbaluch  
No i jedziemy dalej. Przez centrum Poczdamu, ale wciąż drogami rowerowymi, własnymi pasami i nawet własnymi światłami. W pewnym miejscu przed wjazdem na starówkę jest zakaz wjazdu samochodom, ale dozwolony oczywiście wjazd rowerzystów. To co nas wprawia w zdumienie, że w miejscu tym samochody mają nakaz skrętu w prawo, natomiast dla rowerzystów poprowadzono osobny pas przez środek skrzyżowania z własnymi światłami tylko dla rowerzystów. Niesamowite.  Z czymś takim jeszcze się nie spotkaliśmy.
Niesamowita infrastruktura rowerowa Poczdamu © davidbaluch  
Po chwili wjeżdżamy do innego Poczdamu. Starego, majestatycznego. Jednym z pierwszych miejsc jest dzielnica holenderska. Powstała w XVIII wieku jako osiedle dla holenderskich rzemieślników. Jest to unikalny, największy zespół architektury holenderskiej poza Holandią na terenie Europy. Składa się ze 134 domów. I naprawdę czujemy się jak w Holandii. Niesamowite.

Dzielnica Holenderska w Poczdamie © davidbaluch
No i w końcu główny cel naszej wycieczki. Park Sanssouci. Nie będę opisywał szczegółów założenia i historii parku. Mnóstwo informacji jest w internecie. Zaznaczyć może warto jedynie, że założył go Fryderyk Wielki, największy bodajże władca Prus w historii. Park jest przepiękny i po prostu trzeba go zobaczyć. Pałace, niesamowite budowle, w stylach francuskim, włoskim, chińskim, dziesiątki kilometrów ścieżek. Po prostu cud architektoniczny. Tu naprawdę czuje się sens nazwy Sanssouci czyli "bez trosk". 
Z praktycznych wskazówek warto zaznaczyć, że w parku są wytyczone drogi dla rowerów i tylko tam można jeździć. W innych wolno prowadzić, ale są miejsca, gdzie nie wolno roweru nawet prowadzić. Tak jest zaraz po wejściu od strony pałacu Sanssouci. Napotykamy tabliczkę zakaz jeżdżenia i prowadzenia roweru. Są za to stojaki. Przypinamy więc rowery, kaski w dłoń i idziemy zwiedzać. 
Pałac Sanssouci w Poczdamie © davidbaluch  
Zachwycamy się pałacami, ale i takimi drobnostkami  jak piękne kompozycje kwiatów posadzone wzdłuż wszystkich alejek. Aga wspomina, że koleżanki z pracy byłyby zachwycone tym miejscem. No my też jesteśmy. 
Aga podziwia kwiaty © davidbaluch  
Po schodach wdrapujemy się na górę i nieopodal pałacu robimy sobie jedyne dzisiaj zdjęcie razem. Pomaga nam w tym mini statyw.
Nasze selfie przed pałacem © davidbaluch  
Nieopodal oglądamy niezwykle skromny grób Fryderyka Wielkiego pochowanego z boku pałacu w towarzystwie swoich wszystkich psów. Zwykła stara płyta z napisem Fryderyk Wielki. Tak sobie życzył w testamencie, choć życzenie to spełniono wiele lat po jego śmierci. Dopiero w roku 1991, ale to już inna długa historia. Dzisiaj odwiedzający kładą mu na grobie kartofle. Dlaczego? W królewskim edykcie z 1756 r. skierowanym do oficerów i agentów mundurowych, rozkazał im wymuszenie na poddanych uprawianie kartofli, zasadzenie ich wiosną wszędzie na wolnych polach. W edykcie przekonywał o walorach tej rośliny. Ponadto zobowiązał oficerów nie tylko do rozpowszechnienia dekretu, ale i do zrobienia w maju inspekcji pól. Ziemniaczany edykt nadał mu miano ziemniaczanego króla. Niemniej jednak dzięki niemu ziemniak wcześniej mało znany lub wręcz nieznany stał się dziś chyba najpowszechniej spożywanym warzywem bez którego większość mieszkańców naszej części Europy nie wyobraża sobie kuchni.
Grób Fryderyka Wielkiego w Parku Sanssouci © davidbaluch  
Chodzimy po parku. Szukam pewnej rzeźby, która pamiętam z  poprzedniej wizyty kilka lat temu. Szukam i szukam. W końcu jest!! Aga się ze mnie śmieje, że akurat tą rzeźbę zapamiętałem. A dlaczego? zobaczcie sami :-)
Popiersie murzynki w Parku Sanssouci © davidbaluch  
Wracamy po rowery, wsiadamy i szeroką aleją parkową po której jeżdżenie rowerem jest dozwolone jedziemy w stronę Pałacu Nowego. Pałacu wybudowanego z okazji wizyty cara Rosji w Poczdamie. Po drodze napotykamy jednak przepiękny Pawilon Chiński przy którym zatrzymujemy się na chwilę i podziwiamy wspaniałe, pozłacane rzeźby. Park jest naprawdę niesamowity. Ilekroć tu jestem zachwycam się jego pięknem. Warszawskie Łazienki to można powiedzieć biedna miniaturka tego parku.
Pawilon Chiński w Sanssouci © davidbaluch  
Zbiera się na deszcz. Robi się strasznie ciemno i pochmurno. W okolicy Nowego Pałacu zaczyna padać. Chowamy się więc pod jednym z budynków i schowani oglądamy pałac, który jest dokładnie na przeciwko. W międzyczasie ubieramy kurtki przeciwdeszczowe i decydujemy się jechać dalej. Deszcz w końcu niewielki, a  z cukru nie jesteśmy.
Ubieramy kurtki przeciwdeszczowe © davidbaluch  
Mija zaledwie 10 minut i po deszczu. Później okaże się, że był to jedyny opad dzisiaj. Okrążamy park na rowerach. Po drodze mijamy wiatrak, pagodę chińską, ogród botaniczny i wiele innych miejsc na których opis nie ma tu miejsca i czasu. Poza tym zanudziłbym czytających (O ile ktoś dotąd dotrwał :-)  ). Po prostu tu TRZEBA przyjechać i zobaczyć samemu. Jedziemy ponownie na starówkę. Mamy ochotę na tureckie Lahmacun. Mijamy Bramę Brandenburską. Oczywiście nie tą w Berlinie. Poczdam ma swoją własną Bramę Brandenburską. Stoi u wylotu Brandenburgerstrasse.  Na zdjęciu poniżej widać ją w tle.
Na Brandenburgerstrasse w Poczdamie © davidbaluch  
Deptakiem jechać nie wolno. Prowadzimy więc rowery w poszukiwaniu tureckiej restauracji. Po drodze Agnieszka zachwyca się wystawami sklepów. Jedna spodobała mi się również bardzo. Sklep myszki Miki. Cudne figurki uśmiechają się do nas z witryny. Zrobiło się bajkowo.
Bajkowy sklep na Brandenburgerstrasse © davidbaluch  
W końcu znajdujemy na deptaku tureckie jedzenie. Siadamy już trochę zmęczeni na krzesełkach i w zasadzie nie zastanawiamy się co zamówić. Chcemy Lahmacun. Do tego bierzemy herbatę. Taką prawdziwą turecką. Z pięknego srebrnego tureckiego samowaru. Pyszna. Czekamy na jedzenie i obserwujemy ludzi. Znowu zrobiło się ciepło i przyjemnie. W końcu kelnerka przynosi nasze jedzonko. Jest ogromne! Takiej porcji się nie spodziewałem. Jak my to zjemy?. Za dwa Lahmacuny i dwie herbaty zapłaciliśmy 11 euro. A najadłyby się cztery osoby. Ale jest tak pyszne.Mniam, mniam.. Jedno z najlepszych jakie jadłem.
Aga wcina Lahmacun © davidbaluch  
Najedzeni jak bąki ruszamy. Jedziemy już powoli w stronę Berlina. Nasza wycieczka dobiega końca, ale jeszcze 10 km do Wannsee i jazda kolejką do auta, a potem do Szczecina. Przez chwilę pomyliłem drogę, co mi się rzadko zdarza, ale szybko się zorientowałem i za chwilę jedziemy w stronę Mostu Szpiegów. Wszędzie szerokie, rewelacyjne drogi dla rowerów. Jest słonecznie i ciepło. Pedałujemy żwawo, choć ja narzekam na przejedzenie. Aga śmieje się ze mnie. Jazda do Berlina to czysta przyjemność. Większość drogi jedziemy z górki. Jak na motorze. 10 minut jazdy w dół, potem kawałek płasko i jesteśmy na dworcu. Bilety kupiłem już wcześniej, więc tylko je kasuję i szybko wsiadamy do stojącego już na peronie S-bahna. No właśnie.. szybko. Gdzieś po 15 minutach jazdy zorientowałem się, że jedziemy jakąś inną trasą. Patrzę na wyświetlacz.. kurczę.. Zamiast do S7 wsiedliśmy do S1. Ale nic, sprawdzam siatkę linii S-bahnów i okazuje się, że mamy niesamowite szczęście. Kolejka jedzie inną trasą, ale jej linia przecina się z S7 dokładnie na Friedrichstrasse czyli tam gdzie mamy przesiadkę na S2. Na miejscu okazuje się, że szczęście mamy podwójne, bo przyjeżdża na ten sam peron z którego za 5 minut odjeżdża nasz S2. W S2 jest sporo ludzi. W pewnym momencie wsiada biednie ubrany Niemiec i próbuje sprzedawać bezpłatną gazetę. Nikt nie chce kupić, więc wysiada. Jeden z pasażerów, typowy Niemiec komentuje sam do siebie, ale głośno: "Tak, Niemcy coraz biedniejsi są, ale cały świat myśli, że wszyscy jesteśmy milionerami. A ta szmata Merkel niech sobie uchodźców do swojego domu weźmie" I mruczy jeszcze coś pod nosem. Akurat tu się z nim zgadzam.
Zmęczeni docieramy do Bernau i szybko przemieszczamy się do auta. 
Koniec wycieczki. Pakujemy rowery © davidbaluch  
Po drodze w Bernau zajeżdżamy jeszcze do NETTO, gdzie zakupujemy kilka niemieckich piw, przyprawy i inne drobnostki po czym jedziemy do Szczecina do którego docieramy około 19.00. Uff, można odpocząć i napić się przywiezionego niemieckiego piwa.
Jeśli ktoś to jeszcze czyta i jest zainteresowany to  tutaj można obejrzeć mapkę naszej wycieczki.

Komentarze (13)

Nie będę oryginalna - świetny wypad, godny pozazdroszczenia :)

monikaaa 15:12 niedziela, 8 maja 2016

Ilekroć jestem w Poczdamie, zawsze mnie to miasto zachwyca.
Z Twoich zdjęć doskonale widać, że warto tam się wybrać.

benasek 11:53 czwartek, 5 maja 2016

Piękna wycieczka, świetne fotki i ciekawa relacja :)

Basik 14:10 czwartek, 28 kwietnia 2016

Byłem też w tych wszystkich miejscach rowerem :) Klimatyczna wycieczka :) a co do rowerów w Parku Sanssouci masz rację ale my to dopiero zauważyliśmy gdy cały park rowerami zjechaliśmy :D

Trendix 19:53 wtorek, 26 kwietnia 2016

I ja się przyłączam do podziękowań za przemiłe komentarze. Pozdrawiam wszystkich

Agnes 14:52 wtorek, 26 kwietnia 2016

Dziękuję Wam wszystkim za sympatyczne komentarze no i poświęcenie czasu na przeczytanie.

davidbaluch 14:32 wtorek, 26 kwietnia 2016

Dawid, ja również wytrwałem do końca tej pięknej opowieści i muszę się przyznać, że z wypiekami na twarzy, cóż mogę powiedzieć, tylko tyle że można w tym mieście się zakochać...naprawdę wspaniała "fotorela" jak zawsze na Twoim blogu.

srk23 14:24 wtorek, 26 kwietnia 2016

Jak zwykle niezwykły sposób zwiedzania świata przy uzyciu roweru okraszony bogatym opisem i uroczymi zdjęciami. Jesteście świetnie dobraną parą, która tak pięknie wypełnia swój wolny czas. Osobiście wcale nie jestem miłośnikiem samochodów ale sposób w jaki łączycie jego zalety z jazdą na rowerze jest niepowtarzalny. Tak trzymać - serdecznie pozdrawiam Janusz

jotwu 14:03 wtorek, 26 kwietnia 2016

Wiem, byłem. Akurat sam jestem na etapie planowanie wycieczki do Berlina i Pocztam brałem pod uwagę. Teraz widzę co mogę odwiedzić. Dzięki za relację :)
pozdrawiam

James77 12:54 wtorek, 26 kwietnia 2016

Ja! Ja wytrwałam do końca i wszystko przeczytałam. Wspaniały opis Naszej wycieczki (to o czym ja będę pisać ;)?) Polecam wszystkim odwiedzenie na rowerach tego miasta, jest cudowne!

Agnes 10:11 wtorek, 26 kwietnia 2016
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!