Na sielską polską wieś
Dzisiejszy cel to odwiedziny mojego ojca w Uniemyślu pod Trzebieżą. Jest tam naprawdę sielsko. Postanowiliśmy, że jedziemy jak najkrótszą drogą i bez postojów, żeby tak szybko jak to możliwe dotrzeć na miejsce, a później o 17.50 wystartować do Polic, bo niestety z przyczyn od nas niezależnych najpóźniej o 19.00 musieliśmy być znowu w Policach. No więc 35 minut po starcie meldujemy się u wrót ojca domu. Boję się, że Aga pobrudzi sobie język, bo ciągnie po asfalcie, ale na szczęście zaraz z asfaltu zjeżdżamy na łączkę i parkujemy rumaki. Ojciec wiedząc, że jedziemy rozpalił już ogień i piecze kiełbaski. Ponieważ po pracy czasu na obiad nie było jesteśmy niezmiernie kontenci z tego powodu.

Kiełbaski na nas czekają© davidbaluch
Czekając na przypieczenie kiełbasek Aga wyciąga z czeluści swojego plecaka ulubiony swój napój czyli Desperadosa i relaksuje się. Jest tu naprawdę świetnie. Są dwa stawy, domek nad tymi stawami, murowana wędzarnia w której czasami wędzimy ryby i przede wszystkim niczym niezmącona przyroda. Posesja oddalona jest dość daleko od drogi więc nie słyszymy aut, a przez sad płynie rzeczka Karpinka. Naprawdę sielsko.

Aga zadowolona z Desperadosem w dłoni© davidbaluch
W Uniemyślu jak to na wsi są różne zwierzaki, pies, kot, gołąbki. Gołębie należą do mojego wujka, który mieszka w Szczecinie, ale regularnie tu przyjeżdża każdego tygodnia. No cóż, spędzanie czasu w bloku mając do dyspozycji żywą przyrodę... Nie dziwię się, że przyjeżdża tu tak często jak tylko może.

Gołąbek© davidbaluch
W końcu i kiełbasa się upiekła. Największą na nią ochotę ma pies i kot, którzy to cały czas kręcą się wokół. Tutaj nie sprawdza się powiedzenie, że żyją jak pies z kotem, bo te dwa akurat bardzo się lubią. Agnieszka jest zachwycona atmosferą, tym bardziej, że zjawia się w międzyczasie mój wujek - właściciel gołębi i z każdym łykiem piwa coraz bardziej dojrzewa w niej myśl, żeby skoczyć do wiejskiego sklepiku po więcej desperadosów i na dziś zakończyć wycieczkę rowerową.


Mniam, mniam kiełbaska© davidbaluch
Po konsumpcji mimo dalekosiężnych planów Agnieszki rzucam hasło do odjazdu. Z pewnym żalem odjeżdżamy i Aga zaraz po starcie mówi: "Obiecaj, że tu wrócimy". Mówię :"no". Nie odpuszcza: "Obiecaj!". "No dobra.., obiecuję". Jedziemy okrężną drogą, przez Nową Jasienicę. Lubimy tą drogę.. szeroka, asfaltowa i prawie nic nie jeździ. Dziś zupełnie nic. Przez 12 kilometrów drogi nie minęło nas żadne auto. Droga idealnie płaska, po prostu idealna dla rowerzystów. Teraz już tak się nie spieszymy. Mamy godzinę na powrót, więc możemy jechać wolniej dyskutując o poważnych sprawach tego świata. Agnieszka dziś w pracy naczytała się różnorakich artykułów w internecie i teraz mi relacjonuje pokrótce to i owo. A tematy są niezwykle poważne. Po drodze mamy też czas na zdjęcie. Aga robi mi fotopstryk na drodze tuż przed Nową Jasienicą. Jest cudowne wiosenne popołudnie. Idealna pogoda.Ciepło, ale nie za gorąco..

Ja pomiędzy Drogoradzem a Nową Jasienicą© davidbaluch
Do Polic docieramy modelowo. O 18.50, więc 10 minut przed czasem. Kierujemy się do Agnieszki domu. U góry na balkonie czekają na nas nasze psy. Mój - biały i Agi - czarny. Wyruszając na rowery zostawiłem swojego Brebisa u kolegi Kapiego, żeby się obaj sami nie nudzili w domach, ale chyba znudziły się swoim towarzystwem, bo oba niecierpliwymi piskami witają nas z balkonu. Rozbawił nas widok biało czarnego komitetu powitalnego. Zrobiłem im zdjęcie z dołu.

Kapi i Brebis czekają na właścicieli© davidbaluch
No i szybkie pożegnanie i gnam już swoim autem do Szczecina.. do domu. Jutro piknik z dziećmi nad Miedwiem, więc rowerów nie będzie...
MAPKA TRASY