Festyn, śmigus dyngus i inne atrakcje...

Sobota, 17 września 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Dziś sobota i postanowiliśmy z Agnieszką, że z naszymi dziećmi zrobimy sobie wycieczkę rowerową. Wyczytałem w internecie, że na Pogodnie organizowany jest jakiś festyn. Cel wycieczki więc mamy. Zapakowaliśmy napoje, jedzenie, bluzy i  na koniec piłkę do sakwy mojego Kacpra i z rana wyruszyliśmy spod domu na przystanek oczekiwać na przyjazd Agi z Kubą z Polic. Po kilku minutach autobus zajechał i całą czwórką ruszyliśmy na wycieczkę. Początek cały czas w dół, więc dzieci miały radochę. Dość szybko dojechaliśmy do Parku Kasprowicza, gdzie Kacper poprosił o pierwszy postój. No to ok. Świetna pogoda. Idealna sobota.
Pierwszy postój w Parku Kasprowicza © davidbaluch
No dobrze, odpoczęliśmy i jedziemy dalej. Po chwili pierwsze łzy, bo Kuba zajechał drogę Kacprowi i ten stanął na górce. No i już nie ruszy pod górę. Prowadzę więc z nim te parę metrów rowerek i na płaskim jedziemy dalej. Mijamy ulicę Wincentego Pola. Agnieszka zachwyca się starymi zabytkowymi domami. Pierwszy raz je widzi. Fakt, budynki przy tej ulicy są takie jakby z innej bajki. Jak z jakiejś bawarskiej wsi, a nie centrum Szczecina.
Po chwili wjeżdżamy w Unii Lubelskiej i jedziemy dalej. Jako ciekawostkę powiem, że przy tej ulicy przed wojną Niemcy planowali wybudować największy stadion w kraju mogący pomieścić około 100.000 widzów. Planu nie zrealizowano, ale pozostała olbrzymia niecka w kształcie stadionu widoczna doskonale z lotu ptaka (Można sobie w google maps popatrzeć). Dalej pojechaliśmy pasem rowerowym ulicą Łukasińskiego. Dzieciaki zadowolone dziarsko pedałowały pod naszym nadzorem.
Jedziemy ul. Łukasińskiego © davidbaluch
Dotarliśmy na festyn. Póki co mało ludzi, ale Kacper zajął nam czas wyciągając piłkę ze swojej torby. Zaczęliśmy mecz. Mecz stał na wysokim poziomie. Stylem gry dorównywaliśmy co najmniej Legii Warszawa :-) W pewnym momencie nawet polała się krew, bo Aga tak w wir walki się włączyła, że przewróciła się kolanami na kamyki. Ale pozbierała się bez płaczu i dalej grała. Kuba tylko jakoś nie bardzo chciał grać i w zasadzie na boisku był mało widoczny. Rozsądna byłaby zmiana zawodnika, ale nie mieliśmy rezerwowych więc nic z tego nie wyszło. Mecz zakończyliśmy w podstawowym składzie. 
Mecz z Kacprem na bramce © davidbaluch  
Po meczu wszyscy zgłodnieli, rzuciliśmy się więc na darmowe kiełbaski, grochówkę i nawet ciasto. Festyn na dobre się rozkręcił i nawet na małej scenie rozpoczęły się jakieś koncerty. Były też kąciki zabaw dla dzieci. Nasze dzieciaki szalały na placu zabaw. Ogólnie na festynie spędziliśmy dość sporo czasu.
Jemy grochówkę festynową © davidbaluch  
A tak w ogóle to zapomniałem napisać, że Aga ma nowy rower. Po ostatniej awarii w drodze do Torgelow zapadła decyzja o konieczności zakupu nowego. Tamten żółty ma swoje lata i chyba nie bardzo już na długie wycieczki się nadaje. No i teraz Aga zadowolona zasuwa aż miło popatrzeć na ślicznym nowym rumaku. Twierdzi, że jeździ jej się lepiej. No i fajnie.
Po festynie jedziemy dalej. Znowu krótki postój na stacji Shell gdzie uzupełniamy zapasy napojów, bo w międzyczasie zrobiło się strasznie gorąco. Na tej stacji przy rondzie na Ku Słońcu zaciąłem się w ubikacji i kilka minut walczyłem z zamkiem, ale w końcu udało się otworzyć.. uff. Uwaga w razie wizyty w tym miejscu. Nie zamykać się w męskiej toalecie!
Na stacji Shell © davidbaluch  
Jadąc dalej przez miasto dotarliśmy na Plac Zwycięstwa gdzie robimy kolejny postój. No cóż dla dzieci jest to mimo wszystko dość duża wyprawa, a poza tym ma to być frajda, a nie jazda z głową wpatrzoną w przednie koło. Tu przy pięknej fontannie robię sobie w końcu zdjęcie z moim potomkiem.
Fontanna na Placu Zwycięstwa © davidbaluch  
Agnieszka z Kubą nam pozazdrościli i zażyczyli sobie takie samo. No więc my zeszliśmy, a oni weszli. I jak już się usadowili to fontanna niewinnie zmieniła program i zamiast lać wodą ponad kładką zaczęła silnym strumieniem lać wodę na kładkę, a tym samym na Agnieszkę i Kubę. Ale mieliśmy ubaw. Z piskiem zaczęli uciekać i choć byli w zasięgu wody kilka sekund to zeskoczyli już solidnie mokrzy. Udało mi się uchwycić moment ucieczki. Hi hi..

Śmigus dyngus we wrześniu :-) © davidbaluch  
Aga zmoczona, ale usmiechnieta © davidbaluch  
Jedziemy więc dalej. Ale niewiele dalej, bo już na ul. Wojciecha zatrzymujemy się na pyszności. Lody, a chłopaki zażyczyli sobie sorbety. W skupieniu konsumują swoje smakołyki. Wycieczka jest naprawdę wspaniała. Trochę zazdroszczę Adze tego prysznica, bo gorąco się zrobiło bardzo. 
Sorbety, lody i inne pyszności © davidbaluch  
Dzięki temu, że postój zrobiliśmy po drugiej stronie ulicy zauważamy piękną kamienicę przy ul. Wojciecha 1. Tyle razy tędy przejeżdżaliśmy, a pierwszy raz ją widzimy. Budynek naprawdę robi wrażenie. Piękne zdobienia, rzeźby. Jest nawet okienko z napisem portier. Zastanawiamy się głośno co tu było przed wojną, ale nie mamy pomysłu. Widać, że budynek ocalał z wojennej zawieruchy. Potem w domu w Encyklopedii Szczecina przeczytałem, że jest to kamienica secesyjna z 1902 roku zaprojektowana dla szczecińskiego przedsiębiorcy Alberta Neta. Pełna zdobień, kolumn i rzeźb. W podwórzu fontanna. Kiedyś to umieli budować. Fragment budynku uwieczniłem, a cały obejrzyjcie sami podczas rowerowych wycieczek, bo warto.
Ul. Wojciecha 1 © davidbaluch  
Zbliża się godzina 16.00. Jedziemy więc już w stronę domu. Dzieci zadowolone. My też bardzo. Naprawdę bardzo fajny wypad. I co z tego, że tylko 18 km.. Dla nich to dużo, a radość i zadowolenie malujące się na twarzach dzieci nie mierzy się przejechanymi kilometrami.

Komentarze (6)

Bardzo się cieszę z tego wpisu z pięknej wycieczki, o której wiedziałem już wcześniej z Twojej korespondencji. Obszerna relacja ozdobiona serią pięknych zdjęć - tak trzymać.

jotwu 19:28 poniedziałek, 19 września 2016

Przygód co niemiara. I jeszcze ten nowy rower... Super!

michuss 21:46 niedziela, 18 września 2016

Niema jak wyjazdy rodzinne

strus 18:26 niedziela, 18 września 2016
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!