Na plac zabaw i lody czyli z Kacprem w foteliku

Czwartek, 13 marca 2014 · Komentarze(9)
W czwartek wyjątkowo do pracy dopiero na 17.00 więc rano namówiłem rodzinkę na wycieczkę rowerową. Kacpra oczywiście namawiać nie trzeba było, ale Monika po ostatnim, a dla niej pierwszym wypadzie rowerowym w tym roku miała kilka dni problemy z siedzeniem. No ale się zdecydowała.  Na jej drugą w tym roku wycieczkę podwyższyłem siodełko i kierownicę w jej rowerze. I od razu komfort jazdy się poprawił. Pojechaliśmy na szczecińskie Pogodno. Tam na Placu Jakuba Wujka jest świetny plac zabaw. Po przyjeździe  Kacper miał kupę radochy.
Szczecin.-Pogodno
Szczecin.-Pogodno © davidbaluch
Po półgodzinnym postoju ruszyliśmy powoli dalej, ale najpierw poganialiśmy z Kacprem po placu. Kacper miał za zadanie w czasie jazdy wskoczyć do swojego fotelika :-)
Pogoń za rowerem
Pogoń za rowerem © davidbaluch
Po chwili ja się zmęczyłem, Kacper mnie dogonił i zajął pozycję pilota.
Udało się wejść do pojazdu :-)
Udało się wejść do pojazdu :-) © davidbaluch
Również Monika wskoczyła na swojego Rometa i dołączyła do nas. Kacper jako przewodnik obrał cel dalszej wycieczki. Rzucił hasło:Na lody! No to na lody..
Monika też ruszyła dalej
Monika też ruszyła dalej © davidbaluch
Po jakimś czasie dojechaliśmy tradycyjnie na Jasne Błonia, ale okazało się, że "nasza" lodziarnia jest nieczynna :-( No więc tylko popatrzeliśmy na Krokusy w pełnej krasie. Monika zażyczyła sobie zdjęcia wśród nich, a Kacper krzyczał z tyłu "gdzie są lody?!"
Monika wśród krokusów
Monika wśród krokusów © davidbaluch
Szczecińskie krokusy
Szczecińskie krokusy © davidbaluch
Popatrzeliśmy, popodziwialiśmy i pojechaliśmy dalej. W końcu przy Placu Lotników znaleźliśmy czynną lodziarnię dostosowaną do rowerzystów czyli ze stolikami na zewnątrz. Kupiliśmy lody i cieszyliśmy się wiosenną pogodą.
Lodziarnia przy Placu Lotników
Lodziarnia przy Placu Lotników © davidbaluch
Kacprowi dużo do szczęścia nie potrzeba
Kacprowi dużo do szczęścia nie potrzeba © davidbaluch
No i potem wróciliśmy tradycyjną trasą koło Zamku Książąt Pomorskich do domu. Kolejny fajny dzień na rowerze..

Powrót woła roboczego..

Wtorek, 11 marca 2014 · Komentarze(3)
Chodzi o to, że z pracy jechałem i do pracy jechałem podczas, gdy reszta rodziny zażywała kąpieli słonecznych.
No więc trasa mało ekscytująca, ale jednak wracałem z Polic do do domu do Szczecina moim ulubionym skrótem, to jest w Skolwinie odbiłem w ulicę Orną. Widoki na Odrę jak zawsze przepiękne, ale za to jakie błoto na Ornej po drodze!! masakra!!
Po drodze zrobiłem tylko krótki postój  w parku przy ul. Nehringa. Kilkakrotnie tu bywałem. Park na terenie dawnego cmentarza niemieckiego z pięknym widokiem na Odrę i j. Dąbskie. Przed wojną był to cmentarz wsi Stolzenhagen. Teraz w granicach administracyjnych Szczecina, choć jak się jedzie tamtędy rowerem i ogląda kury i inne króliki za płotami, a także miłośników trunków na ławeczkach przydrożnych rodem z serialu "Ranczo", to trudno oprzeć się wrażeniu, że mentalnie daleko temu miejscu do miasta.
W każdym razie popatrzałem na zabytkowe domy, a w parku, starym poniemieckim cmentarzu historia zdaje się nas dotykać. Poniżej jedno moje zdjęcie z tego magicznego poniekąd miejsca.
Lapidarium przy ul. Nehringa w Szczecinie
Lapidarium przy ul. Nehringa w Szczecinie © davidbaluch

Polowanie na morsy i pierwsze lody w tym roku.

Niedziela, 9 marca 2014 · Komentarze(4)
Piękna niedziela w Szczecinie. Już od rana wiedziałem, że muszę wyjść na rower, bo się uduszę. Kwestią otwartą pozostawało czy wyjdę sam czy uda mi się w końcu rodzinę namówić. Po krótkich pertraktacjach pierwszy chęć na wycieczkę w foteliku rowerowym wyraził Kacper. Co prawda próbował przekonywać, że on nadąży jechać obok mnie na swoim rowerku, ale w końcu dał się przekonać na fotelik. No to jak mieliśmy już głosy dwa do jednego, to i żona w końcu się poddała i po raz pierwszy w tym roku na swoim nowiutkim Romecie 1200D wybrała się z nami na przejażdżkę. Kierunek: Głębokie. Po drodze zamieniliśmy parę słów z Yogim, którego spotkaliśmy na Przyjaciół Żołnierza jak pomykał na dwóch kółkach do pracy.
Pierwsze kilometry na ROMECIE 1200D
Pierwsze kilometry na ROMECIE 1200D © davidbaluch
Po 7 km dojechaliśmy na Głębokie, a tam w jeziorze zastaliśmy kąpiące się morsy. Mimo temperatury na zewnątrz dość przyjaznej, to nie zdecydowałbym się jednak na kąpiel. Woda była przeraźliwie zimna. Wiem, bo żona palec do niej włożyła :-)
Morsy w jeziorze Głębokie
Morsy w jeziorze Głębokie © davidbaluch
Kacper chwilę zastanawiał się czy dołączyć do morsów, ale na szczęście zobaczył w pobliżu plac zabaw i pobiegł hasać. Dzięki temu tata miał chwilę przerwy i relaksu. Popatrzałem na kąpiących się, na wodę, na las.. i zrobiło się tak miło, relaksacyjnie... ptaszki ćwierkały, pszczółki bzyczały. Tak żeśmy spędzili jakieś pół godziny. Żona w międzyczasie pozowała przy swoim nowym rowerku.
Monika pozuje przy swoim rowerku
Monika pozuje przy swoim rowerku © davidbaluch
A Kacper niestrudzenie wariował na zabawkach dla dzieci.
Kacper szleje na placu zabaw
Kacper szleje na placu zabaw © davidbaluch
W końcu nadszedł czas ruszyć dalej. Kacper się oczywiście opierał, ale skuszony obietnicą lodów w końcu wskoczył do fotelika.
Jeszcze na Głębokim. Zaraz jedziemy dalej
Jeszcze na Głębokim. Zaraz jedziemy dalej © davidbaluch
Temperatura rosła z minuty na minutę i było tak przyjemnie, że poprzez głosowanie  Kacper i ja (znowu głosami dwa do jednego) zdecydowaliśmy, że nie jedziemy prosto do domu, tylko na Jasne Błonia i potem w stronę zamku. No to pojechaliśmy. Na Błoniach masa ludzi. A jakże. Ale w końcu otworzyli lodziarnię przy orłach. Ulubiona Kacpra. No i doczekaliśmy się naszych  lodów po raz pierwszy w tym roku. Jak już lodziarnia na Błoniach otwarta to znaczy, że zima odeszła na całego.
Pierwsze lody w tym roku
Pierwsze lody w tym roku © davidbaluch
No i potem jeszcze rundka była na Zamek Książąt Pomorskich i do domu. A tam czekał nasz pies, Brebis zamknięty przez kilka godzin w ciemnej łazience bez wody i jedzenia. Pytam się Moniki jak to się stało, a Kacper z rozbrajającą szczerością mówi: Ja go tam zamknąłem jak wychodziliśmy... No ręce opadają.

Nowy rowerek...

Piątek, 21 lutego 2014 · Komentarze(11)
No tak. Dzisiejszy dystans wpisuję jako 1 km, ale tak naprawdę trudno ocenić, bo po prostu dziś kupiliśmy naszemu Kacprowi rower z pedałkami. I po zmontowaniu jeździliśmy po okolicy. Więc w sumie nie wiadomo czy było to 500 metrów czy 5 kilometrów. Ale czy to ważne w pierwszym dniu nowego rowerka?Takiego prawdziwego.. W każdym razie nastroje były zmienne. Raz radocha, raz płacz, raz jedzie, raz się przewraca. Ale chyba blog rowerowy nie służy tylko do odhaczania kilometrów, ale również właśnie do tego:Do opisywania tych chwil jedynych, niepowtarzalnych i które już nigdy nie powrócą. Chwil, gdy nasz maluch wyjeżdża pierwszy raz na rower prawdziwy... ...Pozdrawiamy  z Kacprem...
Początki nauki. Kilka chwil po wyjściu z domu
Początki nauki. Kilka chwil po wyjściu z domu © davidbaluch
A jednak płacz. Takie to trudne.. ;-(
A jednak płacz. Takie to trudne.. ;-( © davidbaluch
A jednak może nie tak trudne?? :-)
A jednak może nie tak trudne?? :-) © davidbaluch

Wiosna, ach to ty...

Czwartek, 20 lutego 2014 · Komentarze(6)
Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi... Tak zaczyna się piosenka Marka Grechuty o wiośnie. Tak naprawdę to zastanawiam się czy w ogóle w tym roku gdziekolwiek wyszła. Luty pełną gębą, a tu słyszę, że krokusy się pokazały na naszych Jasnych Błoniach w Szczecinie. Postanowiłem pojechać dziś znaleźć wiosnę.
Kacper wyszedł ze mną na swoim rowerku i nawet chciał się ścigać. Kawałek dawał radę. W każdym razie ruszył ze mną i chwilę prowadził. Jednak bateryjki szybko mu się wyczerpały i po chwili osiągnąłem wyraźną przewagę.
Wyścig taty z synkiem
Wyścig taty z synkiem © davidbaluch
Po wyścigu rozstaliśmy się. Kacper pojechał z mamą na plac zabaw, a ja udałem się na poszukiwanie krokusów. Po dojechaniu na Błonia okazało się, że są!!Jeszcze nie rozkwitły do końca, ale są!! Aż dziwiłem się, że prawie wszyscy mijają je tak obojętnie. Ja nie minąłem obojętnie. Musiałem uwiecznić.
Krokusy na Jasnych Błoniach w Szczecinie
Krokusy na Jasnych Błoniach w Szczecinie © davidbaluch
Popodziwiałem, sfotografowałem i pojechałem w stronę centrum. Przyjemnie się jechało bardzo i niedługo dotarłem do Zamku Książąt Pomorskich. Trwa jakiś remont, ale chyba ze względu na ferie dość sporo ludzi, szczególnie młodzieży kręciło się po dziedzińcu. Moją uwagę tym razem jednak przykuł zabytkowy budynek z boku zamku, a mianowicie Ujeżdżalnia Książęca. Budynek o budowie szachulcowej powstał w 1600 roku i mieściła się w nim stajnia. Dziś jest tu Instytut Filologii Germańskiej Uniwersytetu Szczecińskiego. Najbardziej spodobała mi się górna część budynku.
Fragment Ujeżdżalni Książęcej przy ul. Rycerskiej w Szczecinie
Fragment Ujeżdżalni Książęcej przy ul. Rycerskiej w Szczecinie © davidbaluch
Na pobliskim budynku zauważyłem jeszcze jedną ciekawostkę, na którą nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi. A mianowicie tablicę informującą, że  w tym miejscu przez kilka stuleci bito monety Księstwa Pomorskiego. A tyle razy tu byłem. I nie widziałem. Człowiek wciąż odkrywa coś nowego.
Tu produkowano pieniądze
Tu produkowano pieniądze © davidbaluch
Potem zrobiłem rundkę dookoła zamku i odkryłem coś dla śledziożerców. Ja sam ryby bardzo lubię, ale nie śledzie, więc nie skorzystałem. Ale dla miłośników śledzi miejsce być może warte odwiedzenia.
Chwilę tam byłem, ale nie widziałem ani jednej osoby wchodzącej czy wychodzącej, więc albo w Szczecinie mało miłośników śledzi, albo miejsce mało znane. Co ciekawe w domu sprawdziłem na ich stronie internetowej, że oprócz 9 potraw ze śledzia ( w tym śledź na golasa - ciekawe co to?) mają także w ofercie rakowe delicje, czosnkowe krewetki, łososia, dorsza i halibuta, a nawet dziczyznę... hmm... Trzeba się kiedyś wybrać. Nie mają tylko ulubionej potrawy rybnej mojego Kacpra czyli makreli wędzonej z Lidla :-).
Coś dla miłośników śledzi
Coś dla miłośników śledzi © davidbaluch
A na koniec już w pobliżu domu złapałem jeszcze wiosnę za ogon. A mianowicie znalazłem przebiśniegi, którym zrobiłem zdjęcie do kolekcji z krokusami. Czyli wiosna już krąży na całego. Jak to spiewał Grechuta? "Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty.."
Przebiśniegi
Przebiśniegi © davidbaluch

Szczecin. Korzystając z pięknej pogody....

Poniedziałek, 17 lutego 2014 · Komentarze(6)
Już dobrych kilka dni nie miałem okazji pobrykać na rowerku. Weekend był zaplanowany już na odwiedziny rodzinne (czasem trzeba), a w tygodniu wciąż praca. No ale dziś do pracy na popołudnie dopiero, a pogoda za oknem taka, że wydaje się, że słońce puszcza oko do nas zachęcając do wyjścia na rower. Zresztą rower jak zobaczył jaka pogoda, to też zaczął popiskiwać i podskakiwać, żeby go na dwór wypuścić. No to cóż. Pojechałem sobie na Głębokie. Po drodze minąłem mój ulubiony fragment drogi leśnej prowadzącej z Arkonki na Głębokie. Zawsze przypomina mi to las z okolic Schwarzwaldu na południu Niemiec, gdzie miałem okazję kilkakrotnie przebywać. Tam drzewa podobne tylko jeszcze wyższe, jeszcze piękniejsze i jeszcze bardziej magiczne wrażenie robią (Kto był, to wie o czym mówię). Sama nazwa regionu Schwarzwald czyli Czarny Las powstała myślę nie przypadkiem.
Prawie jak w Schwarzwaldzie
Prawie jak w Schwarzwaldzie © davidbaluch
No, powspominałem moje wędrówki po górach Schwarzwaldu i wróciłem do rzeczywistości czyli na Meridę i jazda na Głębokie. Po drodze tak się już ciepło zrobiło, że zacząłem żałować, że kąpielówek nie wziąłem. Skorzystałbym z okazji, że o tej porze roku kąpielisko bezpłatne ;-). Ale jak dojechałem okazało się, że nikt się nie kąpie, więc i ja poprzestałem na zrobieniu tylko pamiątkowej fotografii, żeby potomnym pokazać jaka to onegdaj w 2014 roku ciepła zima była...że Bałtykiem do Szwecji można było przepłynąć.. taka ciepła była ;-)
Na Głębokim
Na Głębokim © davidbaluch
Jezioro Głębokie
Jezioro Głębokie © davidbaluch
Za chwilę sygnał dostałem od zmiennika sztafety, że już w domu czeka na swoim biegowym rowerku i czeka na tatę. Znaczy się: Ja mam Meridę odstawić, a ze swoim potomkiem na biegowy rowerek się wybrać. No to ruszyłem w kierunku powrotnym.
Po drodze zatrzymałem się tylko na chwilkę w dawnej dzielnicy Szczecina "Westend" obecnie zwanej Łękno, gdzie na chwilę uwagę moją przykuł małyy stary domek z Pruskiego Muru jeszcze zrobiony. Z płotem jakby z XIX wieku. Mógłbym w nim zamieszkać (po małym remoncie najpierw). Centrum Szczecina, a jakbym się na wsi dziewiętnastowiecznej znalazł. Jak ja go wcześniej przeoczyłem?
Stary dom w centrum Szczecina
Stary dom w centrum Szczecina © davidbaluch
No i po dojechaniu do domu zmiana zawodnika. Kacper mój dosiadł rowerek swój i pognaliśmy do Lidla po zakupy poranne. To znaczy Kacper jechał swoim biegowcem, a ja, żona i pies musieliśmy nadążać. Jakoś daliśmy radę i po zrobieniu zakupów ciesząc się pięknym słońcem poszliśmy do domu, bo praca wzywa. A tu takie słońce.. Już miałem chęć wolne wziąć.. ale szkoda urlopu. Będzie jeszcze sporo pięknych dni tej zimy. Taką mam nadzieję..
Mały rowerzysta i pies
Mały rowerzysta i pies © davidbaluch

Taniec na lodzie. Szczecin

Środa, 5 lutego 2014 · Komentarze(7)
Wiosna za oknem. I do tego wolne przedpołudnie. Przynajmniej do 12.00. Nie mogłem sobie odmówić krótkiej przejażdżki. Jak cudownie było w słońcu i dodatniej temperaturze  pojechać w dal. No i głupi pomysł: Jadę do Lasku Arkońskiego.  A tam!!  Tam lodowisko. Im dalej brnąłem tym było gorzej. Ludzie chodzili okrakiem, Jedna pani pukała się w głowę patrząc, że jadę na rowerze po lodzie.I faktycznie. Jak próbowałem zejść z roweru to trudniej mi było ustać niż na jadąc na rowerze. Ale opony mam bez kolców. Mimo to dawały radę lepiej niż piesi na nogach. To znaczy, że dobre zimówki lepsze od letnich z kolcami :-) I tak cały Lasek Arkoński. Balet i test na równowagę.
Tylko jednego nie rozumiem. Mamy w Szczecinie Muzeum Techniki i Komunikacji??! Mamy! Mamy tam model Prasolota z Tytusa, Romka i A'tomka??! Mamy! I to duży.No to co stoi na przeszkodzie takim Prasolotem przejechać wszystkie alejki i odparować lód? W końcu prasolot na bazie żelazka i stopka grzeje zapewne wystarczająco. Ach.. wszystko wina Tuska..  
Potem jeszcze pojechałem koło Rusałki..popatrzałem na kłódki śmiertelnie zakochanych, niektórych już pewnie odkochanych zanim kłódka zdążyła zardzewieć, no i pojechałem do domu, bo na 12.00 ważne spotkanie. Acha.. Na lodzie się nie przewróciłem, Poza lodem prawie...Upadku nie było, ale  w czasie katapulty z roweru znowu urwany uchwyt lampki przedniej i kolano boli jak jasna... 
Lodowisko na DDR-ce
Lodowisko na DDR-ce © davidbaluch
Kłódki zakochanych
Kłódki zakochanych © davidbaluch
Koło Rusałki. Szczecin
Koło Rusałki. Szczecin © davidbaluch

Z wizytą u książąt

Niedziela, 19 stycznia 2014 · Komentarze(11)
Ostatnio tak się dzieje, że trochę czasu na rower mam w zasadzie tylko w niedzielę. A i to nie cały dzień, bo w domu i pies czeka i synek i każdy chce też na spacer się wybrać z tatą. Dziś zatem o 10.00 wybrałem się na kolejną przejażdżkę rowerem. Na zewnątrz lekko poniżej zera stopni, ale przyjemnie. Przede wszystkim sucho. Prawdą jest, że nie ma złej pogody na rower, są tylko źle ubrani rowerzyści. No więc po odpowiednim dopasowaniu stroju do pogody ruszyłem. Dziś miałem w końcu okazję wypróbować zakupione kilka dni temu nowe klocki na przód. Jakiś czas temu wymieniłem tylne, teraz nadszedł czas na przód. Wybór padł na klocki Meridy z ABS-em. Bardzo ciekawe rozwiązanie. A mianowicie klocek jest tak skonstruowany, że pod twardą gumą, która przylega do obręczy jest miękka guma. Podczas ostrego hamowania ta miękka guma ugina się i nie pozwala zablokować koła. Na tył nie założyłbym czegoś takiego, ale z przodu zawsze miałem obawy przed silnym hamowaniem. No to test: Rozpędziłem się do 40 km/h w dół ul. Przyjaciół Żołnierza i... raz kozie śmierć! Awaryjne hamowanie tylko przednim hamulcem. I o dziwo.. działa!! Koło się nie zablokowało, a siła hamowania jest też dość duża. Na pewno większa niż w "ręcznym" dozowaniu siły tak żeby nie zablokować koła. No to zakup udany.
Merida Anti-Lock
Merida Anti-Lock © davidbaluch

Pojechałem więc dalej. Do ogrodu Różanki. Po drodze obsztorcowałem jakąś paniusię, która szła z wielkim bydlakiem bez smyczy. Pies łypał na mnie już z daleka zastanawiając się chyba czy mnie zeżreć na obiad. Sam mam psa i to małego, ale nigdy nie biega samopas, chyba, że z dala od ludzi na łąkach Warszewskich.
No więc po minięciu bestii dotarłem do Różanki.Tam gorąca herbatka z nowo zakupionego specjalnie na rower małego termosika. Popatrzyłem na ogród bez róż (no niestety, taka pora roku), który i tak ma swój klimat nawet zimą. Ogród ten na 2 ha został założony w 1928 roku z okazji zjazdu ogrodników w dzielnicy Szczecina Łękno (wtedy Westend).Ogród jak to w Polsce zaczął popadać w ruinę i dopiero od 2005 roku rozpoczęto odbudowę w stylu lat trzydziestych XX wieku. Zasadzono tu ponad dziewięć tysięcy róż w 99 odmianach, wykonano schody, alejki oraz plac zabaw. Prócz kwiatów występują tutaj również egzotyczne drzewa i krzewy posadzone w czasie zakładania ogrodu, m.in.kasztanowiec gładki, korkowiec amurski, jabłonie, wiśnie, grab amerykański, klon oraz świerk serbski  występujący jedynie w górach Bośni i Hercegowiny. Jedną z atrakcji ogrodu jest "Ptasia Fontanna", odtworzona z klinkieru i marmuru na postawie zdjęć i rycin, na wzór budowli przedwojennej. Warto odwiedzić to miejsce szczególnie gdy kwitną róże. Latem odbywają się tu także koncerty i to za darmo.
Postój w Różance
Postój w Różance © davidbaluch

No i jazda dalej. Dojechałem do Zamku Książąt Pomorskich. Mało jest starówki w naszym Szczecinie. Ta przedwojenna została zniszczona, ale to co jest też może się podobać. Może to nie to co we Wrocławiu czy Poznaniu, ale zawsze coś. Ja lubię...
Przed Zamkiem Książąt Pomorskich
Przed Zamkiem Książąt Pomorskich © davidbaluch

No i moja ulubiona ulica: Kuśnierska. Kiedyś jedno z moich zdjęć tej ulicy ukazało się w czasopiśmie podróżniczym i artykule o Szczecinie. Ta ulica według mnie jest najpiękniejszą ulicą w Szczecinie. Choć jazda po niej rowerem do przyjemnych nie należy. Ostro w dół (lub w górę) i strasznie nierówny bruk. Ale za to jak pięknie..

Ulica Kuśnierska w Szczecinie
Ulica Kuśnierska w Szczecinie © davidbaluch

No i popedałowałem do domu. Po drodze jeszcze uśmiech na mej twarzy wzbudziły słupki uliczne przyodziane w sweterki. No tak, zima. Stoją tak i marzną ;-) Obok jest teatr "KANA". Czyżby to jakaś artystyczna instalacja? Nie wiem, ale sympatycznie.. 
Zimą wszyscy marzną :-)
Zimą wszyscy marzną :-) © davidbaluch

No i pokulałem się do domu gdzie czekał pies i synek i do lasu trzeba było ich zabrać... I fajna niedziela znowu była i do wiosny coraz bliżej. Jest dobrze.

HOLENDERSKA NIEDZIELA

Niedziela, 12 stycznia 2014 · Komentarze(10)
Z czym Wam się kojarzy Holandia? Z moich wielu wycieczek i wyjazdów służbowych po Europie z dawnych czasów wizytą w Holandii mogę się pochwalić tylko raz. Kiedyś dawno temu byłem w Rotterdamie . Wizyta na chwilkę (ale nic nielegalnego ;-) ). Zapamiętałem okna bez firan i świetne drogi. Ale Holandia kojarzy mi się z wodą, wiatrem i jeszcze czymś, ale o tym na koniec.
Dziś w niedzielę wybrałem się rowerem po Szczecinie. Niby po moim mieście, ale w rejony, które są dla mnie nowe. To znaczy nowe rowerowo, bo autem bylem tam setki razy: Na prawobrzeże. Najpierw na Jana z Kolna czyli podnóże Wałów Chrobrego. Samochodów jak to w niedzielę mało. Fajnie się więc jechało. Miejsce znam więc się nie zatrzymałem tylko wdrapałem się od razu na most. i nie mogłem sobie odmówić zrobienia zdjęcia w miejscu, które nigdy mi się nie znudzi. Wjazd na lewobrzeżną część Szczecina.
Widok na Wały Chrobrego
Widok na Wały Chrobrego © davidbaluch
Po chwili ruszyłem dalej i to co najbardziej zapamiętałem to zapach kakao na wysokości portu. Często tam czuć ten zapach. Nie wiem skąd, ale nabrałem taką ochotę na kakao, że prześladowało mnie to do końca wycieczki. W domu okazało się, że mam jeszcze kakao na jeden raz. Zrobiłem sobie zanim prysznic zdążyłem wziąć. Tym bardziej, że w drodze powrotnej ten zapach też mnie atakował.
Po przejechaniu około 10 km wzdłuż wody, to jest Odry i jej rozlewisk dojechałem do obranego dziś celu. Marina nad jeziorem Dąbie.
Merida nad jeziorem Dąbskim
Merida nad jeziorem Dąbskim © davidbaluch
No i powrót. Tu Holandię odczułem najbardziej. Woda towarzyszyła mi cały czas, ale było coś jeszcze. Fajnie się jechało w pierwszą stronę, ale dlaczego to okazało się przy powrocie. Wiatr wiał tak mocno w twarz, że prędkość moja ledwo przekraczała 12 km/h. Pocieszałem się, że jadący przede mną bardziej profesjonalnie wyglądający kolarz nic, a nic się ode mnie nie oddalał. Dotelepaliśmy się jak dwie zmory jakieś na most czyli Trasę Zamkową. I tam ujrzałem dwa piękne widoki. Pierwszy to mural na ścianie jednego z budynków. Duży na kilka, lub kilkanaście metrów. Tak naprawdę prawie dla nikogo niewidoczny. Dla tych kilku rowerzystów? Spodobał mi się. Musiałem go sfotografować. Czy ktoś wie co on oznacza?. Tak ogromną pracę ktoś wykonał... Musi mieć jakiś sens.

Mural przy Odrze
Mural przy Odrze © davidbaluch

A po chwili odwróciłem się i widok nieba nad Trasą Zamkową również nie pozwolił na odłożenie aparatu.
Słońce wyszło tylko na chwilę, ale tak dawno go nie widziałem i tak ładnie się zaprezentowało, że nie sposób było odmówić mu uwiecznienia. I do tego ten ptak...
Niebo nad Szczecinem
Niebo nad Szczecinem © davidbaluch
Potem wjechałem do "mojego" Szczecina. (Dla tych co nie wiedzą:Szczecin dzieli się na prawobrzeżny i lewobrzeżny). Pojechałem zasadniczo w stronę domu, ale po drodze zahaczyłem o Domek Grabarza. A co to takiego? Niedaleko Wałów Chrobrego jest zabytkowy domek, nie wszystkim też Szczecinianom znany. Dom grabarza. Tajemniczo brzmiącą nazwę domku nadali mieszkańcy miasta. Jednak tak naprawdę zamieszkiwał go cmentarny ogrodnik. Chatka została wybudowana w 1928 roku, ale tereny, na których stoi, sięgają czasów prześladowań Hugenotów. W 1721 roku ówczesny król pruski, Fryderyk Wilhelm, zezwolił grupie Francuzów na założenie w Szczecinie kolonii francuskiej. Otrzymała ona pewne przywileje: pozwolenie na zorganizowanie własnej gminy kościelnej. Od 1722 do 1945 roku w reformowanej gminie pracowało 18 pastorów. Francuzi mogli również budować domy i zakładać manufaktury. Król zachęcał wręcz do rozwijania handlu i usług. Hugenoci przybywali licznie na Pomorze również z innego powodu: tutaj zwolnieni byli od podatków. W 1722 roku zarząd kolonii francuskiej zwrócił się do króla Prus o przyznanie terenu na cmentarz przy dawnej Franzoesische Strasse, dziś przy ulicy Storrady.
Cmentarz francuski istniał do wiosny 1945 roku, kiedy został zniszczony podczas bombardowań alianckich. Nic nie zostało również z kaplicy cmentarnej, ale zachował się drewniany domek dozorcy cmentarnego, który w 2007 roku został wpisany do rejestru zabytków. Dziś jest tu tylko park.
Dom Grabarza
Dom Grabarza © davidbaluch
No i koniec końców dojechałem do domu. A to co miało być na koniec. Z czym mi się Holandia kojarzy. Nie, nie .. Nie z czerwonymi latarniami. Jak już tyle wody zobaczyłem i tyle wiatrów przeciwnych przemogłem. Jak poczułem się jak w Holandii, to jako wisienka na torcie musiało być coś ekstra. Po powrocie zabrałem moją małżonkę i mojego szkraba trzyletniego do holenderskiej naleśnikarni. I połowę królestwa temu, kto potrafi wymówić ich nazwę: PANNENKOEKEN. Holenderskie naleśniki pieczone w piecu, a nie na patelni. Pyszne, przepyszne, nie do zrobienia w domu (próbowałem, to jednak nie to co z holenderskiego pieca).No więc: i niedziela świetna i Kacper  szczęśliwy, i żona najedzona. I ja tam bylem i pannen.. coś tam jadłem... Normalnie Holandia :-)
Kawałek Holandii w Szczecinie.Synek i Małżonka
Kawałek Holandii w Szczecinie.Synek i Małżonka © davidbaluch


Po deszczowym Szczecinie

Czwartek, 9 stycznia 2014 · Komentarze(8)
Od dłuższego czasu nie miałem okazji pojeździć na rowerze. Dziś trochę luźniejszy dzień, bo do pracy dopiero na 14.00. W związku z tym koło 10.00 rano wybrałem się na przejażdżkę po mieście. Ruszyłem w dół czyli przyjemnie ulicą Przyjaciół Żołnierza.W planie miałem pojeździć trochę dłużej, ale już po kilku kilometrach rozpadał się deszcz. Niestety ubioru na deszcz nie zabrałem, bo nie spodziewałem się, że wiosną, w styczniu może się rozpadać :-).
No więc w deszczu jechałem i jechałem. Kierowcy patrzeli z politowaniem, ale co tam... Rower Depeche Mode, dobry nastrój i jazda. Na chwilę zatrzymałem się przy wyremontowanym budynku urzędu miejskiego. Podoba mi się bardzo w tym kolorze. Przed wojną Niemcy wymalowali go na zielono, Polacy zmienili na szaro-bury, a teraz mimo wielu głosów sprzeciwu wrócono do przedwojennej kolorystyki. Nie wiem jak wam, ale mi się podoba. Potem już byłem coraz bardziej mokry, więc pojechałem w stronę domu, gdzie w oknie oczekiwał już mój wierny pies...  Swoją drogą, ciekawe kiedy spadnie śnieg?
Szczecin - Przyjaciół Żołnierza
Szczecin - Przyjaciół Żołnierza © davidbaluch
Urząd Miasta w Szczecinie
Urząd Miasta w Szczecinie © davidbaluch