Samotnie na Golęcino

Piątek, 19 kwietnia 2013 · Komentarze(1)
Dziś Kacper z mamą pojechał do babci więc uwolniony z ciężaru(choć sympatycznego ciężaru)za plecami pojechałem na samotna przejażdżkę w końcu trochę też w terenie, bo w końcu Merida na teren bardziej niż na DDR-y. Pojechałem tak jak wczoraj w kierunku wodozbioru, potem drogami zabłoconymi przez pola i łąki mijając nieopodal Przęsocin dojechałem do ulicy Nehringa, a potem ulicą Tęczową przez las w stronę Golęcina. Pierwszy raz jechałem tą trasą i nawet nie wiedziałem, że takie wysokie wąwozy są w okolicy ulicy Tęczowej. Momentami w dół jechałem na zaciśniętych klamkach. Do domu wróciłem wzdłuż Odry przez Gocław i Golęcino. I jak zwykle , prysznic i na 14.00 do pracy
Przed wjazdem na teren Wodozbioru - od strony Przęsocina © davidbaluch


Jeden z wąwozów przy zjeździe ulicą Tęczową w Szczecinie © davidbaluch


/5042281

Pies rowerzysta

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · Komentarze(0)
Czwartkowy poranek. Do pracy na popołudnie. Warto więc wybrać się na rower. Jakiś miesiąc temu kupiłem metalowy kosz i pomyśleliśmy, że warto zrobić pierwszą eksperymentalną jazdę rowerami całą rodziną, tzn. również z psem. Zamontowałem koszyk na rower Moniki, bo ze mną jeździ Kacper,a pies i dziecko to trochę za dużo. Pies waży jakby nie było prawie 11 kilogramów. No więc zapakowaliśmy przed domem psa do koszyka. Widać było, że ma stracha, ale dzielnie siedział. Chęć wyjścia ze wszystkimi na dwór była silniejsza niż strach przed nieznanym.
Pakujemy Brebisa przed domem do koszyka © davidbaluch


Potem ruszyliśmy. Na początku Brebis strasznie się kręcił, chciał odwrócić psa ogonem, ale był przypięty i się nie dało. Potem trochę się uspokoił i jechał wzbudzając zainteresowanie przechodniów. Postanowiliśmy pojechać na wzgórza warszewskie. Ruszyliśmy więc Przyjaciół Żołnierza (gdzie są chyba jedyne w Szczecinie światła wykrywające rowerzystę i nic nie trzeba przyciskać, żeby się zielone włączyło), potem nową ulicą Warcisława i cały czas pod górę.
Jedziemy w górę ulicą Warcisława © davidbaluch

Droga dla rowerów w stronę Warszewa ulicą Warcisława i Nowokresową jest świetna. Jazda nią to sama przyjemność. Brebis coraz bardziej przekonywał się do jazdy, ale czasem kręcił tyłkiem powodując taniec Moniki na rowerze. Po jakimś czasie się do tych cyrków przyzwyczaiła, a i Brebis się uspokoił. Dojechaliśmy do ulicy Kredowej, minęliśmy jeziorko i dojechaliśmy do początku rezerwatu przyrody "Wodozbiór"
Jedziemy ulicą Kredową. Zaraz osiągniemy cel © davidbaluch


Po dojechaniu zsiadamy z rowerów bo Brebis i Kacper muszą w końcu pobiegać. Brebis ze stresu mimo, że tylko jechał wypił całą miskę wody, a Kacper cały soczek. I potem przez około kilometr ja prowadziłem dwa rowery przez łąki i las, a reszta rodziny brykała wesoło i fikała koziołki. pogoda była rewelacyjna, zrobiło się 25 stopni, w lesie też było super. Przedpołudnie spędzone rewelacyjnie.
Początek rezerwatu, Zsiadamy z rowerów © davidbaluch


Pies zmęczony jazdą na rowerze pije wodę z miski turystycznej © davidbaluch


Po przejściu kilometra, Kacper powiedział:" Czekaj tata, stój, chcę jechać już na łowełku". No i pojechaliśmy do domu, bo na 14.00 trzeba do pracy. Teraz pędziliśmy w dół, co podobało się Kacprowi, ale dużo mniej Brebisowi, który po prostu piszczał tym głośniej im szybciej Monika jechała. Ale do domu dotarliśmy wszyscy cali i zdrowi, a Brebis zjadł, wypił i legł kopytami do góry. pewnie śni mu się jazda na rowerze...

/5042281
Endomodo trochę wariowało i niecała wycieczka zapisana, ale brakuje tylko początku.

Rowerek sypialny

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(1)
Zgodnie z obietnicą z wczorajszego dnia wziąłem Kacpra na rower po południu. Myślałem, że kawałek z nim pojadę.Na początku była frajda. Wdrapaliśmy się na najwyższy szczyt Warszewa :o) to jest podjazd ulicą Duńską i do tej chwili Kacper cieszył się wycieczką. I to zdjęcie poniżej to właśnie w tej chwili, a minutę później pytam się go czy chce na plac zabaw.. a on śpi!!
Powrót już cięższy i z zamierzonych kilkunastu km zrobiło się niecałe 6.Kacpra głowa wciąż leciała mi na plecy i wracało się ciężko. Trzeba było do domu, a nie na wojaże. Ale słowa dotrzymałem. Na łowełku był.A miało być tak pięknie. Łowełek tata, łowełek..

Na górze ulicy Duńskiej, krótko przed spaniem © davidbaluch


trasa
/5042281

Rodzinna niedziela po Szczecinie

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(1)
Poranne otwarcie oczu i.. hurra! Pierwszy raz w prognozie nie kłamali. Jest słońce i ciepło. Trzeba było tylko żonę namówić na rower, bo Kacper (lat 2) od rana chodził i mówił, cytuję:" Kacperek idzie na rowerek z tatą i będzie mówił 'szybko tata, szybko' No więc po 9.00 udało nam się ubrać, zaopatrzyć Kacpra w pieluchę na drogę, herbatkę, biszkopty i ruszyliśmy. Pierwsza fotka przed domem
Początek wycieczki - przed domem © davidbaluch


Potem grzejąc się w słońcu ruszyliśmy w stronę Parku Kasprowicza, gdyż zamiarem dzisiejszej przejażdżki były DDR-y po Szczecinie. Jadąc w ciepłym słońcu dojechaliśmy do Parku Kasprowicza.
Ulica Arkońska - Droga dla rowerów © davidbaluch


Arkońska - z moim Kacprem w drodze na Jasne Błonia © davidbaluch

Kacprowi wyraźnie nie podobały się postoje celem robienia zdjęć co widać po minie na zdjęciu powyżej :-)

Po przyjeździe pod Amfiteatr Kacper wyraźnie zadowolony poszedł na plac zabaw bawić się z innymi dziećmi. Tylko oczywiście przewrócił się na pierwszym korzeniu i wpadł w psie gó..o na plecy. Przydała się moja woda z bidonu do wyczyszczenia kurtki choć trochę, żeby dało się dalej jechać. Choć smród czułem do końca wycieczki już. Nie przeszkodziło to Kacprowi w super zabawie i jeździe na niby rowerku na placu zabaw.
Czyszczenie psiej kupy © davidbaluch


Rowerek donikąd © davidbaluch


Po negocjacjach z Kaprem dotyczących opuszczenia placu zabaw w końcu ruszyliśmy dalej. Choć po wsadzeniu do fotelika Kacper stwierdził, że-ponownie cytuję:" ja mam swój łowełek i sam będę jechał z tatą". Łowełek czyli rowerek jest oczywiście przystosowany tylko do jazdy po domu lub placu zabaw i sam to co najwyżej przejechałby 100 metrów, ale po zapewnieniu, że następnym razem pojedzie na swoim łowełku, zgodził się jechać dalej w foteliku. Po kilku minutach dojechaliśmy na Jasne Błonia pokryte pięknym dywanem krokusów słynnym już chyba na całą Polskę.
Szczecińskie krokusy - żona z moim rowerkiem i moim.. ups.naszym synkiem :o) © davidbaluch


Potem zaczął się biszkoptowy szlak, tzn. Kacper co 500 metrów krzyczał, że chce biszkopta. Zatrzymanie, biszkopt w łapkę i dalej jazda. Jadąc w słońcu minęliśmy romantyczny Plac Grunwaldzki ze starodawnym słupem Teatru Polskiego pasujący do roweru mojej żony :o), Potem pojechaliśmy na Wały Chrobrego i stamtąd już z górki do domu. Jakieś 500 metrów przed domem biszkoptożerca zasnął w foteliku i spał do samego domu. W mieszkaniu położyliśmy go do łóżka i spał jeszcze 2 godziny. Po przebudzeniu przyszedł do mnie powiedział: " Tata, jutro na łowełek" :o)
Plac Grunwaldzki - Szczecin © davidbaluch

10 km po pasztecika

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · Komentarze(1)
Mimo końcówki choroby słoneczna niedziela w Szczecinie kusiła na krótką choć przejażdżkę. Pretekstem było życzenie mojego dwulatka, a mianowicie od rana powtarzał, że chce tecika (po polsku: pasztecika;o) Do najbliższego pasztecika na Kołątaja jest tylko 2 km, ale pojechałem dookoła i wyszło 11. Najpierw w kierunku stadionu Arkoni gdzie krótką przerwę zrobiłem przy wyremontowanej zabytkowej wiacie przystankowej z lat XX ubiegłego wieku. Potem wzdłuż Wojska Polskiego przez Jasne Błonia w stronę Niebuszewa. Na Jasnych Błoniach tyle ludzi, że myślałem, że festyn jakiś. Tak na ludzi słońce podziałało, że mimo iż niezbyt jeszcze ciepło to setki szczecinian wyległy na spacer. W budce na pętli autobusowej kupiłem pasztecika (z mięsem, tradycyjnego, a nie jakiś wynalazek z jajkiem jak na reklamie). Potem szybko, żeby nie wystygł pognałem już prosto do domu. A w domu Kacper raz ugryzł i stwierdził, że nie jest już głodny :o(
Z tego wszystkiego przynajmniej świetną przejażdżkę sobie urządziłem. Wiosna rozpoczęta. teraz musi być tylko lepiej!!

Zabytkowa wiata © davidbaluch

Szczecińskie paszteciki © davidbaluch


/5042281

Nowy rower żony

Sobota, 9 marca 2013 · Komentarze(5)
Ponieważ nasz Kacperek zaczął jeździć w foteliku, żona Monika po 6 latach w końcu zdecydowała, że też wsiądzie na rower. Zdecydowała się na rower miejski, jako, że wypraw po bezdrożach nie planuje, a jedynie wycieczki DDR-ami po Szczecinie i okolicy. Tak więc wczoraj w zaprzyjaźnionym sklepie rowerowym zakupiłem śliczny miejski Cossack w kolorze Cappuccino. Najważniejsze, że z koszykiem :o)
No i dzisiaj po raz pierwszy 6 km w okolicy zrobiliśmy. Pierwszy raz we trójkę.
Na początku żona ruszyła po drodze jak żółw ociężale, powoli do przodu ruszyła ospale. Szarpnęła rowerem i kręci z mozołem i kręci się kręci koło za kołem....
Potem już poszło, było fajnie. Najbardziej cieszył się Kacper, że cała rodzina jedzie na wycieczkę. Myślimy jeszcze o koszyku dla piesa naszego.
Mimo zimna Monice się podobało, choć pewnie jutro wszystko ją będzie bolało. W każdym razie sobota rozpoczęta sympatycznie.

Wpis z godz. 20.14 :o) Po powrocie do domu Monikę nosiło i jeszcze wsiadła po południu na swój nowy rowerek i pognała do sklepu. A Kacper jest zapatrzony w rower mamy i mówi, że go kocha.


Nowy rower żony © davidbaluch


Kacper na Cossacku © davidbaluch

Rośnie nowe pokolenie

Czwartek, 7 marca 2013 · Komentarze(1)
Troszkę się zimniej zrobiło, ale wciąż przyjemnie, więc przed pracą szkoda było nie pojeździć. Najpierw mojego 2 letniego potomka po raz pierwszy zabrałem na przejażdżkę w foteliku rowerowym. Wbrew obawom, że będzie się bał okazało się, że już po pierwszych 300 metrach zaczął mi z tyłu krzyczeć do ucha: Sipko, tatuś, sipko!! (Czyli w tłumaczeniu: Szybko tatuś, szybko!!). Daleko nie jeździliśmy, bo jeszcze nie zdążyłem mu kupić kasku, więc zrobiliśmy 3 km wokół jeziorka koło domu i tyle. Potem nie chciał wyjść z fotelika i dopiero wytłumaczenie, że rowerek się zmęczył przekonało go i zgodził się zejść. Jednocześnie musiałem zapewnić go, że jutro też pójdziemy na rower. Obietnicę muszę dotrzymać. Mam nadzieję, że nie będzie śniegu i gradu :o)
Suma summarum będę miał z kim w końcu jeździć.

Rosnie nowe pokolenie © davidbaluch


No, a potem pojechałem już sam na samotny objazd Szczecina. Sprawdziłem czy nie ubyło dróg rowerowych. Okazało się, że nie, więc spokojnie wróciłem do domu.
/5042281

Do wodozbioru

Wtorek, 5 marca 2013 · Komentarze(0)
Kolejny ciepły dzień, więc hop na rower i gdzie koła poniosą. Poniosły na Gubałówkę i faktycznie jakiś inny klimat, bo na Komuny Paryskiej wiosna a tam na górze śnieg miejscami leży!!. Potem na Podbórzańską i laskiem po lodzie, tańcząc piruety do wieży widokowej przy wodozbiorze. Fajne miejsce. Świetny widok. Trochę brakuje mi ławek i kawałka jakiegoś stolika, bo gdyby, ktoś w przeciwieństwie do mnie z kimś przyjechał to mógłby na małe jasne usiąść. (Powoli zastanawiam się nad fotelikiem dla psa). Chwila kontemplacji przyrody i powrót, bo na 14.00 do pracy. Po drodze spotkałem 3 sarny, które o dziwo w ogóle się nie bały, tylko zaciekawione na mnie patrzyły (nie widziały takiego indywiduum chyba). Zagadałem do nich, a one mnie w d.. miały i się żarciem zajęły. Nie przeszkadzałem tylko pomknąłem w dół tym razem na Książąt Pomorskich. Wycieczka udana, choć krótka.

Platforma widokowa przy Wodozbiorze © davidbaluch

Tak prezentuje sie platforma widokowa

Rozlewiska wodozbiori © davidbaluch

Widok z platformy
/5042281

Początki wiosny

Poniedziałek, 4 marca 2013 · Komentarze(0)
Zima oddala sie wielkimi krokami. Ostatnio było wciąż zimno, mokro, deszczowo i tylko przez okno razem z psem i rowerem patrzeliśmy tęskniąc za ładna pogodą. Ja jeszcze sobie czasoumilacza w płynie znalazłem, ale pies i rower nie mieli czym sie zająć i czekali na kawałek słońca. No i w końcu się doczekali. Mały wypad w stronę jeziora Głębokie w słońcu to to, co tygryski lubia najbardziej!! Chwilę zeszło na wytłumaczenie psu, że nie ma fotelików przystosowanych na West Highland Terriery. W końcu obiecałem, że po powrocie pojedzie autem do lasu i tym sposobem trochę sobie pojeździłem. Niestety jak zwykle sam.. :o(
/5042281

Dookoła własnego ogona

Czwartek, 7 lutego 2013 · Komentarze(0)
Ponieważ rozruszał sie rower po zimie i zaczął piszczeć w kącie, że chce na dwór, zlitowałem sie i zabrałem go na spacer. Zimno było okrutnie, więc trasę wybrałem miejską, żeby trochę spaliny z rur wydechowych ogrzały, no i w razie wywrotki na lodzie większa szansna na przyjazd karetki. W końcu to Szczecin, więc na karetkę dłużej niż godzinkę bym chyba nie czekał. Wycieczka bez emocji pomijając, że w pewnym momencie przedni błotnik chyba się zmęczył i został na asfalcie, a my z rowerkiem pojechalismy dalej. Na szczęście daleko nie uciekł i do domu wrócił z resztą towarzystwa.
/5042281ą towarzystwa.